- Na zaręczyny zamiast pierścionka podarował Pan żonie "Diamentowy kolczyk"...
Krzesimir Dębski: - Można tak powiedzieć. Ta piosenka połączyła nas na zawsze. Stała się ona dla nas znaczącym symbolem.
- Przed Państwem sylwestrowy koncert w Filharmonii Rzeszowskiej. Kiedyś powiedział Pan, że woli, kiedy jego piosenki są grane właśnie w filharmoniach a nie festiwalach. Ale przecież Pani chyba zamierzała zostać piosenkarką popową?
Anna Jurksztowicz: - Tak naprawdę to studiowałam właśnie śpiew klasyczny. Zarzuciłam te nauki dzięki fascynacji jazzem. Ale moje początkowe zakusy też wiązały się z salami filharmonii i teatrów. Festiwale były odsunięte na plan znacznie dalszy. Dopiero przygoda z "Diamentowym kolczykiem" zapoczątkowała moją przygodę z tego typu imprezami.
- Nie brakuje Pani tych festiwali? Przecież to właśnie festiwal zapoczątkował pasmo Pani sukcesów.
Krzesimir Dębski: - Żona nie występuje na festiwalu w Opolu czy w Sopocie, ponieważ te imprezy są jednymi z wielu tego typu. Niekoniecznie najważniejszymi. Obecnie pojawiamy się częściej na festiwalach filmowych. Z wiekiem każdy artysta skłania się ku bardziej wyrafinowanej publiczności.
- No właśnie. Większość kojarzy Pana jako twórcę muzyki filmowej, której nie zabraknie na koncercie sylwestrowym.
Najbliższe imprezy w Rzeszowie: Strefa Imprez - Rzeszów
Krzesimir Dębski: - To paradoks naszych czasów, że muzyka filmowa jest bardzo ceniona. O niej się mówi i ją słyszy. Choć nagród za muzykę filmową jest znacznie więcej niż samych filmów (śmiech). Miejmy nadzieję, że to przejściowy stan. Tak się jakoś utarło, że właśnie w tym kierunku naśladujemy wzorce amerykańskie. Oni na tym nieźle zarabiają. Nie rozumiem, dlaczego my się tym zajmujemy, nie zarabiając na tym biznesie.
- Podobno tak zwane środowisko jest strasznie zawistne. Pani nie odczuwa tego na własnej skórze? Chyba wszyscy postrzegają Annę Jurksztowicz jako nadworną wykonawczynię kompozycji Krzesimira Dębskiego.
Anna Jurksztowicz: - Zaśpiewałam w życiu kilka utworów innych kompozytorów, jak mnie o to ktoś poprosił. Ale osobiście o to nie zabiegam, bo mam wystarczająco dużo pracy z muzyką, którą mamy w domu. Wiele utworów nigdy nie zostało wykonanych.
- Aż tak się Pani nie podobają?
Anna Jurksztowicz: - Bardzo mi się podobają. Ale jak już się stworzy piosenkę, to trzeba jej jeszcze zapewnić istnienie. I tu zaczynają się schody. Dlatego niektóre z nich czekają na swój czas.
Krzesimir Dębski: - Nie sztuką jest napisać piosenkę i ją nagrać. Problem leży dokładnie w jej promocji.
- Dębski to ma dobrze. Dziś niemal żadna superprodukcja filmowa nie obejdzie się bez jego piosenki. Tym samym nie musi się Pan martwić o promocję. Robi to za Pana studio czy dystrybutor danego obrazu.
Krzesimir Dębski: - Często tak jest. Zgadzam się. Ale bywa i tak, że pewnik, który miałby szansę zostać hitem nie znajduje uznania u dystrybutora. Wtedy nic na to nie poradzę. A tak było z jedną z piosenek ze ścieżki do filmu "W pustyni i w puszczy". Traktowała ona o pomocy dla Afryki. W dobie tsunami, zrobiłaby ona furorę. Teraz jest troszkę za późno.
- Ale przyzna Pan, że jest moda na Dęskiego.
Krzesimir Dębski: - To stało się poza mną. Nigdy o to nie zabiegałem.
- Nie żal Pani, że to nie ona śpiewa "Dumkę na dwa serca" czy motywy przewodnie do "Starej baśni" i "W pustyni i w puszczy"?
Anna Jurksztowicz: - W "Ogniem i mieczem" bardzo chciałam zaśpiewać. Tym bardziej, że piosenka została napisana właśnie dla mnie. Cóż, producenci filmu mieli inny pomysł na ten utwór. Natomiast "W pustyni i w puszczy" sama pełniłam rolę producenta. Utwór był przeznaczony dla wysokiego sopranu jaki ma Beata Kozidrak. Nie miałam absolutnie żadnego zamiaru jej śpiewać. Podobnie było z utworem do "Starej baśni". Zostaliśmy więc przy Beacie, która podsunęła pomysł, że zaśpiewa go razem z córką.
- Ale te lepsze numery zostawia Pan dla żony?
Krzesimir Dębski: - Ma się rozumieć (śmiech).
- Jak prywatnie wygląda układ małżeński kompozytora i piosenkarki? Czy na dobre i na złe?
Anna Jurksztowicz: - Wygląda na to że tak. Mamy już na swoim koncie kilkadziesiąt ładnych przeżytych wspólnie lat.
- Gdyby Pan na każdą rocznicę ślubu darował żonie taki "Diamentowy kolczyk", to miałaby już na swoim koncie ze trzy płyty "The best of".
Anna Jurksztowicz: - To by mi się już dawno ucho urwało (śmiech)!!!
Krzesimir Dębski: - Nie wiem czy pan zauważył, ale mnie nie udało się dokończyć żadnej z wypowiedzi.
Anna Jurksztowicz: - (śmiech) Dobrze, to oddaję ci głos. Powiedz coś od siebie.
- Przykro mi, ale ostatnie pytanie chciałem skierować właśnie do Pani... Co będzie dalej z Anią Jurksztowicz, którą pamiętamy właśnie z tego "Diamentowego kolczyka"? Szykuje Pani coś nowego dla swoich fanów?
Anna Jurksztowicz: - Osobiście spełniam się na takich koncertach w zaciszu Rzeszowa lub innego fajnego miasta. To są naprawdę przepiękne spotkania z publicznością. Takich możliwości jak ja niejedna gwiazda mogłaby mi pozazdrościć. Bo która piosenkarka występuje w sali filharmonii w towarzystwie orkiestry symfonicznej?
- Nie wszystkie piosenkarki są żonami Krzesimira Dębskiego.
Anna Jurksztowicz: - (śmiech) I całe szczęście!!!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Co się dzieje z Sylwią Bombą? Drobny szczegół totalnie ją odmienił [ZDJĘCIA]
- Hakiel złożył ukochanej arabską przysięgę miłości! Poznali się 6 miesięcy temu...
- Olbrychski nie przypomina dawnego amanta "Jest jak Kopciuszek po dwunastej w nocy"
- To on stworzył Dagmarę Kaźmierską. Dziś nie chce się do niej przyznać