Tomasz Tułacz: opłaca się grać do końca

- Resovia w Tomaszowie nie miała prawa zremisować, w 87 minucie przegrywała jeszcze 1-3. Jakim cudem uratowaliście punkt?

- Bo graliśmy do końca. Nigdy nie tracę nadziei, że uda się wyjść z opresji, odrobić straty. Przekonuję zawodników, aby walczyli do ostatniej minuty chwil, bo to się często opłaca.

- Remis smakował tym razem jak zwycięstwo.

- Cieszyliśmy się, ale był też mimo wszystko niedosyt, bo do Tomaszowa jechaliśmy wygrać.

- Tymczasem szybko zrobiło się 0-2.

- Mecz nam się nie ułożył. Po stracie gola, setkę miał Przemek Pałkus, nie trafił, poszła kontra i Tomasovia podwyższyła wynik. W I połowie nie graliśmy dobrze, daliśmy się rozhuśtać rywalowi. Swoje zrobił brak Mariusza Wiktora, przez co musiałem pomieszać w składzie.

- A może piłkarzy rozkojarzyła świadomość, że są już mistrzami jesieni.

- Raczej nie. Nastawialiśmy się na walkę o 3 punkty, bo interesuje nas nie tylko 1 miejsce na półmetku, ale tez konkretna przewaga nad rywalami, która dałaby wszystkim psychiczny komfort przed rewanżami.

- Ta przewaga po wekeendzie stopniała.

- Dlatego skupiamy się na ostatnim meczu rundy ze Stalą Kraśnik. Trzeba go wygrać, zgarnąć komplet punktów i utrzymać dystans nad przeciwnikami.

- Mógłby on być chyba większy, niż 4 punkty?

- Gdyby tak każdy zespół dodawał sobie punkty, które niepotrzebnie stracił, to wyszłoby ich pewnie ze 40. Jestem ambitny, zawsze chcę wygrywać, ale my też mamy problemy. Musimy przez to rotować składem, a to nie zawsze sprzyja formie. Cóż, jest jak jest, mamy pierwsze miejsce, przegraliśmy tylko raz. Wydaje mi się, każdy w lidze chciałby być na naszym miejscu.

- Myśli pan już o tym, co trzeba zrobić przerwie zimowej?

- Wszystko już jest zaplanowane, ale dziś nie wiadomo, czy te sprawy zostaną zrealizowane. O tym jednak na razie nie ma co myśleć. W tym tygodniu liczy się mecz ze Stalą Kraśnik.