Trener Resovii: jeszcze nie spadliśmy

- Cóż, zawsze jest ten pierwszy raz, ale to nie znaczy, że już się poddałem. Jeśli miałbym inaczej podchodzić do rzeczy, nie byłbym trenerem.

- Po pierwszych meczach play-out Resovia przegrywa jednak 0:2. Ciężko być optymistą i liczyć, że w weekend w Rzeszowie obejrzymy dwa spotkania?

- Oczywiście stoimy pod ścianą. Faworytem będą Sudety, ale nie dopuszczamy myśli, że seria skończy się naszą porażką zero - trzy. Po cichu liczę nawet, ze wyrównamy stan na dwa dwa i pojedziemy na mecz numer pięć do Jeleniej Góry..

- Uda się panu zmotywować zespół w sytuacji, kiedy zaległości finansowe sięgają trzech miesięcy?

- Niedługo będzie tego cztery miesiące. To jest duży problem, ale w Jeleniej Górze zespół pokazał, że gdy wychodzi na boisko, to walczy na całego. Drugi mecz mogliśmy wygrać, gdyby nie tragicznie wykonywane osobiste. Spudłowaliśmy siedemnaście takich rzutów, a przegraliśmy dziewięcioma oczkami. Jednak te mecze utwierdziły moich zawodników, że Sudety to zespół do pokonania.

- To możliwe, ale po długiej przerwie formy nie może jeszcze mieć. Wszyscy zawodnicy muszą dać z siebie wszystko i jestem pewien, że jeśli chodzi o ambicje, zaangażowanie nie zawiodą. Gdy zagramy przy tym przyzwoite mecze, nie musimy przegrać.

- Ani smutno, bo jeszcze nie spadliśmy, ani wesoło, bo cieszyć się nie ma z czego. Mimo fatalnej sytuacji finansowej, wszyscy koncentrujemy się na swojej pracy, a dopóki nie zabrzmi ostatnia syrena, będziemy się bić o utrzymanie I ligi w Rzeszowie.