Prawdziwy Stanisław Sarafin z donosami nie ma nic wspólnego.
"Proszę o natychmiastowe podjęcie działań w sprawie znęcania się nad 82 letnią kobietą z Komorowa. Jej syn Lesław Marut bije po głowie, kopie w brzuch, głodzi ją zabiera emeryturę". To oryginalny fragment listu, który dotarł niedawno do Kancelarii Premiera Donalda Tuska. I chociaż donos roił się od błędów ortograficznych i stylistycznych, urzędnicy premiera, zgodnie z procedurami, potraktowali go poważnie i nakazali sprawdzić zawarte w nim informacje. Sprawą zajęła się miejscowa policja.
- Ktoś wyrządził mi wielką podłość, bo - choć troszczę się o matkę, musiałem dementować te plugawe kłamstwa - mówi Lesław Marut.
Będą efekty
List był podpisany "Stanisław Sarafin z Komorowa". We wsi, rzeczywiście, mieszka mężczyzna o tym imieniu i nazwisku. Ale on - jak zapewnia - z plugawymi donosami nie ma nic wspólnego. Czuje się kolejną ofiarą donosiciela, bo odpowiada nie za swoje czyny.
- Tłumaczę ludziom, że to nie ja piszę te bzdury. Nie wszyscy w to wierzą, dlatego wytykają mnie palcami i zdarza się, że urządzają awantury. Zawiadomiłem prokuraturę, że ktoś się pode mnie podszywa, ale efektów śledztwa na razie nie ma. Czuję się bezradny i osaczony - mówi Stanisław Sarafin.
Prokuratura Rejonowa w Kolbuszowej zleciła wykrycie autora donosów kolbuszowskim policjantom.
- To świeża sprawa i efektów jeszcze nie ma, ale będą - zapewnia podinsp. Mieczysław Margański, komendant kolbuszowskiej policji.
Skrzywdzona dziewczynka
Donosiciel nie przejmuje się policyjnym dochodzeniem i w najlepsze pisze do urzędów skarbowych, nadzoru budowlanego i tradycyjnie - do premiera i prezydenta. W listach donosi, o rzekomych przekrętach finansowych, samowolach budowlanych, a nawet o wydumanych przestępstwach najcięższego kalibru.
"Sprawa dotyczy molestowania 12- letniej dziewczynki. Matka oduża ją alkocholem, a męszczyźni wykorzystuj" - napisał w jednym anonimów.
- To był stek bzdur, ale uruchomił urzędniczą machinę. Były kontrole, wizyty psychologów itd. Kosztowało to mnie i moje dzieci mnóstwo nerwów - mówi matka dziewczynki (nazwisko do wiadomości redakcji).
Niech go wreszcie złapią
Stanisław Sarafin i opisywani w donosach ludzie domagają się od policji, aby działania skuteczniej i odnalazła donosiciela. Mają swoje podejrzenia, o których poinformowali śledczych.
- Wbrew pozorom, to bardzo poważna sprawa, bo donosiciel zatruwa życie mieszkańców wsi i marnuje czas wielu urzędników - dodaje Lesław Marut.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?