Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Wiktorowski: Serena ma w końcu konkurencję

Hubert Zdankiewicz
Tomasz Wiktorowski jest trenerem Agnieszki Radwańskiej od 2011 roku. Pod jego kierunkiem dotarła w 2012 roku do finału Wimbledonu i wygrała w 2015 roku Mistrzostwa WTA.
Tomasz Wiktorowski jest trenerem Agnieszki Radwańskiej od 2011 roku. Pod jego kierunkiem dotarła w 2012 roku do finału Wimbledonu i wygrała w 2015 roku Mistrzostwa WTA. Mariusz Kapała
Tomasz Wiktorowski, trener Agnieszki Radwańskiej, opowiada o planach na przyszłość, pogoni za Sereną Williams i wpadce Szarapowej.

Dlaczego Agnieszka zrezygnowała z występu w Rzymie? Powód był zdrowotny, czy taktyczny?

Od początku planowaliśmy, żeby w tym roku rozegrać jak najmniej turniejów na kortach ziemnych. Czas pomiędzy Madrytem a Paryżem chcemy wykorzystać na trening, przede wszystkim na przygotowanie fizyczne, bo przy tej liczbie meczów, jakie Agnieszka rozegrała w pierwszej części sezonu, nie było na to kompletnie czasu. Mogliśmy tylko dbać o to, by zachowała jak najwięcej świeżości. Na tym, co wypracowaliśmy zimą, do Wim-bledonu i Rio nie dojedziemy.

Decyzję ułatwił wam chyba fakt, że ceglana mączka to najmniej lubiana przez Agnieszkę nawierzchnia, a ta w Rzymie jest chyba najwolniejsza w całym cyklu WTA.
Z jej statusem nie ma sensu pchać się tam, gdzie raczej nie czeka nas nic dobrego. Serce do walki i zaangażowanie na pewno by było, ale wiadomo, że nie są to niewyczerpane pokłady. Tym też trzeba umiejętnie gospodarować.

Co ze zdrowiem Agnieszki?

Na pewno odczuwa skutki dużej liczby meczów w pierwszej części sezonu, ale nie wygląda to źle. Po prostu jej chroniczne urazy, które dają się we znaki co jakiś czas, odezwały się akurat w okolicach Indian Wells i Miami. To nie było jeszcze nic poważnego, ale nie mogliśmy lekceważyć tych objawów, stąd rezygnacja ze startu w Katowicach i meczu FedCup z Tajwa-nem. Tego się już do końca nie pozbędziemy, można tylko robić ćwiczenia rehabilitacyjne i zabezpieczające, żeby negatywne skutki tych urazów były jak najmniejsze.

Z jakim nastawieniem jedziecie na Roland Garros?

Na pewno nie po to, by ciułać punkty, choć w tym roku wszystko powyżej pierwszej rundy dopisze się na plus. To jest Wielki Szlem.

Niemniej Agnieszka na pewno ma większe szanse na sukces w innych Wielkich Szlemach.

Co do Wimbledonu zgoda - każdy wie, że tenis Agnieszki, jej technika i sposób poruszania się po korcie predestynuje ją do gry na trawie. Natomiast co do pozostałych Szlemów, to moim zdaniem w Paryżu ma takie same szanse na sukces, co w Melbourne i Nowym Jorku. Błędem jest dla mnie segregowanie tych turniejów tylko ze względu na rodzaj nawierzchni, bo wszędzie pojawiają się jakieś mniejsze czy większe problemy, jak wiatr, słońce, czy wilgotność. Korty twarde też są różne, piłka inaczej się na nich zachowuje. Na tym właśnie to polega, że najwięksi mistrzowie umieją sobie radzić w każdych warunkach. Decyduje zaangażowanie.

Jak odbiera Pan niedawną deklarację Agnieszki, że nie zadowala ją pozycja wiceliderki rankingu WTA (teraz jest trzecia) i chce jak najszybciej wyprzedzić Serenę Williams?

To nie jest niedawna deklaracja, Agnieszka mówiła o tym wiele razy.

Wydaje się, że w tym roku są jednak w końcu realne szanse?

Zdajemy sobie sprawę, jaka jest sytuacja punktowa, w jakiej sytuacji jest Agnieszka, a w jakiej Serena. Wiemy wszyscy, że to jest realne, bo jej strata do Amerykanki może zostać zniwelowana jednym turniejem Wielkiego Szlema. Taką możliwość daje Roland Garros, Wimbledon i US Open również, bo Serena dotarła tam do półfinału. Szanse są - osiągnięcie tego celu wymaga jednak mądrego planowania, ogromnego zaangażowania, determinacji i wiary w siebie. Tego Agnieszce nie brakuje, co pokazała choćby jesienią ubiegłego roku w Singapurze.

Serena Sereną, ale jest jeszcze kilka innych zawodniczek, które mogą pokrzyżować Wam plany.

To prawda, jednak wszystkie pozostałe zawodniczki są dużo bardziej w zasięgu Agnieszki, niż dotychczas była Serena.

Serena w formie jest poza zasięgiem wszystkich.

Zgadza się, to jest pewien symbol. Mówiąc Serena od razu myślisz: numer jeden w damskim tenisie. Zdajemy też sobie sprawę z tego, co dzieje się w czołówce rankingu: Tuż za plecami Sereny jest Kerber, bardzo dobrze gra ostatnio Azarenka i jeżeli nic się nie zmieni w jej nastawieniu mentalnym, to będzie bardzo groźna w drugiej połowie sezonu. Myślę, że prędzej czy później do grupy pościgowej dołączy Halep. Narzędzia do tego, by być bardzo dobrą tenisistką ma również Muguruza, choć na razie nie zawsze udaje jej się grać na takim poziomie, jak w ubiegłym roku. Jest jeszcze Kvitova… Myślę, że sytuacja w czołówce zaczyna się otwierać i wcześniej czy później pojawią się szanse dla tych dziewczyn by zostać numerem jeden. Naszym celem jest być wtedy w tej grupie jak najbliżej szczytu. Serena pokazała w ostatnim czasie trochę słabości i zaliczyła, jak na nią, zbyt dużo wpadek w decydujących fazach dużych turniejów.

Jak w Australii?

Dla każdej innej dziewczyny finał turnieju Wielkiego Szlema to ogromny sukces, natomiast dla Sereny to była w pewnym sensie wpadka. Podobnie, jak ubiegłoroczny półfinał US Open, czy porażki w kilku mniejszych turniejach.

Jednak w Nowym Jorku Williams była pod gigantyczną presją, bo walczyła o skompletowanie klasycznego Wielkiego Szlema. W Melbourne ta presja była już jednak mniejsza. Czy można zaryzykować tezę, że Serena słabnie?

Myślę, że składa się tu kilka czynników. Wieku się oczywiście nie oszuka, z motywacją do walki też jest już pewnie różnie. Ja jednak zaryzykowałbym stwierdzenie, że po prostu dziewczyny za plecami Sereny, są coraz mocniejsze i taka dominacja, do której ona jest przyzwyczajona, nie będzie już miała nigdy miejsca. Tak mi się wydaje. Te dziewczyny wciąż się uczą i mogą nie być w stanie utrzymać tego wysokiego poziomu przez dłuższy okres czasu. Pojawiają się jednak takie momenty w tracie sezonu, gdy potrafią być bardzo groźne dla każdego, łącznie z Sereną. Do tej pory takiej sytuacji nie było, za to teraz Kerber jest w stanie grać z Sereną i wytrzymać prędkość jej piłek. Do tej pory prędkość piłek Sereny była zabójcza dla pozostałych dziewczyn. Kluczową kwestią jest umiejętność utrzymania wysokiej formy przez cały sezon. Serena to potrafi, ale będzie jej już dużo trudniej, gdy trafi na zawodniczkę, która ma akurat swój moment, jak Kerber w Melbourne. Gdyby te dwie zagrały ze sobą kolejno siedem meczów, to Serena pewnie wygrała by sześć. Ale ten jeden - najważniejszy - wygrała Angelique.

Czy sukcesy Kerber, albo wcześniej Woźniackiej, to dla Was dodatkowa motywacja? Że skoro Angelique może, to dlaczego nie Agnieszka…

Skoro Pennetta może, to dlaczego nie Agnieszka. Albo Bartoli, czy Schiavone... Myślę zresztą, że ostatni „Masters” potwierdził, że Agnieszka też może.

Chodziło mi relacje Agnieszki z Kerber i Woźniacką Co innego, gdy wygrywa Włoszka, albo Francuzka, a co innego gdy dobra koleżanka. Mówiąca w dodatku po polsku.

Bardzo się cieszymy, że grupa polskojęzycznych zawodniczek i trenerów jest taka duża. Stwarza to bardzo sympatyczną atmosferę i łatwiej spędza się czas na wyjazdach. Na tym wszystko się jednak kończy. Oczywiście jest miedzy nimi przyjaźń, trenują czasami ze sobą, spotykają się poza kortami, ale one grają dla innych krajów i każda z nich pisze własną historię. Nikt nie rozgląda się na boki bo tenis to sport bardzo indywidualny.

Jak odbiera Pan, jako trener, wpadkę Szarapowej? Jedni mówią, że to nic wielkiego, bo meldonium to nie twardy doping. Inni są zdania, że skoro było zabronione, to nie powinno być taryfy ulgowej.

Mój stosunek do jakiegokolwiek dopingu jest jasny - to oszustwo i powinno być bezwzględnie karane. Nawet dożywotnią dyskwalifikacją, jeżeli zostanie udowodnione, że zawodnik brał coś świadomie.

No właśnie w tym rzecz, że meldonium było do tego roku legalne.

Moment. Jeżeli coś było legalne, to nie można nikogo karać. Ale jeżeli przestaje, to sorry - twarde prawo, ale prawo. Dla mnie najistotniejszym elementem całej układanki było to, czy Szarapowa brała ten lek, bo była chora, czy po to, by poprawić swoje osiągnięcia sportowe. W dzisiejszych czasach wspomagają się wszyscy, każdy ma dobraną dietę i każdy stosuje suplementację. To jest norma. Problem pojawia się w sytuacji, gdy od 1 stycznia 2016 roku ten lek trafił na listę substancji zabronionych, a Szarapowa została złapana na tym, że wciąż go zażywa. Tu nie ma co się tłumaczyć, że ktoś czegoś nie otworzył, czy nie przeczytał, czegoś nie zauważył.

Ja bym powiedział, że to wręcz niepoważne. Wiadomo, jak bardzo zawodniczki się pilnują.

Obecnie przepisy są bardzo surowe i nie ma miejsca na najmniejszą pomyłkę. Zawsze sprawdzamy dokładnie suplementy i stosujemy oczywiście tylko te, które mają określone certyfikaty. Dlatego nie wnikam w takie tłumaczenia. Dla mnie istotna jest taka kwestia - jeżeli ktoś miał wskazania medyczne do stosowania tego leku i wpadł po pierwszym stycznia, to powinien ponieść karę, ale za brak profesjonalizmu i gapiostwo, a nie za oszustwo. Natomiast jeżeli ktoś stosuje taki środek medyczny udając, że jest chory, to dla mnie jest to równorzędne z dopingiem, za który należy się najwyższy wymiar kary.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24