Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cała prawda o wojnie. Wspomnienie Barbary Bernal z Krajowic

Barbara Bernal, lat 86, Krajowice, pow. jasielski
Jest 1 września 1939 r. Piątek, godz. 4.30, Kraków. Budzi nas jakiś huk, to bomby spadające na pobliski dworzec kolejowy. W oknie III piętra mignął z wielkim hukiem samolot. Na skrzydłach czarne krzyże. Niemcy! Zaczęła się wojna!

Pierwsze dni niepewności. Tato, maszynista kolejowy, został wysłany z maszynami kolejowymi do Rumunii. Pozostała nasza czwórka - dwaj bracia i my, dwie dziewczyny. Po kilku dniach Kraków opustoszał. Wszyscy młodzi ludzie wyemigrowali. Chłopcy otrzymali karabiny i wyruszyliśmy w kierunku wschodnim. Bracia mieli nadzieję przyłączyć się gdzieś do obrońców kraju, ale to wydarzyło się 2 tygodnie później za Bugiem. Tymczasem jedziemy z tysiącem uciekinierów w kierunku Tarnowa. Ale już w Biadolinach bombardowanie.

Ludzie uciekają, chowają się. Czwórka ludzi schowała się do bramy domu, który został zbombardowany. Straszne widoki. Ja mam 16 lat, to dla mnie zbyt trudne! Ale nie mogę wracać do domu. Wszyscy uciekają! Trochę pieszo, trochę pociągiem dotarliśmy do Mielca. Starszy brat wpadł na pomysł, by popłynąć łodzią do Warszawy, bo przecież chcieliśmy bronić kraju!!! Ale żadnej łodzi na Wiśle nie znaleźliśmy, więc skierowaliśmy się w stronę dworca kolejowego. I tu pierwsze spotkanie z wrogiem. Wyszliśmy z niewielkiego lasku i przez pole ziemniaków szliśmy w stronę miasta. Zobaczyliśmy lecący w naszą stronę samolot.

Chcieliśmy się cofnąć do lasu. Ale nie zdążyliśmy Szybko położyliśmy się w rzędach ziemniaków. Ale ten pilot zniżył lot jeszcze bardziej i zaczął strzelać z karabinu. Krążył długo, odlatywał i znowu wracał i cały czas strzelał. Kiedy już na dobre odleciał, podnieśliśmy się. Ziemniaki były posiekane na strzępy, parę metrów od naszej kryjówki. Co nas strzegło? Anioł Stróż, czy to, że byliśmy za blisko lasu i nie mógł nawracać za blisko drzew?

Ten incydent uświadomił nam, z kim mamy do czynienia i potwierdził naszą decyzję dalszej ucieczki. Wiele dni trwała! Trochę pieszo, trochę pociągami, dotarliśmy do Bugu. Na Bugu, koło Chełma Lubelskiego, most był częściowo uszkodzony i maszyna kolejowa wisiała nad przepaścią. Był dzień 17 września 1939 r. Po drugiej stronie rzeki, na stacyjce Jagodzin, był podstawiony pociąg.

Wszyscy ludzie w nerwowym pośpiechu przeprawiali się przez ten most i spieszyli do tego pociągu. Nasza czwórka przeszła na końcu, ale pociągu już nie znaleźliśmy, natomiast były okopy polskiego wojska. Nareszcie znaleźliśmy obrońców, do których moi bracia chcieli się przyłączyć. Młody porucznik, niestety, nie przyjął nas do swego oddziału. Przestrzegł, żeby nie iść dalej na wschód, bo właśnie dziś, 17 września, armia radziecka wkroczyła do Polski i ją zajmuje. Na stacji Jagodzin zaopatrzyliśmy się w strzępek mapy i zawróciliśmy w kierunku Warszawy.

Przez całe moje życie byłam wdzięczna temu porucznikowi za tę informację i ze strachem i żalem myślę, co się stało z tym oddziałem WP i co się stało z tymi ludźmi, którzy tam wsiedli do pociągu i odjechali w kierunku Rosji.
Po dwóch tygodniach dotarliśmy do Wesołej koło Warszawy, akurat w dniu 29 września, kiedy nasza stolica wpadła w ręce wroga.

Barbara Bernal, lat 86, Krajowice, pow. jasielski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24