Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Godzinami czekając na zdjęcie

Paulina Bajda
fot. Paweł Wacławik
Mateusz Matys w Polsce zdobył już chyba wszystkie laury z dziedziny fotografii przyrodniczej. Teraz realizuje projekt fotograficzno-filmowy "Mieszkańcy bieszczadzkiej Doliny Sanu".

Mateusz Matysiak

Mateusz Matysiak

ur. 1972, w Przygodzicach, w dolinie Baryczy. Fotograf, przyrodnik i ptasiarz. Z zawodu leśnik i biolog. Absolwent poznańskich uczelni: Akademii Rolniczej oraz Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Pracuje jako fotograf i filmowiec przyrody kierujący agencją fotografii przyrodniczej oraz jako inżynier ochrony środowiska dowodząc grupą konsultingową EkoSerwis.
Członek Związku Polskich Fotografów Przyrody oraz kilku organizacji zajmujących się ochroną przyrody. Jest założycielem serwisu informacyjnego "Ptasia Poczta Pantoflowa PPP". Od 10 lat organizuje ogólnopolskie spotkania obserwatorów i fotografów ptaków i przyrody pod nazwą "PPPikników", które odbywają się w najciekawszych ostojach przyrody w Polsce. W roku 2008 stworzył internetowy serwis BirdWatching.PL - obecnie najpoczytniejsze w Polsce medium ptasiarskie z największą galerią zdjęć przyrodniczych. Autor bardzo popularnej "Ilustrowanej encyklopedii ptaków Polski" (dwa wydania 2010, 2011). Obecnie pracuje nad dużym albumem o przyrodzie polskich bagien w ramach projektu Life+ Bagna są dobre!. oraz nad albumem i filmem o przyrodzie doliny Sanu ("Mieszkańcy bieszczadzkiej doliny Sanu"). Juror konkursów fotografii przyrodniczej oraz ich wielokrotny laureat jako uczestnik.
Wystawy, nagrody
Grand Prix - Konkursu Puchalskiego 2012 - "Puszczyk uralski"
Grand prix - XIII Ogólnopolski Konkurs Fotograficzny "Parki narodowe" - "Narciarz zjazdowy"
III nagroda - International Federation of Wildlife Photography 2011 - "Wydrzyk w natarciu" kategoria Ptaki - Austria
I miejsce - Ogólnopolski Konkurs Fotografii Przyrodniczej FOTO-EKO 2012 - "Srokosz ze zwinką"
I miejsce - Ptaki - Związek Polskich Fotografów Przyrody - "Wydrzyk w natarciu" - Fotograf Roku 2011
I miejsce - Kompozycja i Forma - Związek Polskich Fotografów Przyrody - "Oaza" - Fotograf Roku 2013
I miejsce - Ptaki - Związek Polskich Fotografów Przyrody - "Uralski patrol" - Fotograf Roku 2013
VIII Międzynarodowy Festiwal Fotografii Przyrodniczej "Wizje Natury" 2012
"Ilustrowana encyklopedii ptaków Polski" 2010, 2011
Wystawa fotografii - "Najpiękniejsze ptaki Pomorza" 2007

To raczej dziwne, siedzieć, kilkadziesiąt godzin w dołku i "czekać na zdjęcie". Dla Mateusza Matysiaka, to codzienność. Wstrzymanie oddechu, lekki szmer po plecach i jest...

- Czujesz, że to jest właśnie to - mówi z zapałem. Czasem jednak długie godziny czekania łamią refleks. Ale liczy się tylko ten jeden strzał. W orła, wilka... I dalej, spokój i koncentracja. A strzał pada oczywiście z aparatu.

Miłość do przyrody wyssana z mlekiem matki

[obrazek2] (fot. Paweł Wacławik)Fotograf Mateusz Matysiak na stałe mieszka pod Warszawą. Jest człowiekiem bardzo rodzinnym, a miłość do przyrody, jak sam mówi, wyssał z mlekiem matki.

- Jeszcze całkiem niedawno ganiałem jako chłopiec po Stawach Przygodzickich w dolinie Baryczy, podglądając wszystko, co się rusza. To właśnie rodzice przekazali mi ten szacunek do otoczenia, tą przyjemność delektowania się przyrodą, która w trakcie jej poznawania pochłonęła mnie bez reszty - opowiada Mateusz.

Z wykształcenia jest leśnikiem oraz biologiem i inżynierem środowiska. Kiedyś pracował jako inspektor środowiska, jako tzw. Policja Ekologiczna, jednak fotografia pochłonęła go na tyle, że rzucił wszystko dla sztuki.

- Moja żona mówi, że z charakteru jestem w sam raz jak inspektor. Skrupulatny - mówi o sobie. W zachowaniu i gestach tego prawie dwumetrowego mężczyzny, widać, że w sercu jednak nosi coś innego - miłość do przyrody.

Czatownia

[obrazek3] (fot. Bartłomiej Duczmal)Mateusz zwierząt szuka w różny sposób. Jedne tropi długimi kilometrami w głębokim śniegu, inne znów przywołuje naśladując ich głosy. W Bieszczadach postawił też czatownię. To jak mały dom, metr na metr. Z wyciszonymi i uszczelnionymi ścianami.

Na dachu znajduje się komin wysoki na, sześć metrów, który odprowadza ludzkie zapachy wysoko w powietrze. Z przodu są tylko małe okienka, jedne do stałego podglądu nęciska, drugie do umieszczenia obiektywu. Z daleka jej nie widać. Jest zamaskowana krzakami i śniegiem.

Czatownia stoi na górce, na małej polanie, niedaleko drogi do Zatwarnicy. Mimo iż jest blisko cywilizacji, to jednak w miejscu mało dostępnym dla ludzi. Na skraju lasu pełnego dzikiej zwierzyny. - Najpierw była postawiona za nisko, mało wygodnie, do fotografowania.

- To bardzo ważne jak stoi czatownia, bo fotografować należy z niskiej perspektywy, jednak z dobrym podglądem całej polany, nie zza górki. A Jak zwierzę wyjdzie nagle zza górki, to nie będę miał czasu na to, by się przygotować. Na płaskim lepiej widać - wyjaśnia Mateusz.

W czatowni nie jest lekko. O wypróżnianiu się zapomnij. W wyjątkowym przypadku można zasuwać z saperką kilka kilometrów w las, ale to nie jest mile widziane. Zapachy i tak zostają. Najlepiej wchodzić tam przed świtem i wychodzić po zmroku. Ma być dziewiczo. Zero papierosów. Żadnych oznak życia. Najlepiej bez oddychania. Trzeba przyznać, że Mateusz do najniższych ludzi nie należy, a godzinami siedzi w tym domku i patrzy.

- I tyle. Co więcej? Siedzę i obserwuję - mówi. Marzenia o udoskonaleniu czatowni ma raczej przyziemne. - Fajnie byłoby czasem tylko doładować telefon - Śmieje się. O toalecie jednak nie wspomina.

Czatownia w Bieszczadach to i tak luksusy. - Pamiętam jak kiedyś siedziałem w budzie, na mrozie -30 stopni, w której tylko dziurę na nogi miałem wykopaną i deskę pod tyłkiem. Zdrętwiałem cały. Dobrze, że umówiłem się z leśniczym, że po 12 godzinach po mnie przyjdzie i mnie wyciągnie, bo pewnie zostałbym na stałe - wspomina.

Magiczna Dolina Sanu

Mateusz Matysiak obecnie realizuje projekt fotograficzno-filmowy pod roboczym tytułem "Mieszkańcy bieszczadzkiej Doliny Sanu". Ma być to projekt o interakcjach ludzi i zwierząt. O tym jak nachodzą na siebie ich tereny, które są wspólnie wykorzystywane przez obie grupy.

- Chcę pokazać jak współżyją, że potrafią nie wchodzić sobie w drogę tylko działać w symbiozie.

Dolina Sanu urzeka swoim urokiem. Okolica jest spokojna. U gospodarza, u którego często zatrzymuje się Matysiak, wilki po podwórku biegają. - No, nie tak do końca, ale czasem zdarza się, że wychodzę przed dom, by watahę sfotografować - mówi Bogusław Kowalczyk z Sękowca. - Często jednak widzę z okna jelenie, a dookoła, w lesie znajduję ślady misia.

Rzeczywiście Dolina Sanu jest na tyle specyficznym miejscem, że nikogo nie dziwią dzikie zwierzęta podchodzące pod domy.

- Ludzie natomiast chodzą do lasu, korzystają z tego, że one tam żyją, zbierając na przykład poroża. Jeleniowate co roku je zrzucają, i kto znajdzie to jest jego.

Ostatnio Mateusz wraz z Bogusławem uruchomił w Sękowcu warsztaty fotografii przyrodniczej pod nazwą "Biesczaty". Fanpage tego projektu można znaleźć na Facebooku.

Wszystkie gatunki drapieżników

Bieszczady, a w szczególności Dolina Sanu są jedynym miejscem w Polsce, w którym można spotkać wszystkie drapieżniki.

- Od żbika począwszy, przez rysia, wilka, na niedźwiedziu skończywszy - wylicza Mateusz. - Na dodatek można tu zobaczyć na przykład żubra czy orła przedniego.

Dodatkowym atutem tego miejsca, jakby stworzonego do fotografowania przyrody, jest jego dzikość. - Wtórna dzikość powiedziałbym nawet, która pojawiła się po wysiedleniu ludzi podczas akcji "Wisła". Zwierzęta, które żyją w Bieszczadach korzystają z dawnych siedzib ludzkich. Żywią się owocami jabłoni i grusz ze starych sadów. Poza tym, miejsce jest wyjątkowe pod wieloma innymi względami - dodaje fotograf.

Jeśli chodzi o ptaki, to Bieszczady nie są jakimś szczególnym miejscem, w którym żyją specyficzne gatunki. - Ale tutaj jest je znacznie łatwiej spotkać w warunkach atrakcyjnego pleneru. Orzeł przedni, orzechówka, puszczyk uralski, orlik krzykliwy - wylicza Mateusz. - Zdarza się, że przylatują tu do nas ptaki ze Słowacji. Może się zdarzyć na przykład orzeł cesarski, ale to jest wyjątkowa rzadkość.

Kontrowersyjna fotografia?

Mateusz Matysiak na zdjęcia w Bieszczady najbardziej lubi przyjeżdżać zimą.

- Jest łatwiej wypatrzyć zwierzęta i zdecydowanie mniej jest ludzi - mówi. Turyści wcale nie ułatwiają fotografom pracy, bo zwierzyna jest płochliwa i wyjątkowo szybko reaguje na każdy hałas czy zapach. Jak nadchodzą mrozy to turystów jest mniej. Nie zapuszczają się w góry.

- Im mniej ludzi tym lepiej. Dla mnie warunki się nie liczą. Im są trudniejsze tym ciekawiej. Zawsze mogę dotrzeć tam gdzie chcę. Zimą zwierzyna łatwiej się daje podejść czy przynęcić. Często zdarza się, że wędrując zimą z aparatem fotograf trafia na jakąś padlinę i tam starannie zamaskowany w krzakach, czeka długimi godzinami na swoje zdjęcie.
Okazuje się, że za dobre zdjęcie można jednak i po głowie oberwać, bo w Bieszczadach sporo rożnych "najlepszych" fotografów się przewija. I nagle pojawiają się plotki. Może ludzie niedoinformowani, a może zazdrośni. No, bo ilu fotografom udaje się na jednym zdjęciu ująć i orła i wilka?

Zdjęcie nie było kontrowersyjne. Ludzie sami mu tytuł nadali - "Orzeł atakujący wilka".

- Jaki ja naprawdę tytuł dałem? "Orzeł i wilk". To wilk z bieszczadzkiej watahy "Ruska", który najwyraźniej kondycyjnie nie zdołał dotrwać końca zimy i padł ofiarą świerzbowca. Orły przednie zrobiły sobie z niego posiłek. Poskubały go też kruki i myszołowy. W końcu przyszedł przedwcześnie wybudzony niedźwiedź i pogodził całe towarzystwo zabierając resztę wyłącznie dla siebie - opowiada Mateusz. - Na marginesie dodam, że dochodzący do tego miejsca lis padłego wilka nie dotknął, nie odważył się. Oto Bieszczady właśnie. Miałem dużo szczęścia, że zrobiłem takie zdjęcie - dodaje.

Interakcje ludzi i zwierząt

Mateusz unika miejsc, w których jest dużo turystów. Wetlina, Cisna czy Ustrzyki nie nadają się do takich wycieczek. - Tu jest szczególne miejsce. Dolina Sanu. San jest naturalną granicą, która dzieli terytoria zwierząt i ludzi - wyjaśnia.

- Podoba mi się to, że jest to ostoja, w której dochodzi do częstych spotkań ludzi miejscowych ze zwierzyną. Wchodzą sobie wzajemnie w tereny, przenikają się. Interakcje są bardzo ciekawe i regularne.
Dodatkowym atutem przemawiającym za Doliną Sanu jest to, że nie leży ona w Bieszczadzkim Parku Narodowym.

- Park Narodowy wbrew pozorom wcale nie sprzyja swobodnemu fotografowaniu. Wszystko jest obłożone restrykcjami i zwykle trzeba wypełnić cały stos papierów, zanim dostanie się pozwolenie. A i tak nie zawsze można zrobić to, co się chce - dodaje Mateusz.

Obecnie Mateusz Matysiak bardzo często przebywa w Bieszczadach. Robi portfolio do swojego projektu. Nie ma wielkich mrozów i dużych śniegów. Pogoda wprost wymarzona do pracy, ale jak mówi Mateusz tylko tej papierkowej, przy scenariuszu i poszukiwaniach sponsorów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24