Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tak się kochali, że odeszli razem

Jakub Hap
Śmierć kogoś najbliższego zawsze jest traumą, tworzy ranę, która bywa niezabliźniona. Trudno się dziwić - wraz z utratą ukochanej osoby umiera jakaś część nas samych. Dla 78-letniej Danuty Betlej z Roztok rozstanie z Władysławem okazało się doświadczeniem ponad siły. Mąż przyszedł po nią po dwóch dniach, czekała na to...

Ci, którzy ich znali mówią, że byli małżeństwem jakich już coraz mniej. Lata mijały a oni wciąż obok siebie. Do kościoła jeździli razem, na zakupy razem, do lekarza razem... Łącząca ich więź nie wynikała jednak z przywiązania, chociaż mógłby ktoś powiedzieć, że żyjąc w małżeństwie od 55 lat, w dodatku nie posiadając dzieci i mieszkając tylko we dwoje, byli wręcz na siebie skazani. Ale to nie to, ich łączyło coś więcej... Miłość może nie taka jak za czasów młodzieńczych, zwariowana, kiedy serce do serca lgnęło, ale dojrzalsza, choć nie mniej mocna. Okazywali ją sobie dzień w dzień wzajemnym szacunkiem, zrozumieniem.

55 lat razem Obydwoje pochodzili ze wsi. Pan Władysław z Bierówki, pani Danuta z Roztok. Pobrali się zaraz po powrocie pana Władka z wojska. Po ślubie zamieszkali w domu rodzinnym panny młodej.

Tworzyli małżeństwo tradycyjne. On zarabiał na wspólne życie jako mechanik w szpitalu w Jaśle, a później, aż do emerytury, w Zakładach Naprawczych Urządzeń Naftowych w Krośnie, ona zajmowała się domem. Była gospodynią z prawdziwego zdarzenia - świetnie gotowała, piekła pyszne ciasta, haftowała. Pomagała też mężowi na roli, pole uprawiali przez lata. Mimo różnych trosk codziennego życia zawsze była osobą pogodną.

- Danuta bardzo przypominała swego ojca, miała duże poczucie humoru. Była niezwykle pogadana. Uwielbiała żartować, podobnie jak Władek - opowiada Kazimiera Hap, od lat mieszkająca w sąsiedztwie Betlejów.

Patrycja Wilgucka, jej wnuczka, również wieloletnia sąsiadka małżeństwa, z dużym sentymentem wspomina pozytywną kobietę zza płotu. - Często umawiała się z moją mamą na kawę. Jak miała do nas przyjść, nie mogliśmy się jej z siostrami doczekać. Wiedziałyśmy, że swymi żartami mocno nas rozweseli, przyniesie poczęstunek. I nigdy się nie rozczarowałyśmy - wyznaje Patrycja.

Państwo Betlejowie byli bardzo uczynni - dla rodziny, sąsiadów. Jak ktoś miał problem z autem, zawsze mógł liczyć nawsparcie pana Władka. Motoryzacja i wszystko co z nią związane to była jego pasja. - On był w motoryzacji zakochany! Niedługo przed śmiercią kupił traktor, którego nigdy nie miał, lecz zawsze pragnął. Ani raz nie wyjechał w pole, ale marzenie spełnił - mówi Renata Bachta, synowa siostry pana Betleja. Mimo że mieszka w Chrząstówce, w domu wujostwa męża była częstym gościem. Lubiła go odwiedzać i przez lata mocno zżyła się z gospodarzami.

- Zawsze darzyłam ich sympatią, byli ludźmi otwartymi i taki też był ich dom. Lubili przyjmować gości, nawet będąc już w podeszłym wieku nie zamykali się na rodzinę, sąsiadów. I kochali zwierzęta, mieli psy, koty... U nich każdy czuł się dobrze - uśmiecha się pani Renata.

Nie zostawił samejW ostatnich latach małżonkom dokuczało zdrowie, mocniej pani Danusi, od młodości przebywającej na rencie. Nie siedzieli jednak od rana do nocy w czterech ścianach, krzątali się przydomu, tydzień w tydzień jeździli

na mszę świętą. W kościele mieli stałe miejsca - oczywiście obok siebie. Nic nie zwiastowało wydarzeń, do których doszło w ciągu zaledwie czterech dni. W sobotę, 19 marca, pan Władysław źle się poczuł, popołudniu zabrała go karetka. Następnego dnia zmarł. O tym, co się stało, panią Danutę poinformowała R. Bachta.

- Przyjęła to tak, jak przystało na silną kobietą. Nie dała po sobie poznać, że gdzieś wewnątrz targają nią złe emocje. W pierwszą noc po śmierci wuja u wujenki spała koleżanka, by było jej raźniej. Wydawało się, że wszystko jest w porządku. W poniedziałek było już jednak bardzo źle, przyjechało pogotowie. Na noc wujenka wróciła do domu, ale we wtorek, niestety, zmarła. Przyczyna zgonu była identyczna jak w przypadku wuja - niewydolność serca. Jej odejście zaraz po mężu było szokiem, ale nie przypadkiem. Całe życie byli za sobą, on zawsze mówił do niej Danusia... - załamuje głos krewna Betlejów.

Wspólne życie, wspólna podróż na drugi brzeg - tęsknotę ciężko w sobie stłamsić. Pani Danuta chyba przeczuwała, że naponowne spotkanie z mężem nie będzie musiała długo czekać.

- Co będę tu sama robić? Powiedziała mi zaraz po śmierci pana Władka. Zostaje mi tylko patrzeć przez okno i czekać, napewno po mnie przyjdzie. Gdy odpowiedziałem, że za dobrze by było, jakbyśmy sami mogli wybrać chwilę śmierci, tylko się uśmiechnęła - mówi Krzysztof Hap.

Pan Władysław nie chciał, by żona opłakiwała go na czele żałobnego konduktu. Wolał mieć ją przy sobie, nie obok siebie, a ona chyba nie miała nic przeciwko. Na wieczną wartę w dwóch trumnach odprowadzono ich w środę, 23 marca. Tarnowieccy księża docenili miłość Betlejów, dwa dobre serca, poruszając uczestników pogrzebu. Sąsiedzi zmarłego małżeństwa podkreślają, że widok nagle opustoszałego domu wzbudza w nich dziwne odczucia. Tak jak wycie osamotnionego psa...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24