Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakończył się proces policjanta, który zabił dwójkę dzieci w Bliznem

Dorota Mękarska
Krzysztof T. ani razu nie spojrzał na płaczące matki. Podczas całego procesu siedział odwrócony do nich plecami, a podczas odczytywania przez nie pism był niewzruszony jak kamień.
Krzysztof T. ani razu nie spojrzał na płaczące matki. Podczas całego procesu siedział odwrócony do nich plecami, a podczas odczytywania przez nie pism był niewzruszony jak kamień. Fot. Dorota Mękarska
Krzysztof T. w sierpniu 2007 r. wjechał na chodnik w Bliznem i zabił na miejscu dwójkę małych dzieci, a ich matkę i koleżankę ciężko ranił. Gdyby jechał prawidłowo, to nawet psa by nie potrącił

Proces trwał ponad rok. W kwestii wypadku wypowiadały się dwa zespoły biegłych. Pierwszy zespół wyliczył prędkość auta policjanta na minimum 107 km na godz..

Drugi zespół przedstawił swoją opinię dzisiaj. Biegli uznali, że do wypadku doszło, gdyż Krzysztof T., próbując wyminąć psa, który nagle wbiegł mu na drogę, wykonał manewr skrętu w lewo, zamiast hamować.

- Gdyby oskarżony jechał z dopuszczalną prędkością, to nawet do potrącenia psa mogłoby nie dojść - zeznał przed sądem biegły Sławomir Dylewski, który wspólnie z drugim biegłym, Markiem Antosem, wyliczył, że ta prędkość wynosiła nie mniej niż 92 km na godz..

Biegli ustalili prędkość pojazdu wychodząc od prędkości kolizyjnej, która została obliczona na podstawie dwóch metod. Przy pierwszej wzięto pod uwagę prędkość, przy której dochodzi do rozbicia szyby czołowej w samochodzie. Dzieje się tak przy prędkości nie mniejszej niż 50 km na godz..

Druga metoda opiera się odległości odrzutu pieszego, w tym wypadku była to odległość, na jaką została odrzucona matka bliźniaków. Okazało się, że wyniki z tych dwóch metod były zbieżne ze sobą.

Jak podkreślali biegli przyjęta przez nich metoda obarczona jest błędem wynoszącym zaledwie +/- 5 km na godz..

To nie była jazda piracka

Obrońca Tomasz Ostafil próbował podważać wyliczenia biegłych twierdząc, że oskarżony w krytycznym momencie wykonywał trzy różne manewry, w tym również przyspieszał. Biegli nie wykluczyli, że na odcinku około 30 metrów mógł on dodawać gazu, ale to wpłynęłoby na wyliczoną przez nich prędkość w granicach 7 km na godz., co daje prędkość poruszania się auta przed kolizją nie mniejszą niż 85 km na godz.

To stało się podstawą do stwierdzenia, które padło w mowie końcowej obrońcy, że oskarżony nie naruszył drastycznie przepisów ruchu drogowego. Tomasz Ostafil powołał się też na zeznania niektórych świadków, którzy twierdzili, że jechali z prędkością około 60 km na godz. i z podobną prędkością poruszał się policjant. Jednakże sąd jest też w posiadaniu dowodów z zeznań innych świadków, którzy twierdzili w tym względzie odmiennie.

- Oskarżony jechał za szybko, ale to nie była jazda piracka - obstawał jednak obrońca i wystąpił o karę w zawieszeniu i co najwyżej 2 - 3 letni okres zakazu prowadzenia pojazdów.

- Oskarżony dwukrotnie przekroczył dozwoloną prędkość, a jako funkcjonariusz policji powinien przestrzegać przepisów - powiedział z kolei prokurator Ryszard Sawicki, domagając się dla oskarżonego 3 lat więzienia i 4 lat zakazu prowadzenia pojazdów.

Pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych Leszek Kołodziejczyk poszedł jeszcze dalej: wnioskował o 4 lata więzienia i 6 lat zakazu prowadzenia pojazdów.

- Z powodu nieumiejętności prowadzenia pojazdów przez oskarżonego zginęło dwoje dzieci, a trzecie zostało kaleką - grzmiał pan mecenas.
Oskarżony odwrócony był od nas plecami

Obie uczestniczące w procesie matki na jego zakończenie odczytały pisma, w których wytknęły oskarżonemu brak skruchy. Nie potrafiły przy tym powstrzymać łez. List od oskarżonego, który otrzymały dopiero kilka miesięcy po wypadku, niego nie był, według nich, przeprosinami. Matka zabitych bliźniaków powiedziała sądowi, że robi to nie dlatego, aby się użalać, ale by dotrzeć do obojętności oskarżonego.

- Pogodziłam się ze spotkanym losem, lecz nigdy nie zrozumiem zachowania obojętności wobec uśmierconych i okaleczonych dzieci i mnie osobiście - wyznała matka chłopców.

- Najbardziej boli nas zachowanie oskarżonego. To on spowodował tragedię i do dzisiaj to chyba do niego nie dotarło. Długo była w nas nadzieja, że może potrzeba czasu, ale ten długi czas i tak nic nie zmienił. Czy słowa psudoprzeprosin można przyjąć, kiedy i oskarżony skierowany jest w stronę sądu, a do nas odwrócony jest plecami - mówiła z kolei matka Kingi.

Jak umiał tak przeprosił

- Oskarżony nie jest potworem - protestował jego obrońca. - Całe jego życie świadczy, że jest przyzwoitym człowiekiem. Nie rozumiem skąd zarzuty, że nie wykazał skruchy, a ten list to kpiny. Każdy pisze, jak potrafi. Jak umiał, tak przeprosił.
- Nie jest prawdą, że zlekceważyłem tę tragedię - powiedział Krzysztof T. - W liście napisałem to, co czułem. Sam jestem ojcem i wiem, co to strata dziecka.

Wyrok zostanie ogłoszony za tydzień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24