Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Boks zawodowy. Ile zarabia się w tym biznesie?

Artur Gac
Najwięcej pieniędzy, jeśli chodzi o gaże podczas polskich gal, zainkasował Tomasz Adamek (z prawej).
Najwięcej pieniędzy, jeśli chodzi o gaże podczas polskich gal, zainkasował Tomasz Adamek (z prawej). Paweł Łacheta
Kasę dzieli się długo przed walką. Lwią część szmalu zgarnia czempion - od 55 do 80 proc, ale najwięcej pieniędzy zarabiają nie pięściarze, a potężni bokserscy promotorzy

Tomasz Adamek kontra Przemysław Saleta. Pojedynek byłego dwukrotnego mistrza świata dwóch kat. wagowych z mistrzem Europy z 2002 r. to doskonały przykład, że na nazwiskach utytułowanych i popularnych pięściarzy, choć mających daleko za sobą najlepsze lata kariery, można zbudować wysokobudżetową galę. - Starcie Przemka z Tomkiem będzie normalną walką rankingową, tylko bez żadnego tytułu, a nadzór obejmie Polski Wydział Boksu Zawodowego - wyjaśniał przed galą szef organizacji Krzysztof Kraśnicki, zaprzeczając w ten sposób pojawiającym się opiniom, że zakontraktowana na 10 rund walka przybierze charakter wyłącznie rozrywkowo-towarzyski.

Szefowie organizującej galę telewizji Polsat, na czele z dyrektorem sportowym stacji Marianem Kmitą, której producentem wykonawczym ponownie zostali słynący z reżyserowania fantastycznych opraw szefowie federacji mieszanych sztuk walki KSW, na pewno niechętnie zdradzą wynik finansowy widowiska. Na pewno jednak wpływy ze sprzedaży pay-per-view, a za dostęp do transmisji trzeba było zapłacić 40 zł, jak i z biletów będą niższe od poprzednich gal Polsat Boxing Night.

Rok temu udało się zapełnić Tauron Kraków Arenę i rozbić bank. Największymi wygranymi zostali promotorzy: Andrzej Wasilewski, Piotr Werner i Tomasz Babiloński, którzy wzięli na siebie organizację gali.

Dwaj pierwsi powiększyli swoje majątki o - bagatela - około milion złotych, a niewiele mniej zarobił mający mniejsze udziały Babiloński. Multum pieniędzy, bijąc rekord w Polsce, zgarnął też Adamek, który mimo porażki zarobił aż 225 tys. dolarów brutto. - Rzeczywiście mówimy o rekordowym wyniku finansowym z absolutnie potężnym przychodem. Natomiast warto wiedzieć, że najpierw musieliśmy wziąć na siebie pewne ryzyko, bo przecież nikt nie zagwarantował nam sprzedania wszystkich biletów oraz tak zadowalającej dystrybucji usługi PPV - wyjaśnia największy promotor w kraju Andrzej Wasilewski, współwłaściciel grupy Sferis Knockout Promotions, której siedziba i baza treningowa mieszczą się w Warszawie.

W ostatnich tygodniach największą gwiazdą grupy został pięściarz z Wałcza Krzysztof Głowacki, który w wyśmienitym stylu pokonał przed czasem Niemca Marco Hucka i wywalczył tytuł mistrza świata w kat. wagowej junior ciężkiej. Kto sądzi, że „Główka” obłowił się na sensacyjnym zdobyciu pasa, musi zdać sobie sprawę z reguł panujących w boksie zawodowym. Podziału pieniędzy dokonuje się przed walką, a beneficjentem lwiej części szmalu jest obóz panującego czempiona. Podczas przetargu podział „tortu” w zależności od federacji, wynosi minimum 55 do 45 proc. na korzyść mistrza, a często dochodzi też do ogromnych dysproporcji sięgających podziału 80 do 20 proc.

W przypadku pojedynku Głowackiego obozy obu pięściarzy odstąpiły od przetargu, a na mocy porozumienia challenger z Polski zgarnął 60 tys. dol., co stanowiło ledwie 17 proc. wypłaty Hucka, który mimo porażki otrzymał czek na kwotę 350 tys. dol. Dla porównania milionerem po trwającej 36 min pracy w ringu został w 2012 r. krakowianin Mariusz Wach, inkasując za mordercze 12 rund walki z mistrzem świata wagi ciężkiej Władimirem Kliczką około miliona dolarów, pomniejszone o odprowadzony podatek i inne zobowiązania. - Dzisiejszy boks zawodowy diametralnie różni się od tego, co działo się w latach 70. w Stanach Zjednoczonych. Jeśli za zawodnikiem stoi porządny promotor, a pięściarz odnosi duże sukcesy, to zawsze idzie w parze wielka kasa - twierdzi Wasilewski.

Przez wiele ostatnich lat rolę tzw. superpromotorów pełniły potężne stacje telewizyjne, które płaciły wielkie pieniądze, jak amerykańskie HBO i Showtime oraz niemieckie ARD i ZDF. Wydając na pojedyncze gale po kilka milionów dolarów, decydenci stacji mieli ogromny wpływ na obsadę imprez oraz ingerowali w sposób prowadzenia grup przez promotorów. Obecnie rynek bokserski za naszą zachodnią granicą załamał się dokumentnie i żadna z wiodących stacji nie jest mocno zaangażowana finansowo. Z wyjątkiem telewizji RTL, która pokazuje wszystkie gale z udziałem Władimira Kliczki.

Co innego za oceanem, gdzie po latach posuchy właśnie dokonuje się dynamiczna rewolucja za sprawą menedżera Ala Haymona, który w krótkim czasie skaperował ponad 200 pięściarzy! - To dzisiaj najbardziej wpływowa postać światowego boksu, która wprowadza nowe standardy. Działając w roli agenta, współpracuje tylko z wybraną grupą czterech promotorów - opowiada Wasilewski.

Jednym z beneficjentów szczodrego Amerykanina jest wspomniany Szpilka, którego obecne zarobki są odwrotnie proporcjonalne do klasy przeciwników. Popularny pięściarz po przeprowadzce do Teksasu za kilkuminutowe spacerki w ringu inkasuje po 100 tys. dol. Po odprowadzeniu podatku, wypłaceniu należnych procentów trenerowi oraz działce promotorskiej na czysto i tak zostają mu krocie. Poza tym „Szpila” cieszy się komfortem opłaconego apartamentu i kompleksową salą treningową, a ponadto otrzymuje stałą dietę. Według naszych informacji 30-dniowe utrzymanie wieliczanina za oceanem kosztuje menedżera i promotorów 5 tys. dol.

Same koszty stałe w grupie Sferis KnockOut Promotions, w tym ponad dwadzieścia etatów zaczynających się od kwoty oscylującej wokół 1750 zł wraz z wynajmem kilku mieszkań, wynoszą w skali miesiąca 100 tys. zł. Do tego regularnie dochodzą koszty związane z przygotowaniami kluczowych zawodników do ważnych pojedynków, czyli m.in.: opłacenie obozu, ściągnięcie kilku sparingpartnerów, z których każdy inkasuje tysiąc dolarów tygodniowo, zakwaterowanie w hotelu i bilety lotnicze.

Źródłem dochodu grup zawodowych są przychody z praw telewizyjnych, które następnie są sprzedawane, oraz walki zawodników z doskonałymi rekordami na zagranicznych galach. Generowane koszty pokrywane są głównie z pieniędzy wykładanych przez sponsorów, którzy jednocześnie odnoszą swoje korzyści biznesowe.

- Po szesnastu latach pracy, regularnych inwestycjach i aktywach w postaci wypromowanych pięściarzy mamy produkt, który dzisiaj rzeczywiście trochę konsumujemy - przyznaje Wasilewski, strzegący także kariery krakowianina Andrzeja Wawrzyka. Mieszkającemu w Niepołomicach „ciężkiemu”, który w weekend odniósł kolejne zwycięstwo na gali w Alabamie, bolesną porażkę w Moskwie z mistrzem świata Aleksandrem Powietkinem zrekompensowało 60 tys. dol.

Bez 300 tys. zł nie sposób dobrze „opakować” zbliżającej się cyklicznej gali w kopalni soli w Wieliczce, której pomysłodawcą jest Tomasz Babiloński. Samo oświetlenie, jeśli ma być go dużo i jakościowo z wysokiej półki, to koszt nawet 100 tys. zł!

Budżet imprezy pochodzi przede wszystkim ze sprzedaży stolików suto zastawionych jedzeniem i trunkami, ale nie tak łatwo znaleźć klientów, chętnych zapłacić od 8 do 15 tys. zł. Mimo trudności, szef grupy Babilon Promotion mającej pod skrzydłami m.in. pięściarza z Nowego Sącza Andrzeja Sołdrę, od 2007 r. prowadzi swoją działalność w oparciu o taki model biznesowy. Innymi słowy od początku czerpie profity z organizowania widowisk. Nawet tych najmniejszych, które odbywają się w niewielkich miastach.

- Staramy się, aby minimum 20 proc. wpływów z każdej gali zostało w firmie. Jest coraz lepiej, o czym świadczy fakt, że udało nam się utrzymać ten sam zarobek co w ubiegłym roku, a przy tym poprawić jakość wizualną i sportową imprez. Tak naprawdę nie znam promotorów, którzy wykonują tę pracę dla idei. Po prostu jedni zarabiają więcej, a drudzy mniej - wyjawia Babiloński, prywatnie szwagier byłego mistrza świata kategorii junior ciężkiej Krzysztofa „Diablo” Włodarczyka.

Swoje miejsce na rynku odnalazł także Mariusz Grabowski, szef grupy Tymex Boxing Promotion (to w jego stajni walczy zwyciężczyni sobotniego starcia pań Ewa Brodnicka), który, zapraszając do gościnnych występów Wacha, szybko wypromował swoją markę i wszedł na antenę telewizji Polsat.

- Widzę, że najbardziej wypromowani zawodnicy w kraju obierają kierunek na Stany Zjednoczone, więc mamy pole do popisu, żeby nadać rozgłos chłopakom z mniejszymi nazwiskami - zapowiada promotor pochodzącego z Gliczarowa Górnego Mateusza Rzadkosza, byłego amatora klubów Cios-Adamek Gilowice i TS Wisła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24