Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Kaszowski: Brakło dwóch minut, a ekstraklasa byłaby w Łańcucie już 18 lat temu

Tomasz Ryzner
Tomasz Ryzner
Dariusz Kaszowski pojawił się na gali w towarzystwie żony Małgorzaty
Dariusz Kaszowski pojawił się na gali w towarzystwie żony Małgorzaty Paweł Dubiel
Byliśmy znani z tego, że w klubie panuje rodzinna atmosfera - mówi Dariusz Kaszowski, przez ćwierć wieku trener koszykarzy Sokoła Łańcut, laureat naszego plebiscytu w kategorii "osobowość roku"

Nasz plebiscyt dotyczył minionego roku, ale nagroda dla ciebie kojarzy mi się filmowo, z Oskarem za całokształt.
Na pewno niesamowita sprawa. Dla mnie, dla rodziny, dla naszej organizacji. 26 lat na stołku trenerskim w jednym miejscu to nie byle co. Zaczynałem jako zawodnik, następnie prowadziłem grupy młodzieżowe, a potem zaczęła się przygoda z seniorami.

W Polsce takiej przygody raczej nikt nie doświadczył.
Całkiem możliwe. Zaliczyliśmy trzy awanse, z trzeciej ligi do drugiej, z drugiej do pierwszej i w tamtym roku udało się w końcu wspiąć na poziom ekstraklasy. Ten ostatni sukces smakował niesamowicie.

Bo też był solidnie wyczekany. W powietrzu od lat krążyło pytanie - kiedy wreszcie sokoły dofruną do ekstraklasy?
Przede wszystkim nigdy nie dysponowaliśmy budżetem, który by nas nominował do tego, aby głośno mówić o awansie, stawiać się w roli zdecydowanego faworyta. Próbowaliśmy po cichu atakować, walczyć o najwyższy cel, bywało blisko, ale zawsze czegoś brakowało.

Często środków na jednego, dwóch solidnych koszykarzy więcej.
Grali u nas wartościowi zawodnicy, z drugiej strony kadra nigdy specjalnie szeroka nie była. A gdy się mocno eksploatuje węższą grupę koszykarzy, pojawiają się kontuzje. Nas rzadko oszczędzały. Co gorsza, często pojawiały się w fazie play off, gdy każdy mecz ma podwójną wagę, a trzeba rywalizować dzień po dniu. Stąd ten awans, choć parę razy był niby w zasięgu, ostatecznie oddalał się.

Jaka jest tajemnica twej historii, ćwierćwiecza na stanowisku w jednym klubie. To w skali kraju, a może i szerzej, przypadek w koszykówce raczej niespotykany.
Powiedzmy sobie, że przez te lata nie tylko byłem trenerem, ale też działaczem. Często się śmiałem, że jestem na tym trenerskim stołku tyle lat, bo dobrze się znam z wiceprezesem klubu, którym sam byłem.

To wszystkiego nie wyjaśnia.
Oczywiście. Poważnie mówiąc, to każdy sezon był inny, wymagający, ale w każdym sezonie tworzyliśmy coś wartościowego, fajny kolektyw. Pracowaliśmy nad tym, aby w klubie, w szatni panowała rodzinna atmosfera. Byliśmy z tego znani. A to się przekładało na godne wyniki.

Osiemnaście z rzędu sezonów na zapleczu ekstraklasy i prawie wszystkie kończone emocjami w play offach. Robi wrażenie
Tylko dwa razy byliśmy poza ósemką, a nawet wtedy utrzymanie było pewne i nie musieliśmy grać w fazie play out. Same play offy to niezły dorobek. Jedenaście razy byliśmy w półfinałach, trzy razy zajmowaliśmy trzecie miejsce, dwa razy przegrywaliśmy dopiero w finale. Ale tu się sprawdziło, że do trzech razy sztuka.

Młodszym kibicom warto przypomnieć, że sztuka mogła się powieść już w debiutanckim sezonie w pierwszej lidze. To byłby wyczyn.
Bardzo niewiele brakło, dwóch minut, abyśmy świętowali awans w Świeciu, gdzie kończyliśmy półfinałową serię z Polpakiem. Warto wspomnieć, że atakowaliśmy wtedy ekstraklasę, choć w porównaniu do drugiej ligi w składzie zaszła tylko jedna zmiana - w miejsce Piotrka Ucinka pojawił się Irek Chromicz.

Innymi klubami z regionu targały problemy, niektóre znikały z koszykarskiej mapy, a Sokół zawsze trzymał poziom. Jaka jest na to recepta?
O chemii w szatni już mówiłem. A najważniejsze, to wydawać tyle pieniędzy, ile jest w klubowej kasie, nie brnąć w pożyczki, działania w stylu „zastaw się, a postaw się”. Budowaliśmy zespół na miarę możliwości, wywiązywaliśmy się z umów, stąd raczej żaden zawodnik nie powie o klubie złego słowa. Marka była budowana przez lata i dzięki temu pojawiali się u nas koszykarze, którzy teoretycznie nie byli na naszą kieszeń.

Pytanie za sto punktów - dlaczego po swoim największym sukcesie Dariusz Kaszowski powiedział pas i nie poprowadził ukochanej drużyny w ekstraklasie.
Nie chcę wchodzić w szczegóły i poruszać tego tematu. Zrezygnowałem ze względu na sprawy osobiste.

Kiedy powiesz coś więcej?
Może kiedyś przyjedzie czas.

No to milszy temat. Z twojego rozkładu dnia zniknęły mecze, wyjazdy, treningi zespołu. Pojawiło się dużo wolnego czasu. Jak go spędzasz?
W różny sposób. Zyskało życie rodzinne, mogę się częściej spotkać ze znajomymi. Mogę się mocno skupić na pracy w Szkole Podstawowej , łańcuckiej dwójce, co też przynosi wiele satysfakcji. Mam tam młodych ludzi, których uczę podstaw basketu i namawiam do uprawiania tej dyscypliny. Odnosimy znaczące sukcesy, więc koszykówka cały czas jest obecna w moim życiu.

Coś jeszcze?
Przyszła pora, aby usystematyzować swoją pracę trenerską. Wcześniej czasu na to nie było, wszystko odbywało się w biegu, upływało na przygotowaniach do kolejnego meczu, ustalaniu taktyki, analizowaniu gry rywali i tak dalej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24