Każdy z artystów dużo koncertuje, a Ryszard Cieśla i Marek Stefański są pochłonięci ponadto kształceniem w akademiach muzycznych. Ryszard w Warszawie, Marek w Krakowie.
A jednak do tego niezwykłego spotkania doszło w niedzielę, podczas koncertu inaugurującego XII Festiwal Muzyczny w Rzeszowie. Wypełniony muzyką wokalną i organową z różnych epok wieczór w katedrze okazał się wydarzeniem pełnym wzruszeń. Zwłaszcza gdy Ryszard Cieśla, przy subtelnym akompaniamencie Stefańskiego, śpiewał starowłoską modlitwę do Boga o litość (Aria Pieta Signiore Stradelli). Ludzie płakali, deszcz za oknem płakał i organy też.
To umiejętność, dana tylko mistrzom,
koncertować wywołując takie wzruszenia. Widać było ponadto, że ci trzej młodzi rzeszowianie, już światowej sławy artyści, lubią się, a wspólne granie sprawia im radość. Potwierdził to Stefański po koncercie: - O, jak dobrze mi się dzisiaj grało - mówił.
To było słychać od samego początku, w bachowskiej Toccacie i Fudze F-dur. Potężnej, ale o głębokim oddechu muzyce, zapowiadającej radosne spotkanie tych, co kochają grać, z tymi, co kochają słuchać (a przyszło ich bardzo wielu). Jest w Toccacie moment, gdy stopy organisty biegną po dolnej klawiaturze i słychać jakby kroki kogoś wspinającego się na górę. To "wspinanie się" Stefańskiego było lekkie, zdecydowane, choć niespieszne. I tu również pokazał, że jest mistrzem, bo często wykonawcy psują zbyt szybkim tempem wokalny efekt Toccaty. Zapowiadającej wielkie... śpiewanie - tu brawa dla Stefańskiego za dobór literatury, która w wydaniu organowym wniosła do całego koncertu sporo zaskakujących momentów (np. współczesny i kontrowersyjny utwór Martina).
Braci Cieślow publiczność nagrodziła
owacją na stojąco. A po koncercie otoczyła wianuszkiem przyjaciół, z prof. Ząbkiem, który pana Ryszarda uczył gry na skrzypcach, zanim uznał, że chłopak ma głos, więc niech się raczej w tym kierunku uczy, z prof. Tobiaszem, który posłał artystę na studia wokalne, i z mnóstwem wzruszonych pań, które przyszły ucałować "kochanego Rysia i Roberta" - za recytatywy i arie, za Ave Maria Francka i Dozettiego wyśpiewane w duecie. - Czemu tak rzadko słyszymy braci Cieślów w Rzeszowie - spytałam pana Ryszarda - Nie dostajecie propozycji z filharmonii rzeszowskiej? - No cóż, nie układa się ta współpraca na razie, ale my jesteśmy otwarci - odpowiedział. Pan Ryszard wyznaje zasadę Carusa. Ten śpiewał, kiedy tylko mógł, za wysokie gaże i za niewielkie, traktował swój talent jako dar od Boga i chciał się nim dzielić.
Cieślowie rzadko maja okazję śpiewać razem. - Robert mieszka w Niemczech, ja w Warszawie mam w Akademii Muzycznej mnóstwo pracy i jeszcze filharmonię Traugutta, a w niej trzy festiwale w roku, więc nie układa się nam to wspólne śpiewanie. Ale na organizowanym przez mnie festiwalu pieśni kompozytorów polskich Robert będzie wkrótce śpiewał, na koncercie poświęconym Paderewskiemu.
- Co do prestiżu, między dobrym śpiewakiem w Niemczech i w Polsce, różnicy nie ma - uważa pan Ryszard. - Jedynie w zarobkach. Chociaż, w Niemczech także widać recesję. Ale dla śpiewaka raj jest tam, gdzie chcą go słuchać - dodaje.
W Rzeszowie chcą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Kaźmierska wróci za kraty? Mecenas Kaszewiak mówi, dlaczego tak się nie stanie
- Czyżewska była polską Marilyn Monroe. Dopiero teraz dostała kwiaty na grób
- Co się dzieje z Sylwią Bombą? Drobny szczegół totalnie ją odmienił [ZDJĘCIA]
- Olbrychski nie przypomina dawnego amanta "Jest jak Kopciuszek po dwunastej w nocy"