Damian Krzysztofik: Nie za darmo nazywają nas "czeczeńcami"

Dwa punkty w trzech meczach na początek sezonu, biorąc pod uwagę wasz skład, mogą cieszyć?Nie do końca, zawsze może być lepiej, niż jest, ale też nie można mówić, że jest źle. Osobiście bardziej liczyłem na punkty z Legionowem niż z Kwidzy-nem. Ten ostatni mecz przegraliśmy na własne życzenie.

Z Kwidzynem skazywano was na porażkę, a wygraliście pewnie ośmioma bramkami...Walczyliśmy, nie na darmo nazywają nas "czeczeńcami". Mam nadzieję, że to nie ostatnie nasze zwycięstwo i wygramy jeszcze nie jeden, ale kilka meczów. Oby wystarczyło do utrzymania się.

Twoje występy w pierwszych meczach sezonu stały pod znakiem zapytania. Kontuzja łokcia nie okazała się jednak tak groźna?Była poważna, przeszedłem zabieg. Nie chciałem jednak zapeszać szybszego powrotu, a że goi się na mnie jak na psie, to wyszedłem już w pierwszym meczu. Ryzyko - oczywiście - było, ale chciałem pomóc drużynie. Mam zaległości podwzględem wytrzymałości, bo w pełni nie mogłem trenować w okresie przygotowawczym.

Przed wami mecz w Puławach. To taka święta wojna. Oni się solidnie wzmocnili, a u was ode-szło kilku znaczących graczy...Nie możemy podchodzić do meczu z przegranej pozycji. Zresztą z Kwidzynem też większość ludzi stawiała nas na straconej pozycji, my udowodniliśmy, że coś potrafimy.

Macie nowego prezesa. Nowa "miotła", nowe nadzieje?Nadzieje to ja mam od półtora roku, odkąd wróciłem do Stali. Jak będzie, zobaczymy, prezes ma pewną wizję, pozostaje nam wierzyć, że sytuacja ulegnie zmianie na lepsze.