Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świadek: oskarżony miał krew na ręce

Ewa Gorczyca
Odbyła się kolejna rozprawa w procesie Beki B. Mieszkający w Polsce Gruzin jest oskarżony o zabójstwo i usiłowanie zabójstwa. Do dramatu doszło w noc sylwestrową.

Grupa młodych mieszkańców Podkarpacia rok 2014 żegnała w górach. Bawili się w jednym z lokali w Bukowinie Tatrzańskiej. W tej samej restauracji wieczór spędzali też dwaj Gruzini z żonami i dwójką dzieci. Obcokrajowcy przed północą postanowili opuścić bar. Polacy też wyszli na zewnątrz. Dramatyczne wydarzenia rozegrały się już na ulicy. Od ciosu nożem, zadanego przez Bekę B. zginął 23-letni student, Artur S. z Jedlicza. Jego o rok młodszy kolega miał więcej szczęścia, bo choć dostał pięć uderzeń w plecy, to rany nie były śmiertelne.

Kto kogo sprowokował?

Nie wiadomo, skąd w ręce Beki B. wziął się nóż. 27-latek twierdzi, że działał w obronie koniecznej a noż odebrał jednego z atakujących go chłopaków. Twierdzi, że jego bliscy byli zagrożeni, Polacy zachowywali się zaczepnie jeszcze w lokalu. Gruzini wyszli i chcieli odjechać, ale grupa blokowała wyjazd. Beka B. to mistrz judo. Tłumaczy, że wysiadł z auta i pobiegł w ciemną uliczkę, żeby odciągnąć agresywnych młodych ludzi od swojej rodziny. Wersję oskarżonego potwierdzają jego bliscy.

Co innego twierdzi grupa młodych jedliczan. Z ich zeznań wynika, że to Gruzini szukali zwady a konflikt zaczął się jeszcze w restauracji. Beka B. bez powodu uderzył jednego z chłopaków w głowę. Innemu poszarpał koszulę.

Obie strony trzymają się swojej wersji. I dlatego dla sądu tak ważne są zeznania pozostałych świadków. W piątek przesłuchano 19-letnią Dorotę R. Dziewczyna tamtej nocy obsługiwała klientów restauracji. Była jedyną kelnerką na sali. Niestety, nie wiele zapamiętała i niewiele widziała. Jej zdaniem zabawa przebiegała spokojnie.- Nie było żadnych incydentów, nic nie zapowiadało późniejszych wydarzeń - mówiła Dorota R. Zaprzeczyła, by pomiędzy gośćmi doszło do jakiejkolwiek konfrontacji. Przyznała, że w pewnej chwili współwłaściciel lokalu wezwał ochronę, ale nie potrafiła powiedzieć dlaczego. Zanim ochroniarze pojawili się na miejscu, wszyscy wyszli już na zewnątrz.

Sąd przesłuchał także rodzinę z Częstochowy. Grażyna i Jan Z. z córkami, zięciami i wnukami mieszkali w hotelu, który mieścił się w tym samym budynku. Wieczorem zeszli do sali restauracyjnej na półpiętrze. Na tej samej kondygnacji siedziało towarzystwo Beki B. Młodzież z Podkarpacia bawiła się na parterze, przy barze. Grażyna Z. i jej mąż nie mieli zastrzeżeń do zachowania tej grupy. - Był Sylwester, więc wiadomo, że wszyscy coś tam wypiliśmy. Ale atmosfera była przyjazna, tańczyliśmy, było wesoło - opowiadał Jan Z.

Dobry klimat przerwał incydent, do którego doszło, gdy dwóch chłopaków weszło na piętro, gdzie przy stoliku obok schodów siedzieli Gruzini. - Nie wiem, co tam się dokładnie stało. Kto kogo uderzył. To był moment. Wcześniej nie słyszałam żadnych zaczepek, wyzwisk. Zaraz potem ci chłopcy uciekli. Widziałam, że oskarżony miał zakrwawioną dłoń - opowiadała Grażyna Z. Także jej córka zapamiętała szarpaninę i krew na ręce Beki B, ale nie wie, kto zaczął. - Mama się przejęła i w tej sytuacji uznaliśmy, że lepiej będzie wrócić z dziećmi do pokoju - zeznawała Ewa K.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24