Elektrownia wodna w Rzeszowie "usycha"

Warta 12 mln zł, pierwsza w Rzeszowie elektrownia wodna od czerwca działa przy zaporze na Wisłoku. Woda napędzającą turbinę wpływa do specjalnego kanału od strony zalewu. Stąd spada na jej łopatki z wysokości 5,4 m. W ciągu sekundy uderza w nie 16 ton cieczy. Urządzenia generujące prąd umieszczono 12 metrów pod ziemią, w specjalnym bunkrze, któremu nie zagraża powódź.

Moc elektrowni to 660 kW, czyli 0,66 MW. Dla porównania zapora w Solnie to aż 200 MW. Zgodnie założeniem miała produkować prąd pozwalający zasilić jedną wioskę, albo osiedle mieszkaniowe.

- Mamy jednak poważny problem. Ze względu na suszę wody w rzece jest bardzo mało i elektrownia nie działa na pełnych obrotach. Np. we wrześniu wykorzystaliśmy tylko 30 procent jej możliwości. A kredyty trzeba spłacać. Patrzę z nadzieją w niebo i liczę, że zacznie wreszcie padać - mówi Ryszard Fabczak, właściciel instalacji.

Niski poziom wody utrudnia także działanie przepławki, którą ryby miały migrować w górę rzeki. Podczas czerwcowego otwarcia elektrowni, kanał działał jak górska rzeka. Teraz woda sączy się przez jego koryto bardzo słabo.

- Na szczęście ryby będą migrować dopiero na wiosnę, bo wtedy rozpoczyna się ich okres godowy. Do tej pory, dzięki opadom śniegu i deszczu stan wody powinien się podnieść - przewiduje Stanisław Homa, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska i Rolnictwa Urzędu Miasta Rzeszowa.