Początek zeszłego tygodnia był dla złotego fatalny. We wtorek kurs dolara dotarł do ponad 3,42 zł, co w porównaniu do poprzedniego piątku oznaczało osłabienie się naszej waluty o 17 groszy, czyli o ponad 5 proc.
Z tego poziomu rozpoczęło się równie dynamiczne odreagowanie, w wyniku którego złoty z niewielką nawiązką odrobił straty. Identyczny scenariusz „przerabiany” był w przypadku euro – ocenia Halina Kochalska, gówny analityk Golg Finanse.
Wspólna waluta od wtorkowego szczytu na poziomie nieco ponad 4,17 zł staniała do piątkowego przedpołudnia o ponad 13 groszy, czyli o nieco więcej niż 3%. Te wahania sprowokowały całą serię opinii i wypowiedzi przedstawicieli ministerstwa finansów, Narodowego Banku Polskiego i członków Rady Polityki Pieniężnej, dotyczących sytuacji na naszym rynku.
Niewiele one jednak wyjaśniły. Najpierw pojawiły się pogłoski, że ministerstwo finansów wraz z bankiem centralnym „umówiły się” co do zmiany podejścia w kwestii kursu walutowego, a nawet ustaliły przedział 3,85-4,2 zł za euro jako „kanał kursowy”, w ramach którego powinien poruszać się kurs wspólnej waluty.
- Zaczęto mówić, powołując się na „źródło z ministerstwa finansów”, że kurs walutowy jest płynny, ale można go określić jako „płynny sterowany”. To sugerowało, że resort finansów i bank centralny prowadzą aktywne działania, mające na celu niedopuszczenie ani do nadmiernej aprecjacji, ani deprecjacji złotego – dodaje Kochalska.
Strefa Biznesu: RPP zdecydowała ws. stóp procentowych? Kiedy obniżka?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?