Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy fachowcy z Ukrainy wzmocnią nam gospodarkę [cz.1]

Andrzej Plęs
Jeszcze nie tak dawno Ukraincy w Polsce najczęściej byli najmowani na czarno do prac budowlanych.
Jeszcze nie tak dawno Ukraincy w Polsce najczęściej byli najmowani na czarno do prac budowlanych. Archiwum
My wyjeżdżamy na Zachód, Wschód przyjeżdża do nas. I będzie nam coraz bardziej potrzebny. Bo polski rynek coraz bardziej potrzebuje siły roboczej

Dwa miliony Polaków wyjechało w ostatnich latach „za chlebem”, gospodarka polska od lat stale się rozwija, zaczyna brakować siły roboczej. W sezonie budowlanym każda para rąk jest na wagę złota, sadownicy i plantatorzy alarmują, że owoców i warzyw nie ma kto zbierać.

Niekoniecznie dlatego, że brak niewykwalifikowanych pracowników, którzy mogliby się takiej roboty podjąć, bo kilkuprocentowe bezrobocie sugeruje, że zajęcie dla kilkuset tysięcy jednak jest. Raczej dlatego, że stawki godzinowe są na takim poziomie, że korzystniej jest pobierać zasiłek dla bezrobotnych niż zbierać truskawki.

Dziurę w naszym rynku pracy po wyjeździe 2 mln polskich emigrantów zarobkowych uzupełniają imigranci zarobkowi z Ukrainy, Białorusi i Wietnamu. Zupełnie absurdalne, choć rozpowszechnione, jest przekonanie, że Ukraińcy zabierają nad Wisłą pracę Polakom. Postawieni pod ścianą polscy przedsiębiorcy zatrudniają ich chętnie, choć legalne zatrudnienie obcokrajowca w Polsce to dla pracodawcy droga przez mękę przepisów i regulacji.

W ciągu ostatnich trzech lat liczba ukraińskich studentów i pracowników w Polsce niemal się potroiła. Bo coraz trudniejsza sytuacja gospodarcza na Ukrainie, bo rośnie dysproporcja płacowa po obu stronach Bugu, bo uchodźcy z Donbasu i Krymu. Uczy się ich w Polsce lub pracuje na stałe bądź sezonowo ok. miliona osób. To już nie tylko niewykwalifikowani do prac polowych, opieki nad osobami starszymi i sprzątania, to coraz częściej inżynierowie, lekarze, budowlańcy średniego szczebla, bez których niejeden plac budowy nad Wisłą byłby martwym polem.

I niejedna polska uczelnia musiałaby zamknąć podwoje, gdyby nie studenci z Ukrainy i ich czesne. Dane statystyczne mówią, że w 2015 roku w polskich uczelniach pobierało nauki niemal 21 tys. młodych Ukraińców. Kryzys demograficzny dopiero zaczyna wchodzić do polskich szkół wyższych, „polowanie na studenta” ukraińskiego i rywalizacja o jego uwagę dopiero się zaczyna. W minionym roku akademickim najpierw uczelnie prywatne, a za nimi państwowe obniżyły opłaty dla ukraińskich studentów. Młodych Ukraińców przyciąga tu często wyższy niż w ojczyźnie poziom nauczania, znacząco niższe - niż na zachodzie Europy - koszty, bliskość kulturowa i… bliskość do domu rodzinnego. A poza tym...

- Moja córka studiuje medycynę w Warszawie, a nie we Lwowie, bo obie od początku wiedziałyśmy, że w polskiej uczelni będzie oceniana za to, ile wie i umie, a nie za to kim są jej rodzice - tłumaczy Swietłana z Iwano-Frankowska.
Nie tylko uczą się tu i pracują, znaczna część biznesu handlowego w strefie przygranicznej istnieje właściwie tylko dzięki klientom zza Bugu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24