Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawody dla facetów? To bzdura!

Jakub Hap
Kto by pomyślał, że kobieta może reperowaćobuwie, siedzieć za kierownicą autobusu, czy być ochroniarzem? A jednak to prawda! Panie Zofia, Marta oraz Sylwia nie bały się pójść pod prąd i dzień w dzień robią to, co nijak wydaje się współgrać z naturą ich płci. Jako mistrzynie w swoim fachu, obalają stereotypy.

Nasze bohaterki wiele dzieli. Wiek, miejscowość pochodzenia, charakter... Łączy to, że każda spełnia się w dziedzinie, która kulturowo czy stereotypowo została przypisana domężczyzn. Zofia, Marta i Sylwia są dowodem na to, że ciągotki do motoryzacji, majsterkowania czy służby w mundurze nie są wyłącznie domeną panów. Co więcej, panie pokazują, że płeć żeńska wcale nie musi w tych dziedzinach ustępować płci brzydkiej. Poznajcie ich historie.

Złota rączka, nie tylko do butów
Na pierwszy ogień wzięliśmy panią Zofię Setlak - jaślankę, ale pochodzącą z Targowisk. Popularna Zonia to mistrzyni szewskiego fachu, której nawet najbardziej „chory” but niestraszny i zawsze znajdzie receptę na jego uzdrowienie. Szewskiej pasji oddaje się od niespełna ćwierćwiecza - w warsztacie przy przejściu między ulicami Kraszewskiego i 3 Maja. Początki jej przygody z butami rozpoczęły się na rodzinnej Ziemi Krośnieńskiej.

- W Miejscu Piastowym uzyskałam tytuł technika galanterii skórzanej. Pierwszą pracę podjęłam w Fabosie (legendarna Fabryka Obuwia Sportowego w Krośnie - przyp. red.). Byłam obuwnikiem, spędziłam tam pięć lat. Powyjściu za mąż osiadłam w Jaśle, gdzie najpierw zajmowaliśmy się handlem. Później pomyśleliśmy: a gdyby tak zająć się szewstwem? I stało się - opowiada pani Zofia.

Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, bo talent rzemieślniczy nasza bohaterka wykazywała od dziecka. Odziedziczyła go po tacie - złotej rączce. Buty już w młodości naprawiała sama, choć ich budowę poznała dopiero podczas pracy w Fabosie - za sprawą zatrudnionego tam doświadczonego technologa. Nie wiedziała, że w przyszłości wiedza ta okaże się nieoceniona.

Zakład, początkowo prowadzony przez panią Zofię w kooperacji z mężem, stopniowo budował swą markę. Jego renoma rosła dzięki poczcie pantoflowej - zadowolony klient zawsze robił dobrą robotę. - Promocja tych, których nie zawiodłam, wiele dała. Dzięki niej dziś mam całe mnóstwo stałych klientów, ale i nowych nie brakuje. Co ciekawe, nierzadko odwiedzają mnie osoby, które przed laty przychodziły do mnie z mamą czy tatą - wyznaje pani Zofia.

Mimo że kobieta powoli zbliża się do wieku emerytalnego, praca wciąż ją pasjonuje. Każde zlecenie to nowe wyzwanie. Zwłaszcza, że pani Zosia dostaje do naprawy nie tylko obuwie, ale i torebki, a nawet... parasole. Tych ostatnich nie przyjmuje, bo na zabawę z nimi nie ma czasu.

Jaślanka podkreśla, że nic nie cieszy ją tak bardzo, jak zadowolony klient. Taki, który odbieraną rzecz od razu pakuje do siatki - nie myśląc nawet o sprawdzeniu, czy wszystko w niej gra. Pani Zofia twierdzi, że lepszej zapłaty za poświęcony trud nie mogłaby sobie wymarzyć.

Przypadek kobiecej złotej rączki pokazuje, że nie warto wierzyć w stereotypy. Kobiety potrafią!

- Na początku bywało wesoło. Już w drzwiach zdarzało się zdziwienie: Pani jest szewcem? Pamiętam, jak niektórzy klienci usilnie chcieli rozmawiać z mężem, w ogóle nie biorą pod uwagę, że mogę naprawiać buty. Byłam lekceważona - wspomina jaślanka. I dodaje, że kobieta szewc, wbrew pozorom, z reguły da klientowi więcej, niż szewc mężczyzna. - Chodzi o serce dopracy, panowie często wykonują ją mechanicznie. A to widać - kończy Z. Setlak.

Z trenera jazdy, za kółko MKS-u
Czas na panią Martę Drapich, rodzynkę wśród kierowców komunikacji miejskiej w Jaśle. Pochodzi z Brzostku, obecnie mieszka w Brzyskach. Od małego lubiła wszelkiego rodzaju pojazdy - podróże koleją czy autobusem zawsze sprawiały jej przyjemność.

Zainteresowanie motoryzacją, z roku na rok przybierające na sile, miało też inną źródło - w dzieciństwie pani Marta przebywała głównie w męskim gronie. Rówieśnikami, z którymi spędzała najwięcej czasu byli kuzyni - a chłopaki, jak to chłopaki, mieli hopla na punkcie aut, motorów. Pierwszych wrażeń za kółkiem zakosztowała w podstawówce. Za sprawą kilku kolegów, mocno zakręconych na punkcie motocyklowych szaleństw.

- Nie miałam oporów, gdy postanowili nauczyć mnie jeździć. Poszło szybko. Pamiętam, jak później woziłam ich po trzech w parku - śmieje się mieszkanka Brzysk.

Po latach, namówiona przez męża, sama została nauczycielem jazdy. Profesjonalnym, z papierami. Kursantów prowadziła przez siedem lat - w końcu zdecydowała się na nowe wyzwanie.

- Usłyszałam, że w Jaśle będą przyjmować do MKS. Jako że wcześniej zrobiłam prawo jazdy na ciężarówkę, postanowiłam się zgłosić. Pan dyrektor bardzo się zdziwił - początkowo myślał, że to mój mąż miał przyjść. Dostałam tę pracę. Choć byłam pierwszą kobietą, która zasiadła za kierownicą w jasielskiej komunikacji miejskiej, koledzy dobrze mnie przyjęli - zapewnia M. Drapich.

Wśród bliskich pani Marty jej nowe zajęcie wywołało pozytywne zdziwienie. Byli pod wrażeniem odwagi i pomysłowości kobiety. Równie ciepło zareagowali na nową panią kierowcę pasażerowie MKS. Choć początkowo niektórzy, zwłaszcza panowie, u progu wejścia do autobusu stawali jak wryci.

Marta Drapich lubi to co robi, i ani myśli o zmianie zajęcia. - Miło słyszeć, jak np. starsze pasażerki mówią: o, dziś nasza pani jedzie, jak dobrze! Albo widzieć machającą w moją stronę z oddali młodzież z Brył. Praca daje mi radość, i oby tak pozostało - uśmiecha się pierwsza dama MKS w Jaśle.

Marzycielka, co została stróżem
Ostatnia z naszych dzielnych krajanek to Sylwia Brągiel. Mimo że jej mama zawsze widziała córkę w jednym z typowo kobiecych zawodów, ona od dziecka chciała nosić mundur. Formę spełniania marzeń wybrała podczas nauki w technikum.

- Gdy do mojej szkoły przyjechała delegacja promująca placówkę kształcącą przyszłych ochroniarzy stwierdziłam, że praca w tym zawodzie to jest to, z czym chcę związać przyszłość - i planów już nie zmieniłam. Po ukończeniu technikum podjęłam dwuletnią naukę w policealnej szkole ochroniarskiej - opowiada Sylwia.

Jako ochroniarz pracuje już czwarty rok. Jej zadaniem jest zabezpieczanie jednego z obiektów, znajdujących się na terenie Krosna. Od dwóch lat pełni funkcję dowódcy zmiany. Początki w zawodzie nie były lekkie. Świeżo upieczona pani ochroniarz okazała się najmłodsza w zespole i musiała stawić czoła 24-godzinnym zmianom - obejmującym również nocne patrole.

Choć praca w charakterze ochroniarza jest trudna i odpowiedzialna, Sylwia bardzo ją lubi, bo każdy dzień przynosi nowe doświadczenia. Atutem jest też ciągłe przebywanie z ludźmi - w jej przypadku są to sami mężczyźni. - Plotkują bardziej niż kobiety, bywa wesoło - śmieje się nasza bohaterka.

Mówiąc, że jest ochroniarzem, spotyka się z różnymi reakcjami. Dziewczyny okazują zainteresowanie, wypytują o tajniki tej pracy. Nie kryją podziwu, że młoda dziewczyna potrafi kierować zespołem pięciu facetów. - Jeśli chodzi o chłopców, oni podchodzą do mojego zawodu z uśmiechem i lekkim niedowierzaniem. Ale czuć też pewien respekt - wyznaje Sylwia.

Nie wyobraża sobie, by kiedyś zmienić pracę na bardziej kobiecą. Kocha, to co robi!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24