Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybuchy w Bostonie. Relacja uczestnika maratonu ze Strzyżowa

Karolina Jamróg
Pan Jan Półzięć 700 metrów przed metą. Do eksplozji doszło pół godziny po tym, jak mężczyzna ukończył bieg.
Pan Jan Półzięć 700 metrów przed metą. Do eksplozji doszło pół godziny po tym, jak mężczyzna ukończył bieg. Teresa Śliwińska
Pan Jan Półzięć ze Strzyżowa wziął udział w maratonie w Bostonie w Stanach Zjednoczonych. Pół godziny po tym, jak dobiegł do mety ulicą wstrząsnęły dwa wybuchy.

Nikt nie wiedział, co się stało

W wyniku eksplozji w Bostonie zginęły co najmniej trzy osoby, a ponad 140 zostało rannych. Śledztwo w tej sprawie prowadzi FBI. Śledczy badają, czy był to atak terrorystyczny. Do zdarzenia doszło w poniedziałek przed godziną 15 czasu lokalnego. Właśnie trwał tam maraton.

W Bostonie biegł m.in. pan Jan. Na co dzień pracuje w Urzędzie Miasta w Strzyżowie. W maratonach biega już od 8 lat. Ten w Bostonie był 23 w jego karierze.

- Do Stanów Zjednoczonych przyleciałem 4 kwietnia. Specjalnie po to, by wziąć udział w maratonie. Zatrzymałem się u znajomych w New Jersey. Razem z nimi 18 kwietnia przyjechałem do Bostonu - wspomina pan Jan.

57-letni Jan Półzięć dotarł do mety około godziny 14.15. Do wybuchów doszło około godz. 14.50 lokalnego czasu.

- Obok miejsc wybuchów przebiegłem 30 minut przed eksplozjami. W chwili wybuchu byłem już po dekoracji medalem, który otrzymuje każdy kończący bieg i po odebraniu swojego bagażu z depozytu. Znajdowałem się na sąsiedniej ulicy około 300-400 metrów od miejsca tragedii. Usłyszałem obydwa wybuchy, ale nie miałem pojęcia co się dzieje. Byłem w tłumie ludzi i chciałem się z niego wydostać. Czekali na mnie znajomi. Byłem bardzo zmęczony po trudnym biegu i nawet do głowy mi nie przyszło, że te wybuchy, to atak terrorystyczny - relacjonuje mężczyzna.

Wydostać się z Bostonu

O tym, że na sąsiedniej ulicy doszło do eksplozji pan Jan dowiedział się od znajomego.

- On też słyszał wybuchy, a szczegółów dowiedział się przez komórkę, z Internetu. Chcieliśmy jak najszybciej dostać się na stację kolei podmiejskiej, ale to nie było takie proste - przyznaje pan Jan. I wyjaśnia, że policja zamknęła cała strefę mety. Wszędzie były radiowozy policji, karetki pogotowia i wozy straży pożarnej.

- Dotarliśmy do stacji, ale okazało się, że jest zamknięta. Zaczęła się wędrówka po mieście w poszukiwaniu stacji, z której odjeżdżają pociągi. Samochody zostawiliśmy w mieście Newton, niedaleko Bostonu. To nas uratowało. Gdybyśmy zaparkowali w samym Bostonie chyba nie wyjechalibyśmy z miasta - przyznaje pan Jan. Po kilku godzinach poszukiwań pan Jan wspólnie ze znajomymi dotarł do czynnej stacji kolejowej i opuścił Boston. O szczegółach tragedii pan Jan dowiedział się już po powrocie do New Jersey.

Wysłał żonie sms-a

W Urzędzie Miasta w Strzyżowie o hobby pana Jana wiedzą chyba wszyscy. "Pasjonat" - mówią o nim. I to chyba najlepsze określenie.

Pan Jan biegał nie tylko w maratonach organizowanych w kraju, ale i na świecie: był w Berlinie, Wiedniu, Koszycach, Luksemburgu, Budapeszcie, Sztokholmie i Nowym Jorku.

- O wydarzeniach z Bostonu dowiedziałem się we wtorek rano. Wiem jednak, że Jan szybko wysłał swojej żonie sms-a z informacją, że nic mu nie jest. Ja także dostałem od niego maila. Dlatego byliśmy w miarę spokojni - mówi pan Ryszard Irzyk, który pracuje z panem Janem w Urzędzie Miasta w Strzyżowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24