Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspomnienie. Stanisław Zając angażował się we wszystko, co działo się w Jaśle i regionie

Ewa Wawro
Fot. Marek Dybaś
Zwykło się mówić, że nie ma ludzi niezastąpionych. Dziś jednak wielu ludzi pytanych o Stanisława Zająca mówi: pozostanie pustka, której wypełnienie będzie niemożliwe.

Wszędzie, gdzie się pokazywał się w Jaśle zawsze u jego boku był Wojciech Pięłoś, wierny i oddany asystent Stanisława Zająca. To zdecydowanie jedna z najbliższych, poza rodziną, osób senatora. Współpracę zaczęli 12 lat temu.

- Ówczesny burmistrz Jasła, którego byłem rzecznikiem prasowym zasugerował, bym przy okazji pracował dla marszałka - wspomina Piękoś, dziś naczelnik wydziału edukacji starostwa powiatowego w Jaśle.

Zając na co dzień przebywał w Warszawie, z konieczności ich kontakty w tygodniu ograniczały się więc głównie do telefonów i faksów. Na szczegółowe omawianie wszystkiego pozostawały weekendy.

- I tak zacząłem regularnie bywać u państwa Zając w domu - wspomina Piękoś. - Ciepło tego domu i niepowtarzalna, rodzinna atmosfera, jaką stwarzała pani Alicja, sprawiały, że czułem się tam bardzo dobrze. Traktowali mnie zawsze jak syna, nieraz mówili o mnie nasz drugi Wojtek (syn p. Zająców ma na imię Wojciech - dop. red.), a dla mnie było to niesamowitym wyróżnieniem.

Śniadeckich: główny sztab dowodzenia

Podczas weekendowych spotkań i narad przez salon państwa Zająców przewijało się wielu ludzi. Głośno mówiło się w Jaśle, że w domu przy ul. Śniadeckich był główny sztab dowodzenia. To tam decydowano o wszystkich co się będzie działo się w mieście czy powiecie, to tam zapadały najważniejsze decyzje, a ludzie, którzy tam bywali postrzegani byli, jako ci, Którzy mają dobre "wejścia".

- Każdego dnia czegoś się od niego uczyłem, zdobywałem doświadczenie, poznałem najważniejszych ludzi w państwie, - wspomina Piękoś. - To była niezła szkoła. Przygotowywałem mu pisma, przemówienia, listy gratulacyjne. Senator, wtedy wicemarszałek, był bardzo pedantyczny, każdy dokument dokładnie sprawdzał i poprawiał. Czasem chodziłem z jednym pismem do akceptacji po kilka razy, ale nigdy nie odbierałem tego źle. Wiedziałem, że wszystko musi być idealnie dopracowane i że tak trzeba. Z czasem nauczyłem się pisać używając języka senatora, a on dopasował się trochę do mojego stylu i zaczęliśmy rozumieć się prawie bez słów. To, co osiągnąłem w życiu zawodowym zawdzięczam jemu.

Ale nie tylko wiedzę i doświadczenie zyskał Piękoś pracując dla Zająca.

- Nieraz łapię się na tym, że przejąłem od Staszka jego nawyki - mówi.

Jakie? - Gesty mimikę, zmarszenie brwi, sposób zapinania marynarki…

Już nie zadzwoni…

- Jak to teraz będzie? Kto do ciebie będzie dzwonił? - zapytała mnie w niedzielę rano żona - mówi Piękoś. - Dzwonił dosłownie o każdej porze dnia i nocy. Czasem już leżałem w łóżku i zasypałem, a tu telefon. Albo budził mnie bardzo wcześnie rano i ustalaliśmy jakieś szczegóły. Tych jego telefonów będzie mi chyba najbardziej brakowało.

Zginął przyjaciel "czwórki"

Dla jasielskiej "czwórki" Zając pozostanie zawsze dobroczyńcą.

- Był niesamowitym przyjacielem naszej szkoły - mówi Anna Grzesiak - Kamińska, dyr. Szkoły Podstawowej nr 4 w Jaśle. - Kiedy w 2000 r. mieliśmy w szkole pożar po wybuchu butli z acetylenem, to dzięki jego staraniom dostaliśmy 100 tys. zł dotacji rządowej na remont.. I to dzięki jego interwencji PZU wypłaciło nam pełne odszkodowane, mimo, że wcześniej nam odmówili - podkreśla pani dyrektor.

Od tamtej pory Zając zawsze żywo interesował się tym, co działo się w szkole.

- Brał udział w naszych uroczystościach, zawsze pamiętał o przesłaniu życzeń z okazji Dnia Edukacji Narodowej czy święta szkoły - dodaje Grzesiak. - Jesteśmy wszyscy w wielkiej żałobie.

Mów mi Stanisław

Dziennikarze go szanowali i lubili, a on nigdy nie odmawiał rozmowy.

- Kiedyś powiedział, że jestem jego przyjacielem i poprosił, abym mówił do niego po imieniu i to było dla mnie dużym wyróżnieniem - wspomina Adam Miszczak, prezes krośnieńskiej Telewizji Obiektyw. - Nigdy nie było takiej potrzeby, abym musiał go prosić o pomoc, ale zawsze wiedziałem, że gdybym miał problem, z którym nie potrafiłbym sobie sam poradzić, to na niego zawsze mogę liczyć - podkreśla Miszczak.

Kiedyś, jak Zając był jeszcze wicemarszałkiem Sejmu, Miszczak razem z Piękosiem pojechali do niego do Warszawy.

- Zobaczył nas i widać było, że się bardzo ucieszył - opowiada Miszczak. - Wejdźcie chłopaki, to dobrze, że przyjechaliście - powiedział nam na powitanie. A jego asystent dorzucił, że pan marszałek zawsze, jak ktoś do niego przyjeżdża z Jasła, mówi, że przywozi mu dawkę pozytywnej energii, która ładuje jego akumulatory.

Mieszkańcy Gądek śpią spokojnie

Przez całe lata powodzie niszczyły dobytek i zagrażały życiu mieszkańców osiedla Gądki w Jaśle. Dziś śpią spokojnie, a to duża zasługa Zająca.

- Pamiętam, jak w 1991 roku pierwszy raz oprowadziłem Zająca po Gądkach - mówi Zdzisław Dziedzic, przewodniczący osiedla. - Od tamtej pory senator podejmował liczne starania o to, by nam pomóc - dodaje.

Przełomem była wielka powódź w 2006 r.

- To na jego prośbę przyleciał wówczas helikopterem do Jasła premier Ludwik Dorn i zobaczył rozmiar naszej tragedii. Zaraz potem przekazał 20 mln zł na budowę naszych wałów. Gdyby nie szybka interwencja Zająca prawdopodobnie do dziś nie mieliłyśmy zabezpieczenia przeciwpowodziowego - podkreśla Dziedzic.

Zając był zaangażowany we wszystko, co się działo w mieście i regionie.

- Nie słyszałem by kiedykolwiek i komukolwiek odmówił pomocy - twierdzi Dziedzic.

Zawsze miał dla nas czas

Stanisława Zająca nie zapomną nigdy także w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Krośnie. Był jej niezawodnym przyjacielem już od etapu starań o jej utworzenie.

- Wiele razy nam pomagał, zawsze gotów poświęcić swój czas i energię sprawie kształcenia młodych ludzi w Krośnie i Jaśle - mówi Franciszek Teleszkewicz, kanclerz PWSZ w Krośnie.

- Brał udział w uczelnianych uroczystościach, cieszył się sukcesami uczelni, ale bezcenna była jego stała gotowość do zajmowania się nowymi kierunkami kształcenia, kadrą dydaktyczną i sprawami studentów. A przecież w swojej intensywnej działalności społecznej i politycznej poważnych problemów zajmujących pana senatora było wiele. On jednak zawsze znajdował czas na rozmowę, bądź spotkanie - podkreśla Teleszkiewicz. Dziś wielu ludziom trudno jest się pogodzić z tym, że już nigdy nie będzie można zasięgnąć jego rady.

- Mam wrażenie, że niepotrzebnie zawracałam mu głowę osobistymi problemami i głupotami - przyznaje pani Zofia z Jasła. - Ale jak miał dyżur w swoim biurze to szłam do niego tylko po to, by się wyżalić, pogadać… I zawsze mnie cierpliwie wysłuchał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24