Ikona błogosławionej Rodziny Ulmów została podarowana Muzeum w Markowej. Nie ma na niej grozy i strachu

- Tryptyk stoi tymczasowo w gabinecie dyrektora i można go kontemplować. Docelowo będzie stał w innym miejscu – mówi pełnomocnik dyr. Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej Artur Dobrucki.

Trzy ikony wykonał Mateusz Środoń, absolwent krakowskiej ASP oraz Szkoły Agiografii Bizantyjskiej Świętej Metropolii Pireusu w Atenach. Artysta namalował ikony z inicjatywy Fundacji Dobry Grunt i Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie i to te instytucje podarowały je Muzeum w Markowej.

Mateusz Środoń rozmawiając z bliskimi Ulmów, jak przedstawić błogosławioną rodzinę, uświadomił sobie, że trzeba pokazać nie tylko Ratujących, ale i Ratowanych. Dlatego ikona ma formę tryptyku. W centralnej części umieszczeni są Ulmowie, po prawej siostry Lea Didner i Gołda Grunfeld z córeczką Reszlą, po lewej mężczyźni: Saul Goldman i jego czterech dorosłych synów. Zarysowane są również sylwetki trzech kobiet i dziecka, którym Ulmowie pomagali przetrwać w 1942 r. w okolicznych jarach. I one zostały przez Niemców zamordowane.

Niestety, do dziś zachowały się nieliczne wizerunki Żydów, których Ulmowie ratowali, dlatego ich podobieństwo na ikonach nie jest takie, jak w przypadku Ulmów.

- Ulmowie i Żydzi są przedstawieni na tle idyllicznego, wiejskiego krajobrazu. - W sensie wizualnym jest to prosta kompozycja, pozbawiona komplikacji. Pozwala to jednak pokazać te postaci nie w sytuacji zagrożenia, lecz, nawiązując do tradycji ikony, ukazać, że zwycięsko przekroczyli pewną granicę. Nie ma więc strachu, grozy. Przeciwnie, to spokojny krajobraz i rozświetlone postacie – powiedział portalowi wiez.pl Mateusz Środoń.

Muzeum im. Rodziny Ulmów w Markowej jest coraz chętniej odwiedzane przez turystów, co ma związek z niedawną beatyfikacją. Dziennie odwiedza je 300 - 400 osób. W ostatnią niedzielę padł rekord. Tego dnia ekspozycje zobaczyło prawie 1500 osób.