Wróciłem w Bieszczady

- W środę objął pan stanowisko szefa BPN i zamieszkał w Wołosatem. Zna pan Bieszczady?

- Oczywiście. Urodziłem się w nieodległym Iwoniczu, więc mogę powiedzieć, że wracam do korzeni. Nie było mnie tu 30 lat, teraz znowu ubrałem mundur leśnika i jestem z tego dumny. Wierzę w rozwój parku. Również dzięki mojej pracy.

- Ma pan już własną koncepcję jego dalszego funkcjonowania, czy będzie to kontynuacja polityki dotychczasowego dyrektora?

- I jedno, i drugie. Chciałbym z pewnością utrzymać stan osobowy pracowników BPN i stworzyć podwaliny do rozwoju turystycznego wokół parku. Mam tu na uwadze nie tylko jego otulinę, ale też przygraniczne tereny Słowacji i Ukrainy. Liczę na współpracę lokalnych samorządów, organizacji społecznych, nadleśnictw. Żadne działania, podkreślam, nie mogą odbywać się bez troski o przyrodę, która w Bieszczadach jest szczególnie cenna.

- Wiele kontrowersji budzą plany otwarcia w przyszłym roku pieszego przejścia granicznego z Ukrainą w Wołosatem. Przeciwnicy twierdzą, że stanie się kanałem do szmuglowania wódki i papierosów, zwolennicy uważają, że to wymówka ekologów, którzy chcą chroni

- Niewątpliwie na polsko-ukraińskiej granicy jest potrzebnych kilka przejść turystycznych, bez możliwości przekraczania granicy samochodami. Czy któreś miałoby być zlokalizowane w Wołosatem, to kwestia do rozważenia.