- Jesteśmy zaskoczeni. Przyszliśmy do prezesa na umówione rozmowy, a on powiedział nam, że nie będzie z nami rozmawiał o podwyżkach. Chyba, że dopiero, jak zwolni 10 proc. załogi. To oburzające - mówi Roman Ferków, przewodniczący Solidarności z przemyskim Fibrisie.
Rozmowy odbyły się wczoraj po południu.
Od kwietnia związkowcy domagają się 350 zł brutto podwyżki dla wszystkich pracowników. W ub. czwartek rozpoczęli akcję protestacyjną. Oflagowali zakład i wywiesili transparent "Akcja protestacyjna".
- Pracuję na dwóch stanowiskach, w suszarni i klejarni. Zarabiam 900 zł. Mamy harówkę na okrągło, bo brakuje ludzi do pracy. Kto był mądry, to wyjechał na Zachód za lepiej płatną robotą. Nie możemy iść na urlopy. Ja swój z poprzedniego roku wykorzystałem dopiero we wrześniu - mówi Janusz Galiczyński, członek Solidarności.
Prezes Fibrisa, Dariusz Kabaciński nie tylko ze związkowcami nie chciał rozmawiać. Także Nowinom odmówił jakiegokolwiek komentarza na temat akcji protestacyjnej w jego zakładzie. Szkoda, bo chcieliśmy też zapytać czy prawdą są pogłoski o wielotysięcznych poborach członków zarządu i podobnej wysokości apanaży dla firmy konsultingowej zajmującej się usprawnianiem pracy w zakładzie.
- Prawdopodobnie zaraz po świętach rozpiszemy referendum strajkowe. Jeżeli załoga tak postanowi, to jesteśmy gotowi przystąpić do strajku - mówi Ferków.