Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jesteśmy razem ponad 60 lat. I wciąż nam mało!

Jakub Hap
Jakub Hap
Zapraszamy do przeczytania naszego wywiadu z Heleną i Tadeuszem Sławniakami, małżeństwem z Jasła.

Niedawno burmistrz Jasła uhonorował Państwa prezydenckimi medalami za wieloletnie pożycie małżeńskie. Wśród jubilatów byliście wyjątkową parą - świętując nie 50-lecie ślubu, ale 60-lecie. Łzy zakręciły się w oczach? Takie wydarzenie to wspaniała okazja do wzruszeń...

HELENA:
Było nam bardzo miło, ale muszę przyznać, że bardziej byliśmy wzruszeni uroczystością, którą w zeszłym roku z tego samego powodu przygotowali nam bliscy. To było coś pięknego.
TADEUSZ: Wspaniałym przeżyciem była również msza święta w naszej intencji, która akurat wypadła w rocznicę naszego ślubu cywilnego. Takie chwile na zawsze pozostają w pamięci.

Wróćmy do początków Waszego wspólnego życia. Jak Państwo się poznaliście?
HELENA: Ja pochodzę z Hankówki, mąż jest z Cieklina. Poznaliśmy się w moich stronach...
TADEUSZ: Po powrocie z wojska chodziło się na zabawy doJasła. Były organizowane w różnych miejscach. Pewnego razu przyszła pora na Hankówkę. Można powiedzieć, że nasze pierwsze spotkanie było zbiegiem okoliczności. Zauważyłem przyszłą żonę, jak tańczy z kuzynką. Zrobiliśmy odbijane, potem rozmawialiśmy. Tak się zaczęło... Potem był czas by dobrze się poznać i po roku chodzenia przyszła pora na ślub.

Co Państwa do siebie zbliżyło, sprawiło, że wzajemnie wpadliście sobie w oko?
TADEUSZ: Żona miała dobre poczucie humoru i chyba to spodobało mi się w niej najbardziej. W dodatku nie była nachalna, trzeba było ją zdobywać. Delikatnie (śmiech).
HELENA: Ciężko chyba wymienić, czym konkretnie mnie ujął. Po prostu miał w sobie „to coś” - jak się popularnie mówi. Zaiskrzyło, i już!

Pamięta Pani moment, kiedy pan Tadeusz powiedział: zostań moją żoną?
HELENA: W tamtym czasie mieszkałam sama z mamą. Tata już nie żył, starsze rodzeństwo było na swoim. Tadeusz oświadczył mi się w obecności mamy. Ale to nie było tak, jak ma to miejsce dziś - z bukietem kwiatów, pierścionkiem zaręczynowym... Inne były czasy, inne obyczaje.

Wesele było huczne? Jak bardzo różniło się od tych współczesnych?
TADEUSZ: Poślubiliśmy się jesienią - 29 października 1955 r. Pamiętam, że pogoda nie bardzo tego dnia dopisała. Było błoto i trochę już rzucało śniegiem... Ślub odbył się w Farze, zabawa weselna w domu ludowym - oczywiście w Hankówce. Oj tak, wszyscy się bawili...
HELENA: Jak na tamte czasy wszystko było na medal. Do ślubu jechaliśmy wozem konnym. Wesele było huczne, gości przyszło ponad stu. Oczywiście grała kapela, wszyscy tańczyli. Następnego dnia odbyły się tradycyjne poprawiny - już w moim rodzinnym domu. Zjawiła się na nich najbliższa rodzina.

Jak wyglądało Państwa życie po ślubie?
TADEUSZ: Spokojnie i tradycyjnie. Zamieszkaliśmy w domu rodzinnym Heleny, z jej mamą. On już nie istnieje, wybudowaliśmy obok nowy - gdzie dziś mieszkamy z córką Martą i zięciem Markiem. Ja, tak jak przedślubem, pracowałem w piekarni w okolicach dzisiejszej ulicy Jana Pawła II. Dzień w dzień chodziłem do niej na skróty, pokonując ławę nad Jasiołką, wychodząc na ulicę Piotra Skargi. Żona zajmowała się domem.
HELENA: Nigdy nie pracowałam zawodowo, ale nigdy się też nie nudziłam. W domu, jak i przy nim, było co robić. Zwłaszcza, gdy na świecie pojawiły się dzieci.

A macie ich Państwo troje...
HELENA: Dwóch synów i córkę. Mieliśmy jeszcze jedną córkę, ale wskutek choroby zmarła - mając 9 miesięcy. Miała naimię Ania, była naszym drugim dzieckiem. Pierwszym jest Staszek, który urodził się w 1957 r.
TADEUSZ: Cztery lata po Staszku na świat przyszedł Jan. W 1966 r. cieszyliśmy się z narodzin Marty.

Mówi się, że nie ma bardziej bolesnego doświadczenia dla rodzica, jak strata dziecka. Jak Państwo poradziliście sobie z taką tragedią?
TADEUSZ: Było ciężko, ale jakoś razem daliśmy radę. Pamiętam rozmowę z księdzem, zaraz po śmierci Ani. Powiedział, że jesteśmy jeszcze młodzi, że jeszcze będziemy mieli dzieci.
HELENA: Mąż zniósł ten dramat dzielnie. Ja miałam z tym większy problem. Tak to już jest, że po śmierci dziecka najmocniej boli serce matki...

Przykre wspomnienia zawsze pozostają gdzieś głęboko w sercu, lecz życie toczy się dalej - i w końcu przynosi chwile radosne. A za takie z pewnością można uznać narodziny wnuków. Państwo macie ich aż dziesięcioro.
HELENA: Nie licząc prawnuków (uśmiech). Najstarszy wnuk jest już po trzydziestce, najmłodszy zaczął studia. Z dzieci, wszystkich wnuczek i wnuków jesteśmy bardzo dumni...
TADEUSZ: Jeśli chodzi o prawnuków, to mamy ich pięcioro. Najstarsze dziecko z ich grona pójdzie niebawem do szkoły, najmłodsze - bo je też już liczymy - jest jeszcze w drodze. Bardzo lubimy spędzać czas z tymi pociechami. Muszę przyznać, że moim marzeniem zawsze było posiadanie wnuków i cieszenie się nimi. Zostało spełnione!

Państwo jesteście już małżeństwem ponad sześćdziesiąt lat, co to dla Was znaczy? Czujecie dumę?
TADEUSZ: Biorąc ślub nie wyobrażaliśmy sobie, że kiedyś moglibyśmy żyć osobno. Byliśmy szczęśliwi, dziś też jesteśmy.
HELENA: Żadne rozstania nie wchodziły w grę. Przysięga to przysięga, choć o to, by miłość cały czas trwała, zawsze trzeba było się troszczyć i tak jest do dzisiaj. Dzięki temu wciąż się rozumiemy, tak jak dawniej...

Mówi się jednak, że w każdym związku raz na jakiś czas przychodzi kryzys...
TADEUSZ: U nas żadnych kryzysów nigdy nie było, choć żona była czasem lekko nerwowa (śmiech).
HELENA: Oczywiście czasem były jakieś nieporozumienia, sprzeczki, ale szybko się godziliśmy. Nie potrafimy się na siebie gniewać.
TADEUSZ: Muszę przyznać, że z reguły to żona jako pierwsza podawała rękę na zgodę. Taki już ma charakter... Życie w zgodzie nie jest takie trudne, da się go nauczyć.

Ale faktem jest, że dziś mnóstwo małżeństw się rozpada. Gdzie leży przyczyna?
HELENA: Zmienił się świat, ludzie stali się coraz bardziej wygodni, często ignorują najważniejsze wartości. I stąd dzieje się, co się dzieje.

TADEUSZ:
Kiedyś ludzie potrafili cieszyć się z małych rzeczy, niewiele potrzebowali doszczęścia. Była też praca, teraz wielu ma z nią problem. Takie sprawy przekładają się na kryzysy małżeńskie. Ale z kryzysami trzeba walczyć - wspólnie. A pewnie tego brakuje...

Czego można Państwu życzyć w związku z niedawnym pięknym jubileuszem?
HELENA:Jesteśmy szczęśliwi, więc chyba tylko zdrowia...
TADEUSZ: Jak ono będzie, to wszystko inne też będzie!

Tak więc życzymy zdrowia. I nieustannej miłości!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24