Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bieszczadzkie "smoluchy". Żyją z wypalania węgla drzewnego

Andrzej Plęs
Niewielu miejscowych zajmuje się wypałem węgla drzewnego. Większość "smoluchów”, jak nazywają ich okoliczni mieszkańcy, to ludzi przyjezdni.
Niewielu miejscowych zajmuje się wypałem węgla drzewnego. Większość "smoluchów”, jak nazywają ich okoliczni mieszkańcy, to ludzi przyjezdni. Andrzej Plęs
Czarni jak diabły pośród soczystej zieleni. Bliżej mają do dzikich zwierząt niż do ludzi. Sami na pół dzicy, żyją z dnia na dzień. I lubią takie życie.

Kiedy bieszczadzkie doliny zasnuwają chmury dymu to znaczy, że praca wre. Pośród intensywnej zieleni drzew i krzewów ukrywają się okrągłe stalowe silosy z czterema symetrycznie rozmieszczonymi kominami.

Niczym porzucone i zapomniane kapsuły kosmiczne. Częściej zaglądają tu zwierzęta niż ludzie, bo też nie jest to miejsce dla ludzi. W lecie czasem zabłąkają się tu turyści, którym zamarzyła się przygoda z Naturą i zmęczeni ciszą i świeżym powietrzem uciekają do telewizji satelitarnej i drogowej sygnalizacji świetlnej, które mówią im jak mają żyć.

Zimą częściej można tu znaleźć tropy wilków, niedźwiedzi, saren i zajęcy niż ślady ludzkich stóp. A oni żyją tu na co dzień. Czasem z wyboru, czasem dlatego, że tak chciał los. I nie narzekają.

- Od dwóch lat robię przy wypale, ciężka robota, ale jak kto przyzwyczajony do roboty to da sobie radę - zapewnia Józef, który ma za sobą 11 lat pracy pod ziemią w kopalni. - Najpierw robiłem piłą w lesie, ale wstrzymali wycinkę, a trzeba było z czegoś żyć. Ugadaliśmy się z Ryśkiem i jakoś nam idzie. Od kolegów wiedziałem jak to się robi, bo to robota, której trzeba się nauczyć. Lubić też ją można.
Rysiek też nie z Bieszczadów. Pochodzi z kieleckiego, po krótkim "romansie" z robotą w śląskiej kopalni zawitał do Ustrzyk, trochę robił piłą w lesie, a jak robota się skończyła, zajął się wypalaniem węgla drzewnego. Za obydwoma węgiel łazi. Uciekli od węgla kamiennego ze Śląska, trafili na drzewny w Bieszczadach.

Obydwaj mówią, że dalej nie będą już szukać, bo tu da się żyć. Dla Ryśka to miał być tylko przystanek w wędrówce - trafił w te górki, żeby zobaczyć jak wygląda dzicz. Po Śląsku to miała być odmiana. Miał zostać miesiąc, siedzi tu już od kilku lat.

- Przyjeżdżali i inni - wspomina. W smolistej czerni ubrania, twarzy, włosów błyskają bielą tylko białka oczu i zęby. - Tak jak ja szukali roboty albo przygody i szybko uciekali. Powietrze im było za czyste, czy praca za ciężka?

Niewielu miejscowych zajmuje się wypałem węgla drzewnego. Większość "smoluchów", jak nazywają ich okoliczni mieszkańcy, to ludzi przyjezdni. Uciekają od kłopotów, od ludzi, od rodzin, od długów wobec bliźnich lub wobec życia. Tu znajdują takie miejsce, w którym nikt ich nie będzie szukał.
Nieopodal Mucznego dymi pięć retort. Życie obu mężczyzn wyznacza ściśle określony rytm pracy. Ładowanie pieca, podpalanie, pilnowanie, zalewanie, wybieranie węgla i znów ładowanie drewna, podpalanie...

Głównie chodzi o to, żeby dopilnować, by drewno nie spaliło się na popiół, bo wtedy cała robota na nic. Albo żeby wypaliło się do końca, tak na węgiel, bo jak się nie dopali, to też cała robota na nic. Życie trwa od rana do rana. Kilka godzin snu w nocy, trochę drzemki w dzień i tak na okrągło.

- Z tego da się wyżyć - twierdzi Józek. - Jak się naprawdę dobrze, uczciwie przyłożyć, to można miesięcznie zarobić 2500-3000 złotych. Tyle w Bieszczadach nikt nie zarobi, nawet pilarze.

Konkurencja jest, choć jakby coraz mniej. Dziwne, bo o pracę tu trudno, zarobić można, a ludzie jakoś nie garną się do tej roboty. Najwięcej ich było w latach 70. i 80., kiedy lasy bieszczadzkie cięto - dosłownie - w pień.

Teraz las się oszczędza, więc o drewno trudniej i pracy mniej. Co dziwniejsze - wypalaniem węgla drzewnego zajmują się głównie przyjezdni, ci co uciekli z Kieleckiego czy ze Śląska. Miejscowych jakoś ta robota nie pociąga. Miejscowi tylko się wściekają, że ich dym z retort gryzie w oczy. Poza tym ani "smoluchy" nie wchodzą im w drogę, ani miejscowi "smoluchom". Tym z Mucznego nawet dym z wypału nie psuje stosunków towarzyskich, bo...

- My tu tak osadzeni, że wszystek dym leci na Ukrainę, a nie na domy w okolicy. Ale wojny międzynarodowej to chyba z tego nie będzie - śmieje się Józek.
O kontaktach towarzyskich też trudno mówić, jak się całe dnie spędza w dziczy, z dala od ludzi. O kilkanaście metrów od retort stoi barakowóz, ich "dom". Raz na kilka dni schodzą do wsi, gdzie wynajmują pokoje. Takie życie. Latem pół biedy, bo można posiedzieć na słońcu, wypić wódkę na świeżym powietrzu, iść głęboko w las, umyć się w strumieniu... Zima to już tylko robota. Robota i wódka.

- Tamtej zimy to nie raz nam się zdarzało, że my nie mogli otworzyć drzwi od baraku, tyle śniegu napadało - mówi Rysiek. - A wypał musiał być, bo zamówiony. Tunele my kopali od sągów drewna do pieców. Śniegu na dwa metry wysoko, że tylko kominy od pieców było widać.

Urlop? Schodzą na tydzień do wsi i piją. Żeby jechać w góry czy nad morze?. Góry są na miejscu, morza nie ciekawi, więc schodzą do wsi i piją. Potem wracają do roboty i tu też piją. Taki sposób na życie. O rodzinach żaden z nich nie wspomina. Unikają tego tematu. Baby mają i owszem, gdzieś tam na dole maja jakieś baby, nie żony, broń Boże. Po prostu "nasze baby" albo "piescochy".

- Raz nie zdążyłem się umyć i taki czarny jak diabeł pojechałem do "swojej" - śmieje się Rysiek. - Baba mnie nie poznała tylko się wystraszyła. A na co dzień jak się nudzi to idzie się wypić i już po nudach.
Zima czy lato - węgiel musi być. Przyjeżdżają po niego z Poznańskiego i Bielskiego, większość towaru idzie do Niemiec albo Holandii, w kraju zostaje ten gorszy sort. Na zbyt nie narzekają, bo i tak zbytem zajmuje się przedsiębiorstwo, w którym pracują. Oni mają tylko wypalać. Drewno też dostarcza przedsiębiorstwo, na ogół bukowe, bo z takiego węgiel jest najlepszy. Ładują do pieca 12 metrów sześciennych buka i wyjmują tonę węgla. Najpierw pełny piec dymi pół godziny przy otwartych drzwiach, żeby "złapał żar". Potem zamyka się drzwi i otwiera górną klapę na trzy godziny, żeby płomień objął drewno. Potem zamyka się wszystko o czeka do 12 godzin. Jak dym z czterech kominów zmieni się z białego na niebieski to znaczy, że czas by zalać piec. Znów włazi się na szczyt retorty i leje wodę. Bo inaczej wszystko spali się na popiół. Trochę niebezpieczne, bo stalowy piec gorący jak piekło. Gruba na 12 milimetrów blacha na dole jest czerwona od gorąca. Jak jest się ostrożnym to nic złego nie powinno się stać. Jak się jest ostrożnym...

- Niedawno był taki wypadek - opowiada Józek. - Nie u nas, ale niedaleko stąd. Mężczyzna wlazł na piec, żeby zalać, czy coś... Wpadł do środka. Tłukł się, chciał się wydostać, ale nie mógł. Siostra chciała go ratować, też wlazła na piec, chciała go wyciągnąć i też wpadła. Teraz już nie miał ich kto ratować. Zatruli się czadem i zostali w środku.

To nie jest życie dla zwykłych ludzi. Oni też mogliby wracać na Śląsk szukać szczęścia, albo gdziekolwiek indziej. A oni tu siedzą, piją i palą, palą i piją. Piją cokolwiek i palą drewno.

- Mówią, że jesteśmy najlepsi, najbardziej wydajni, bo największe pijaki - mówi Józek z łobuzerskim błyskiem w oku.

- Nie pijaki tylko smakosze - poprawia Rysiek tym samym tonem.

Zieleń trawy i drzew zamiast czerni asfaltu i szarości murów. Czerń rąk i twarzy zamiast bieli kołnierzyków koszuli. Cisza przerywana śpiewem ptaków zamiast jazgotu dobiegającego z głośników. Widok szczytów i dolin zamiast obrazków w telewizji. Z dala od doniesień o wojnie, kataklizmach, budżecie narodowym i aferach gospodarczych. Cokolwiek się wydarzy i tak ich nie dotyczy. Oni robią swoje. Czyli palą i piją. Wczoraj to nie jest dla nich wdzięczny temat, jutro to mgliste pojęcie. Ważne jest dziś. Ważne jest teraz. Za kilka dni przyjedzie wóz po worki z węglem. To jest ważne. Jak tęskno do ludzi, to można za kilka dni zejść do doliny. Albo nie schodzić tylko napić się wódki i zapatrzeć w horyzont. Póki nie zasnuje go dym z pieca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24