Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wierny „królowej sportu”. Trzcinicę przez wiele dekad rozsławiali lekkoatleci trenowani przez Jacka Władykę

Bogdan Hućko
Pomnik zbudował sobie już za życia. Złożony z trofeów, pucharów i medali. Trzcinica przed wojną znana była z browaru Klominków, przez stulecia z gotyckiego kościoła św. Doroty, a od kilkunastu lat sławi miejscowość skansen archeologiczny Karpacka Troja. Natomiast sportową wizytówką wsi od ponad pół wieku jest lekkoatletyka. Wszystko za sprawą jednego człowieka - Jacka Władyki.

Na nieśmiertelną sławę pracował latami. Duże ośrodki zazdrościły mu sukcesów, medali na zawodach ogólnopolskich. Miał trochę fartu, ale też rękę do wyławiania talentów. I to wszystko w siermiężnych warunkach, bez zaplecza i bazy treningowej, bo trudno za taką uznać 40-metrową bieżnię w przewiązce, łączącej szkołę z salą gimnastyczną czy 50 metrów chodnika treningowego w piwnicy. Powie ktoś - inne czasy, inna młodzież, zupełnie inna mentalność uczniów. To prawda, ale bez pasji, zaangażowania i poświęcenia całego życia zawodowego, kto by w Polsce słyszał o szkole w Trzcinicy...

Talent sprinterski

Przygodę ze sportem zaczynał w Sanoku. To były lata powojenne.

- Nie było wąskich specjalizacji, ukierunkowywania dzieci na specjalistyczny trening jak to się dzieje dzisiaj. Myśmy grali w piłkę nożną, siatkówkę, hokeja na lodzie, jeździliśmy na nartach. Założyliśmy nawet drużynę koszykówki i zagraliśmy mecz z Resovią. Zlali nas okrutnie 169-79

- śmieje się Jacek Władyka na samo wspomnienie wyniku, który utkwił mu w pamięci na całe życie.

Był wszechstronnie wysportowany. Oprócz ukochanej lekkoatletyki, grał w siatkówkę w Zrywie Sanok, a po studiach w Karpatach Krosno. Został dostrzeżony na zawodach szkolnych. Wygrał skok wzwyż. Zrobił na nauczycielach wrażenie.

- Byłem skoczny. Namówili mnie, żebym zaczął trenować w Sanoczance. Mój starszy brat Leszek był już w klubie. Po dwóch tygodniach treningów dali mi kolce

- zaznacza Jacek Władyka.

Trafił do cenionego fachowca lekkoatletycznego Jerzego Lisowskiego, nauczyciela, trenera I klasy pracującego w sanockich klubach - Górniku, Stali i Sanoczance z wielkim powodzeniem i sukcesami. Pod jego wodzą drużyna lekkoatletyczna awansowała do ligi wojewódzkiej, zdobywała mistrzostwo dawnego województwa rzeszowskiego. Szacuje się, że wychował około 2 tysięcy lekkoatletów w Sanoku.

- Za moich czasów mieliśmy w Sanoku bardzo mocną ekipę. Byliśmy najlepszym zespołem w województwie rzeszowskim. Oprócz biegaczy na różnych dystansach mieliśmy mocnych miotaczy, byliśmy dobrzy w konkurencjach technicznych. Biegałem w mistrzostwach Polski juniorów w sztafecie 4 x 100 metrów. Medalu nie udało się nam zdobyć

- wraca pamięcią do lat młodości Jacek Władyka.

Zawsze był szybki, znakomicie czuł się na dystansach sprinterskich. Jego wrodzone predyspozycje wprowadziły w czasach szkolnych w osłupienie nauczyciela, który młodemu Jackowi zmierzył czas i sam nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył na stoperze. Nakazał pobiec mu jeszcze raz. Wątpliwości już nie miał. Zdarzało się też tak, że Jacek Władyka podczas biegu najpierw pomyślał, że chyba był falstart, więc zwolnił. Okazało się, że nie było żadnego falstartu. Mimo zwolnienia biegu, wygrywał z łatwością. W pierwszym swoim starcie w zawodach, 100 metrów przebiegł w 11,7 sekundy. Osiągnął tak dobry czas na ciężkiej, żużlowej bieżni. O tartanie wtedy nikomu się nawet nie śniło. Rozwój talentu trochę zahamowało skomplikowane złamanie ręki. Po treningu terenowym, pośliznął się w sali na stadionie „Wierchy” przy ul. Żwirki i Wigury.

Biegał z reprezentantami Polski

Maturę zdał w 1957 roku w I LO w Sanoku. Miał wtedy 16 lat! Na studia wybrał się do Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego (obecna Akademia Wychowania Fizycznego) w Krakowie. Reprezentował barwy AZS Kraków w I lidze lekkoatletycznej. Biegał między innymi w sztafecie 4 x 400 metrów ze znanymi zawodnikami jak Wiesław Król (olimpijczyk z Rzymu w 1960 roku), Janusz Wolf (zmarł 9 czerwca 2021 roku) czy Zdzisław Szczerba, który wygrywał z takimi asami Wunderteamu jak Andrzej Badeński czy Stanisław Swatowski. Zdzisław Szczerba, któremu lekarze w dzieciństwie nie dawali szans na wyczynowe uprawienie sportu (w latach szkolnych miał nawet zwolnienie z lekcji wychowania fizycznego), ciężką pracą osiągnął bardzo dużo w sporcie. Był zawodnikiem Startu-Podgórze, AZS Kraków i Cracovii. Najlepszy sprinter w Krakowie otarł się o wyjazd na olimpiadę do Rzymu (1960 r.).

- Mój rekord życiowy na 400 metrów to 50,1 sekundy. W sztafecie zmierzono mi poniżej 50 sekund, ale pamiętam, że byłem skrajnie wyczerpany, padnięty po mojej zmianie. Nie kontaktowałem przez moment

- wspomina trener i nauczyciel w trzcinickiej szkole.

Jacek Władyka był dziesięcioboistą. To wymagająca wszechstronności konkurencja, na którą składają się biegi na 100, 400 i 1500 metrów, na 100 metrów przez płotki oraz pchnięcie kulą, skoki - w dal, wzwyż, o tyczce, a także rzuty dyskiem i oszczepem. Wyniki uzyskane przez zawodników przeliczane są na podstawie tabel wielobojowych na punkty i sumowane. Liczba punktów decyduje o zajętym miejscu.

- W tamtych czasach biegałem na 100 i 200 metrów oraz obydwie sztafety 4 x 100 i 4 x 400 metrów. Mimo, iż byłem skoczny, to najgorzej wypadałem w skoku w dal. Bodajże tylko 6,56 m, a na przykład wzwyż skakałem po 190 centymetrów. Dlaczego skok w dal sprawiał mi najwięcej kłopotów? Do dzisiaj tego nie wiem. Mój wynik na 100 metrów to 11 sekund. Gdybym biegał na tartanie, to myślę, że byłyby to wyniki w granicach 10,6 - 10,7 sekundy

- uważa trener I klasy z dużym doświadczeniem.

Powrót na Podkarpacie

Po studiach wrócił na Podkarpacie. Z żoną otrzymali pracę w Ośrodku Szkolno - Wychowawczym w Krośnie - Turaszówce. Za namową Kazimierza Grandy, który był trenerem w LKS Pektowin, przeniósł się do Jasła. W klubie istniała mocna sekcja lekkoatletyczna. Klub nie przetrwał dziejowych zmian. Po Pektowinie trafił do Liwocza Jasło, gdzie, najbardziej znani i utytułowani byli akrobaci Stanisława Geronia. Klub miał także sekcje lekkoatletyczną i siatkówki. Tam zaczynał swoją przygodę z wielkim sportem Mirosław Hydel, dwukrotny mistrz Polski w skoku w dal (1988 r. i 1989 r.), 8. i 7. zawodnik halowych mistrzostw Europy w Madrycie (1986) i Budapeszcie (1988). Jego rekord życiowy w skoku w dal to 8,08 m (15. wynik w historii polskiej lekkoatletyki) ustanowiony 17 maja 1986 r. w hiszpańskiej Grenadzie.

- To był niesamowity talent. Skakał także wzwyż ponad 2 metry, grał w siatkówkę

- wspomina Jacek Władyka zmarłego przedwcześnie w wieku 56 lat w 2019 roku zawodnika.

Mirosław Hydel zrobił błyskawiczną karierę. Dzisiaj w epoce mediów byłby gwiazdą „królowej sportu”. Zdobył halowe wicemistrzostwo Polski juniorów w skoku wzwyż (203 cm). W latach 1983-1985 odbył służbę wojskową i startował w skoku w dal w barwach Legii Warszawa. W tym okresie został halowym młodzieżowym mistrzem Polski (1984) i wicemistrzem (1985). Z Legii przeniósł się do Stali Mielec i był zawodnikiem tego klubu do 1992 r. To było wielkie pasmo sukcesów. Specjalizował się w skoku w dal. W halowych mistrzostwach Polski zdobył srebrny medal w 1986 r. (Zabrze - 7,77 m), brązowy medal w 1987 r. (Zabrze - 7,69 m) i srebrny medal w 1988 r. (Zabrze - 7,76 m). W mistrzostwach Polski na otwartym stadionie zdobył srebrny medal w 1987 r. (Poznań - 7,78 m), złoty medal w 1988 r. (Grudziądz - 7,90 m) i złoty medal w 1989 r. (Kraków - 7,62 m). Od Stali Mielec szkoła w Trzcinicy za Mirosława Hydla otrzymała melex i atlas do ćwiczeń. Służy do dzisiaj w siłowni trzcinickiego klubu.

Olimpijka z Tokio

Od 1966 roku Jacek Władyka zaczął trenować młodzież w Trzcinicy, gdzie rok później trafił do szkoły jako nauczyciel. Obecny Zespół Szkół im. prof. Teodora Marchlewskiego przechodził różne zmiany, także w nazewnictwie, zmieniały się kierunki kształcenia, profile. Tylko lekkoatletyka była tutaj zawsze. O tę dyscyplinę sportu dbał i zabiegał u decydentów długoletni prezes Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki w Krośnie Jan Majznarski (zmarł w 1996 r.). Następcą Jana Majznarskiego - aż do końca istnienia województwa krośnieńskiego - został Jacek Władyka. Był też wiceprezesem Podkarpackiego OZLA.

Lekkoatleci z Trzcinicy od 1995 roku startują pod szyldem Uczniowskiego Ludowego Klubu Sportowego „Technik”, którego założycielami byli Jacek Władyka, Ryszard Stawarski i Tomasz Socha. To pozwala zawodnikom „Technika” startować zarówno w zawodach organizowanych przez Szkolny Związek Sportowy, jak również przez Zrzeszenie Ludowe Zespoły Sportowe.

Do szkoły w Trzcinicy trafiała młodzież z całego regionu. Jacek Władyka miał dar wyławiania talentów, ale też zmotywowania do pracy na treningach, co przekładało się na dobre wyniki w zawodach. Chętnych nie brakowało. W trzcinickim klubie trenowało przez wiele lat po kilkadziesiąt osób.

- Siedziałem w nocy do jedenastej, a nawet do dwunastej, żeby rozpisać treningi

- podkreśla.

Uczniowie Zespołu Szkół w Trzcinicy zdobyli w zawodach SZS i LZS około 200 medali, w tym około 70 rangi mistrzostw Polski. Ponad 80 osób skończyło studia na kierunkach wychowania fizycznego. Dwaj byli uczniowie i zawodnicy Jacka Władyki - Tomasz Socha i Tomasz Wojtas są nauczycielami w trzcinickiej szkole i trenerami, kontynuują z powodzeniem dzieło mentora.

Nie wszyscy osiągnęli sukcesy na miarę Mirosława Hydla, ale pod okiem Jacka Władyki wielu notowało znaczące wyniki, m.in. Krzysztof Bajorek, Marian Bajorek, wieloboistka Genowefa Rogozińska, oszczepniczki Anna Słabik i Maria Bałuta, oszczepnicy Jerzy Stasz i Henryk Lis, wieloboiści Tomasz Wierdak, Adam Koszelnik, skoczek w dal Grzegorz Myśliwiec.

- Jeżeli dobrze pamiętam, to osiągał wynik 6,9 w dal

- podkreśla trener.
Niedawno zmarł Sebastian Dębicki, uchodzący za wzór sportowca. W wieloboju startowała Beata Musiał, bardziej znana po wyjściu za mąż jako Wosiewicz, sędzia piłkarski, prowadząca mecze m.in. w ekstraklasie kobiet.

Absolwenci szkoły trafiali do innych klubów. Jednym powiodło się lepiej, innym gorzej. W 26-letniej historii Technika na zawsze zapisała się między innymi Jolanta Wójcik, reprezentantka Polski na letnich Igrzyskach Olimpijskich w Tokio (2008). Biegała w stolicy Japonii w sztafecie 4 x 400 metrów. Polkom nie udało się awansować do finału, osiągnęły 11. czas w eliminacjach. Zaczynała w ULKS Lipinki u wielkiego pasjonata biegania Kazimierza Świerzawskiego, a gdy została uczennicą szkoły w Trzcinicy, trenowała pod okiem Tomasza Sochy. Po skończonych studiach w krakowskiej AWF ponownie była jeszcze przez dwa lata (2008 - 2009) zawodniczką Technika. Jej największe osiągnięcia to: 4. miejsce w sztafecie 4 x 400 m w V Młodzieżowych Mistrzostwach Europy w Erfurcie (2005), 6. miejsce w sztafecie 4 x 400 m XII Halowych Mistrzostwach Świata w Walencji (2008) i 2. miejsce w sztafecie 4 x 400 m w superlidze Pucharu Europy (2007). Jest wielokrotną medalistką mistrzostw Polski w hali i na stadionie. Jej rekordy życiowe w biegu na 200 metrów to 23,96 (2009) oraz na 400 metrów - 52,52 (2008). Dzisiaj pracuje w szkole w Zatorze, znanym z Energylandii, największego parku rozrywki w Polsce.

Stadion z certyfikatem PZLA

Wspomniane setki medali zdobyła młodzież, która nie miała - w porównaniu z innymi klubami w Polsce - odpowiednich warunków do treningów. W Trzcinicy przez wiele lat marzono o stadionie lekkoatletycznym z prawdziwego zdarzenia.

- Piętnaście lat wcześniej był kosztorys, dokumentacja, ale nie było pieniędzy

- przypomina Jacek Władyka.

Wreszcie się doczekali. W październiku 2018 roku nowoczesny stadion został uroczyście otwarty. Kosztował 5,2 mln zł, z czego 3 miliony złotych to dofinansowanie z Ministerstwa Sportu i Turystyki, 2 miliony złotych dołożył Powiat Jasielski, a 200 tysięcy złotych - Stowarzyszenie Absolwentów Szkół Rolniczych. Stadion jest wyposażony w urządzenia i infrastrukturę do rozgrywania wszystkich konkurencji lekkoatletycznych. Posiada certyfikat PZLA. W Trzcinicy mogą odbywać się mistrzostwa Polski juniorów we wszystkich dyscyplinach la oraz MP seniorów w konkurencjach biegowych. Rekordy ustanawiane na tym obiekcie są uznawane przez Polski Związek Lekkiej Atletyki. Nawierzchnia tartanowa bieżni posiada parametry najwyższej światowej klasy.

- Bieżnia jest bardzo szybka

- zachwyca się tartanem Jacek Władyka.

Na stadionie w Trzcinicy odbył się 15 maja tego roku mityng lekkoatletyczny z udziałem 365 zawodników, którzy między innymi walczyli o minima kwalifikacyjne na mistrzostwa Europy. Jacek Władyka miał zaszczyt gratulować i dekorować najlepszych, stających na podium. W Trzcinicy było to wielkie święto sportu, a szczególnie lekkoatletyki, trochę przegrywającej medialnie z bardziej popularnymi dyscyplinami - piłką nożną, siatkówką, żużlem czy w zimie - skokami narciarskimi.

Jacek Władyka na emeryturze jest nadal aktywny. Prowadzi zajęcia z oldbojami. Przyjeżdżają jego byli uczniowie i zawodnicy Marek Zajchowski i Włodzimierz Foryś. W hali startują w trzech, a na otwartych stadionach w sześciu konkurencjach.

- Nawet skaczą o tyczce

- śmieje się trener.

- Gdybym w życiu miał ponownie wybierać, nic bym nie zmieniał, wybrałbym to samo. Tylko o zdrowie bardziej zadbał

- podkreśla Jacek Władyka, który w tym roku skończył 81 lat.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto