Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Podkarpacie wygrało wybory? Analiza

Andrzej Plęs
Podkarpacie kolejny raz zagłosowało na PiS. I znów jako województwo znaleźliśmy się w opozycji.
Podkarpacie kolejny raz zagłosowało na PiS. I znów jako województwo znaleźliśmy się w opozycji. Dariusz Delmanowicz
Partia, która u nas wygrała, w Polsce przegrała. Najsilniejsza reprezentacja podkarpackich posłów i senatorów zasiądzie w ławach opozycji. Co to oznacza dla naszego województwa? Czy rząd nie będzie chciał wziąć odwetu na "nielojalnym" Podkarpaciu?

Skromna liczebnie (siedmiu posłów, ani jednego senatora) reprezentacja podkarpackich parlamentarzystów partii rządzącej. Ani jednego, który byłby pierwszoligowym posłem Platformy Obywatelskiej. Dwóch posłów sojuszniczego Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Co takimi siłami Podkarpacie może ugrać przez najbliższe cztery lata? I czy rządzący zechcą inwestować w region, który powiedział im - veto?

Lepszy jeden minister niż dziesięciu posłów

Może właśnie ze względu na brak zdolności do kreowania liderów politycznych Podkarpacie stało się ziemią obiecaną dla tzw. spadochroniarzy politycznych. To tu w 2001 Zygmunt Wrzodak zdobył w wyborach parlamentarnych 32 tys. głosów, choć o Podkarpaciu nie wiedział nic.

Podobnie jak Marek Jurek, który dzięki podkarpackim głosom dostał się w 2001 roku do Sejmu. W 2007 roku posłanką ziemi rzeszowskiej została warszawianka Grażyna Gęsicka, a w 2009 roku głosami okręgu rzeszowskiego nieznany wcześniej na Podkarpaciu Tomasz Poręba z PiS został europosłem.

Przed niespełna tygodniem do Sejmu trafiła się prof. Józefa Hrynkiewicz (PiS). Partia wstawiła ją na pierwsze miejsce na liście. Wyborcy okręgu rzeszowsko-tarnobrzeskiego nie mieli pojęcia, kto to ta pani, pani miała mgliste pojęcie o okręgu i regionie, a jednak "zrobiła" drugi wynik na liście.

Bodaj jedynym prominentnym, a pochodzącym z Podkarpacia, przedstawicielem władzy centralnej był Aleksander Bentkowski, minister sprawiedliwości w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Potem już nic.
Mamy co prawda w obecnym rządzie dwóch posłów PSL. Nie wiadomo jednak, czy dalej możemy wiązać nadzieje z Janem Burym, sekretarzem stanu (wiceminister) Ministerstwa Skarbu Państwa w obecnym (ustępującym?) rządzie. W kuluarach PSL mówi się, że po wpadce z zakupem akcji SO-RES (złamanie ustawy antykorupcyjnej) i niezawinionej, ale głośnej awanturze z hotelowym rautem na rachunek jednej ze spółek Skarbu Państwa, jego szanse na zaistnienie na warszawskich salonach politycznych znacznie spadły. A szkoda, bo Bury może być jedynym naszym asem w rękawie. Jego zasłudze przypisuje się choćby ulokowanie 1,9 mld zł w inwestycję elektrociepłowniczą w Stalowej Woli.

Drugi przedstawiciel PSL w nowym parlamencie - Mieczysław Kasprzak - od stycznia 2011 roku jest sekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki. Nie wiadomo, czy w przyszłym rządzie stanowisko utrzyma.

- Lepiej mieć jednego ministra z regionu w rządzie niż dziesięciu posłów - twierdzi politolog Tadeusz Gardziel. Nawet dla politologa zagadką jest, dlaczego Podkarpacie nie może dochować się lidera politycznego rangi krajowej.

- Przecież to była Galicja zaboru austriackiego, cieszącego się największą autonomią pośród wszystkich zaborów - przypomina Gardziel. - Przecież z tego terenu wywodzili się ministrowie rządu austrowęgierskiego, nawet jeden z austrowęgierskich premierów.

I tak wygra PiS

Wśród mieszkańców województwa pojawiają się opinie, że Podkarpacie przegrywa na własną prośbę. Wierne Prawu i Sprawiedliwości, jak żadne inne, mogło oczekiwać, że w rządzie Jarosława Kaczyńskiego (2005-07) dostanie choć jednego ministra, może podsekretarza stanu. Nie dostało, a lobbing podkarpackich posłów PiS o interes województwa był słabiutki. A wiele było do ugrania. Może dowodzący w PiS uznali, że nie trzeba zabiegać o przychylność Podkarpacia, bo będzie przychylne bez względu na wszystko. Nie zawiedli się, poparcie dla partii niewiele spadło po dwóch latach rządów PiS (48,4 proc.) i wzrosło po czterech latach rządów PO i PSL (48,6 proc.).

Brak liderów politycznych formatu krajowego to powód, dla którego "spadochroniarze" z głośnymi nazwiskami traktują Podkarpacie jako łatwy łup. To także powód, dla którego gospodarczo wciąż odstajemy od reszty Polski. Bo brak silnej reprezentacji w parlamencie, a tym bardziej w rządzie, to brak wpływu na podział budżetowych pieniędzy. W jakimś sensie "wielki przegrany" tych wyborów - Tadeusz Ferenc - miał rację twierdząc, że idzie do Senatu "załatwiać sprawy (pieniądze?) dla Rzeszowa i Podkarpacia". Bo równie istotny wpływ, co plan rozwoju kraju, ma dla podziału pieniędzy parlamentarny lobbing. I nie chodzi tylko o pieniądze, ale o lokowanie dużych inwestycji. Tymczasem Podkarpacie postawiło na parlamentarną opozycję, więc jej wpływ na podział budżetowego tortu będzie prawie żaden.

Platforma nie zdołała do siebie przekonać mieszkańców Rzeszowszczyzny przez ostatnie cztery lata, więc może uznać, że przez następne cztery nie ma sensu inwestować w region, którego ani inwestycjami, ani pieniędzmi budżetowymi przekonać się nie da. Lepiej dopieścić zachodnią połowę Polski i tam umocnić stan posiadania. Niektóre z sugestii mówią wprost o "rewanżyzmie" Platformy.

Sto razy powtarzać, co zrobiliśmy

Na takie sugestie oburza się posłanka PO Krystyna Skowrońska.

- Przez ostatnie cztery lata byliśmy największym placem budowy w Polsce, takie twierdzenia są krzywdzące - podkreśla. - Mamy dużo determinacji. Bardzo żałuję, że straszy się obywateli takimi prognozami, ale również tego, że mieszkańcy Podkarpacia nie zauważyli, że zrobiliśmy tak dużo.

I podkreśla, że reszta kraju zazdrości nam dynamiki rozwoju przedsiębiorstw w Dolinie Lotniczej, że "cudze pod lasem widzimy, swojego pod nosem - nie". Że Platforma przyjęła zasadę: nie chwalić się, ludzie to zobaczą". Okazało się, że błędną.

- A wystarczy wyliczyć, ile pieniędzy dostały inne regiony, a ile my: na wyższe uczelnie, na ochronę zdrowia, na inwestycje drogowe, przeciwpowodziowe - wylicza Skowrońska. - A postanowienie na tę kadencję mam takie, by częściej spotykać się z ludźmi, sto razy powtarzać, co zrobiliśmy i może wtedy otworzą się oczy. I nieuczciwością ze strony rywali politycznych jest wmawianie ludziom, że Podkarpacie zostało przez nas skrzywdzone.

Odwet? To raczej nie możliwe

Posłowi PiS Stanisławowi Ożogowi w głowie się nie mieści, żeby konkurencja polityczna zechciała brać odwet na "nielojalnym" Podkarpaciu.

- Mam nadzieję, że rząd będą tworzyć ludzie dorośli, dla których poczucie obowiązku wobec narodu i kraju jest nie tylko hasłem - ostrzega. - Mimo wszystko nie posądzam Platformy Obywatelskiej o tak niskie pobudki, natomiast przypominam, że program rozwoju kraju Platformy opiera się na tzw. lokomotywach gospodarczych. A Podkarpacie raczej do nich nie należy.

Poseł Ożóg twierdzi, że dokumenty programowe PO mówią o nierówności traktowania obszarów Polski Wschodniej i naszego województwa w porównaniu z tak zwanymi lokomotywami rozwoju gospodarczego kraju. - I mam pytanie - dodaje poseł - czy Polskie Stronnictwo Ludowe jeszcze istnieje, a jeśli tak, to czy dopuści do marginalizowania i degradowania Podkarpacia? Mam nadzieję, że Platforma nie będzie kierować się rewanżyzmem.

W teorie spiskowe nie wierzy politolog Tadeusz Gardziel. I zapewnia, że obieg pieniędzy budżetowych nie zależy od liczby posłów z regionu. Poza tym, że są przecież ogromne unijne fundusze, specjalnie dla ściany wschodniej Polski.

Głosujemy na światopogląd

Krystyna Skowrońska zapowiada, że wynik wyborów na Podkarpaciu będzie przedmiotem partyjnych rozważań: gdzie popełniono błędy, co można było zrobić lepiej, w jaki sposób można być dla regionu skuteczniejszym.

- I nie chodzi tylko o wynik wyborczy, ale także o współdziałania z mieszkańcami regionu - tłumaczy. - Jakie są problemy, w jaki sposób można je rozwiązać. Bo to jest podstawą działania każdego posła.
Przyczyn niewielkiego poparcia dla PO na Podkarpaciu Tadeusz Gardziel upatruje w słabości tutejszej klasy średniej. I w zakorzenionym konserwatyzmie, który każe obawiać się każdych zmian.

Mieszkańców Podkarpacia nie przekonała do koalicji PO-PSL ani budowana autostrada, ani nowy terminal na lotnisku w Jasionce, ani dynamicznie rozwijająca się strefa ekonomiczna pod lotniskiem (powstanie tej opinia społeczna przypisuje Tadeuszowi Ferencowi), ani prawie 2 mld zł na inwestycję ciepłowniczą, z której miasto będzie miało rocznie kilka milionów zł podatku, ani pomysł budowy międzynarodowej Via Baltica, ani szereg drobnych inwestycji w infrastrukturę komunikacyjną. Wydaje się, że Podkarpacie wciąż głosuje na światopogląd, a nie na interes. Dobitnym tego przykładem jest zwycięstwo w ostatnich wyborach do Senatu wojującego ideologa Kazimierza Jaworskiego nad pragmatycznym prezydentem Tadeuszem Ferencem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24