Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W „Unicie” wszystko zostaje w rodzinie

Jakub Hap
W budynku, gdzie zaczęły się dzieje „Unity”, obecnie działa restauracja „U Schabińskiej”. Firma przeniosła się na ul. Floriańską 122. Orlińscy z sentymentem wspominają stare czasy.
W budynku, gdzie zaczęły się dzieje „Unity”, obecnie działa restauracja „U Schabińskiej”. Firma przeniosła się na ul. Floriańską 122. Orlińscy z sentymentem wspominają stare czasy. Archiwum prywatne
Wytwórnia Szyldów i Reklam „UNITA” z Jasła świętuje jubileusz. Rodzinny biznes zainicjowany przez Bogusława Orlińskiego istnieje już sześćdziesiąt lat i wciąż się kręci

Przedsiębiorstw, które mogłyby pochwalić się tak długą i piękną historią jak 60-letnie dziecko rodu Orlińskich, jest z roku na rok coraz mniej. W Jaśle i okolicach innych takich pewnie ze świecą by szukać. „Unita” to biały kruk. Założył ją w 1956 r. Bogusław Orliński.

- Pochodzę z Brzozowa, gdzie się urodziłem, wychowałem, spędziłem okupację. Po ukończeniu dwuletniej szkoły handlowej oraz zdaniu matury w Sanoku, rozpocząłem studia na Akademii Handlowej w Krakowie, które zwieńczyłem dyplomem magistra nauk ekonomicznych. I wtedy nadszedł czas na podjęcie decyzji, gdzie się osiedlić i co robić w życiu. Zdecydowałem się powrócić na Podkarpacie - z wielkiej miłości do tych stron, pięknych krajobrazów. Ale powrót do Brzozowa nie wchodził w grę, bo w tej małej mieścinie nie znalazłbym zatrudnienia. Padło na Jasło - opowiada pan Bogusław. Jak na 90-tka, wciąż trzyma się znakomicie.

W stolicy Jasielszczyzny pojawił się w 1950 r. nieco przypadkowo, przejazdem. Przeraził się, bo wówczas wciąż była w ruinie. To co usłyszał w mieście spowodowało jednak, że postanowił tu zostać. - Ludzie mówili: Jasło zostanie odbudowane, będzie liczyć kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, ale trzeba będzie na to poczekać z 10 lat. I wtedy pomyślałem, że spróbuję żyć w tym Jaśle - tłumaczy założyciel „Unity”.

Nim jednak stworzył tę firmę, próbował pracy u innych. Zaczęło się od Narodowego Banku Polskiego przy Parku Miejskim - pracował tam kilka miesięcy, do czasu decyzji o przeniesieniu go do innego miasta, której nie zaakceptował. Potem zaliczył epizody w lokalnych przedsiębiorstwach, gdzie jednak by się nie zatrudnił, zarobki były marne. Pomieszkiwał w wynajmowanych pokojach - w międzyczasie odbudowując dom po majętnym nafciarzu przy ówczesnej ul. Dzierżyńskiego, którego ruiny zakupił z bratem. Kiedy w nim zamieszkali, w głowie naszego bohatera zaświtała myśl: może by tak zacząć działać na własną rękę?

Jako że na etapie nauki w gimnazjum miał opinię zdolnego liternika, postanowił pójść tą drogą. Po kilkudniowym pobycie w Krakowie, gdzie „od kuchni” mógł przyglądać się pracy firmy zajmującej się emalierstwem, postanowił przenieść ją na grunt jasielski. - Warsztat zorganizowałem w piwnicy, specjalny piec do wypalania emalii wybudowany został na wzór tego, który widziałem w Krakowie. Interes się przyjął, bo specjalistów w tym fachu działało w Polsce niewielu, a popyt na takie usługi był duży. Oferty rozsyłałem drogą pocztową, klientów miałem nawet za granicą. Na terenie Niemiec pewnie wciąż można by znaleźć tabliczki z nazwami ulic, zrobione przez „Unitę” - uśmiecha się B. Orliński.

Z czasem zyskał pomocników, przedsiębiorstwo przez lata działało w składzie 3-4 osobowym. Angażował krewnych (żonę, ojca), sąsiadów. Po jakimś czasie piwnice domu Orlińskich okazały się za ciasne i gospodarz przeniósł firmę do specjalnie wybudowanego budynku w podwórzu. „Unita” zyskała optymalne warunki do dalszego rozwoju.

W 1983 t., gdy założyciel firmy miał 57 lat, dowodzenie w niej postanowił przekazać córce. Pani Ewa, która również jest ekonomistą, miała wtedy 22 lata. W genach nie przejęła od taty talentu do liternictwa i rysunku, jednak podołała zadaniu. Choć została rzucona na głęboką wodę, nie pozostała bez wsparcia. - Tata zupełnie nie odpuścił, wciąż robił szablony, ja zajęłam się korespondencją, fakturami, zaopatrzeniem, organizacją pracy i bezpośrednią działalnością. Potem, gdy powoli zaczęły pojawiać się komputery, kupiłam jeden, nabyłam także ploter tnący do szablonów, który służy nam do tej pory. W kolejnych latach, stopniowo, zgodnie z przekształceniami rynku i technologii w tej branży, uzupełnialiśmy posiadany sprzęt. Wspólnymi siłami robiliśmy wszystko, by „Unita” miała się dobrze - dodaje pani Ewa.

W 1999 r. firma uzyskała nową bazę przy ul. Floriańskiej, w której prężnie funkcjonuje do dzisiaj (w gmachu starej, po rozbudowie, mieści się dziś restauracja „U Schabińskiej”). Wciąż wykonuje szyldy emaliowane, choć ta technologia, mimo wielu zalet (trwałość!), powoli wypierana jest przez te bardziej nowoczesne, mniej energochłonne. Oferta „Unity” jest szersza niż przed laty. - Trzeba iść do przodu, kto stoi w miejscu, ten się cofa. - mówi E. Orlińska. I podkreśla, że jest dumna z rodzinnego interesu. - Cieszę się z marki, jaką sobie wyrobiliśmy i wielu poważnych zleceń. Gdy były jeszcze przejścia graniczne, wykonaliśmy godła i tabliczki na całą granicę. Współpracujemy też z konserwatorem zabytków - wymienia pani Ewa.

Obecnie główną jej współpracownicą jest synowa, Gabriela. Właścicielka firmy liczy po cichu, że kiedyś to ona weźmie „Unitę” na swe barki. - Rodzinna firma to bardzo fajna sprawa, choć ciężko jest oddzielić dom od pracy, tym bardziej, że mieszkamy obok biura. Życie kręci się wokół „Unity”. Nierzadko w niedzielę, gdy ktoś widzi otwartą bramę, dzwoni do drzwi i trzeba go obsłużyć, wołam „Gabi!”. Niedobrze mieć teściową za szefową - kończy ze śmiechem Ewa Orlińska. „Unito”, dobij co najmniej do setki!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24