Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Szymański: Gdy szedłem do kasyna, nie czułem, że idę do pracy [ROZMOWA]

Tomasz Ryzner
Tomasz Ryzner
Krzysztof Szymański: Są dwie drogi do kontuzji. Za duże ciężary, za duża objętość treningów, albo zła technika wykonywania ćwiczeń
Krzysztof Szymański: Są dwie drogi do kontuzji. Za duże ciężary, za duża objętość treningów, albo zła technika wykonywania ćwiczeń Archiwum Krzysztofa Szymańskiego
- Kiedyś myślałem, że jestem wspaniały, co nie pomogło mi zrobić kariery w sporcie - mówi wychowanek Stali Rzeszów, piłkarz Sokoła Kolbuszowa Dolna, trener personalny, były krupier.

Nie rozmawiałem dotąd ze sportowcem, który pracował w kasynie. Założę się, że masz do opowiedzenia mnóstwo pikantnych historii.

(śmiech) Może mam, ale po pierwsze nie pracuję w kasynie od trzech lat. A po drugie, jest takie powiedzenie o Las Vegas, które tu też by pasowało: co się wydarzyło w kasynie, zostaje w kasynie.

Nie pytam, który biznesmen, piłkarz czy celebryta przehulał u ciebie grubą kasę i która pani wisiała mu na ramieniu. Ciekawi mnie sama praca. Lubiłeś ją?

Bardzo. Zawsze sporo grałem w pokera i postanowiłem robić coś, co się z tym wiąże. Wyszło tak, że pracowałem w kasynie siedem lat. Doszedłem do stanowiska kierownika sali.

Nocne zmiany nie przeszkadzały piłkarzowi w utrzymaniu formy?

Do czasu nie. Trafiłem do tej pracy, gdy dobiegałem trzydziestki. Nie grałem w wysokiej lidze, znajdowałem siły i na piłkę, i na kasyno.

Największy plus tej pracy?

Ludzie, atmosfera miejsca. Gdy szedłem do kasyna, nie czułem, że idę do pracy, lecz na jakąś imprezę, na której miło spędzę czas.

Znajoma krupierka mówiła, że nie może rozmawiać z klientami.

Jeśli ktoś zagaduje, to nie można stać jak słup soli. Relacje z gośćmi kasyna to sprawa indywidualna. Trzeba mieć wyczucie, takt, bo celem jest jak najlepsza atmosfera przy stole. Mnie kontakt z klientami przychodził łatwo.

Mówi się, że kasyna nie mają okien, aby klient nie przejmował się upływem czasu, ale słyszałem też grubsze plotki. Podobno w jaskiniach hazardu pompuje się tlen i podkręca temperaturę. Jedno dodaje zmęczonemu klientowi energii, drugie każe mu zamawiać kolejne drinki.

(śmiech) A to dobre. Powiem tak - znam kasyna, które mają okna. A jeśli chodzi o tlen i temperaturę, nigdy nie słyszałem ani nie widziałem, żeby stosowano takie chwyty. Owszem, w kasynie może być nieco więcej stopni, ale bierze się to z ilości maszyn podłączonych do prądu, które siłą rzeczy wydzielają ciepło.

Czy kasyno zawsze wygra z klientem?

Jeśli ktoś ma szczęście i po dużej wygranej potrafi przerwać grę, to będzie do przodu. .

Pod warunkiem, że nie zechce wrócić i pomnożyć majątku.

Widywałem osoby, które wygrywały częściej niż raz.

Widziałeś też, jak ludzie się pogrążają, toną w nałogu?

Zdarzało się.

Miałeś wyrzuty sumienia?

Nie. Dzieci do kasyn się nie wpuszcza.

Ustawiałeś się w roli, powiedzmy, ekspedientki, która jednemu klientowi sprzedaje flaszkę raz na miesiąc, a innemu codziennie?

Ciekawe porównanie. Cóż, to trudne tematy. Nie powiem nic odkrywczego, tylko to, że ludzie mają wolną wolę, wiedzą, co robią.

Widziałeś próby oszukania kasyna?

Nie, ale słyszałem o kobiecie, która do dna szklanki z drinkiem przylepiła obustronną taśmę. Gdy ktoś miał dobrą passę i stosy żetonów, uderzała w jeden szklanką i życzyła szczęścia (śmiech).

Grałeś kiedyś?

W USA. Byłem dwa razy w kasynie w Atlantic City i nawet wyszedłem na plus.

Krupier może też liczyć na napiwki. Ile wynosił największy, jaki otrzymałeś?

Osiem i pół tysiąca. To był czas, gdy napiwki u nas nie szły do wspólnej puli. Nie wiem, jak jest teraz.

Dlaczego rzuciłeś pracę, w której na zmianie mogłeś zarobić powyżej średniej krajowej?

Nocki. Zaczęły za bardzo dawać w kość. Nikt mnie nie wyrzucał, ale uznałem, że czas zacząć się lepiej wysypiać. Nie zmienia to faktu, że lata pracy w kasynie oceniam jako jeden z milszych okresów mojego życia.

No to czas na temat numer dwa. Na których rzeszowskich podwórkach zaczynałeś kopać piłkę?

Na Baranówce, w „piątce”. Szkoła była resoviacka, ale paru chłopaków z mojej klasy zapisało się na Stal i dołączyłem do nich. Trafiłem do świętej pamięci trenera Kruka. Zaczynałem jako bramkarz. Po paru treningach zostałem obrońcą, a z czasem powędrowałem do przodu.

Pesel sugerowałby, że pora znów przenieść się na obronę.

Pesel to tylko cyfry. Najlepiej się czuję jako napastnik.

Marzyłeś o wielkiej piłce? Ekstraklasa i tak dalej?

Oczywiście, ale wyszło tak, że wyżej trzeciego poziomu rozgrywek nie zagrałem.

Dałeś z siebie sto procent, ale brakło talentu, charakteru, szczęścia?

Stu procent na pewno nie było. To znaczy, kiedyś myślałem, że trenuję na całego, ale dziś wiem, że tak absolutnie nie było. Inna rzecz, że mało ludzi daje z siebie sto procent, za to wielu wydaje się, że robią wszystko, aby spełnić marzenia.

Pamiętam sezon, gdy w rundzie jesiennej strzeliłeś dla Stali bodaj 9 goli. Byłeś młody. Gdybyś powtórzył to wiosną, byłyby oferty z wyższej ligi. Jednak zimą w klubie pojawił się trener Ryszard Kuźma i jakoś u niego mocniej nie zaistniałeś.

Coś tam mi świta, ale nie chcę mówić, że jakiś trener mnie nie lubił, nie stawiał na mnie. Szczęściu trzeba pomóc. Nikt mi nigdy nie zabraniał robić więcej niż koledzy, ale brakło determinacji, samodyscypliny i świadomości. Wiele rzeczy bym dzisiaj zrobił inaczej.

Co konkretnie? Nie zapaliłbyś papierosa, nie poszedł z kumplami na piwo?

Nigdy nie paliłem, ale alkohol całkowicie bym odstawił. Dziś nie piję, ale przyszło to zbyt późno. Co jeszcze? Proste rzeczy. Bardziej brałbym sobie do serca to, co mówią trenerzy, zamiast myśleć, że już teraz jestem wspaniały i tylko patrzeć, jak podpiszę kontrakt w ekstraklasie i będę zarabiał krocie.

A propos kasy. Masz na koncie blisko dziesięć klubów. Czy w trzeciej, czwartej lidze można coś odłożyć, uzbierać na mieszkanie?

Nie za bardzo. Bez kredytu raczej się nie obejdzie (śmiech). Dlatego, jeśli młody człowiek zechce posłuchać dojrzałego piłkarza, to radzę nie tykać alkoholu, dobrze się wysypiać i słuchać mądrzejszych od siebie.

Było o kasynie, piłce, ale jest i trzeci temat. Wspomniałeś mi wcześniej, że zostałeś trenerem personalnym. Skąd taki pomysł?

Traktuję to jako hobby, ale ciągle poszerzam wiedzę. Zainteresował mnie tym Darek Frankiewicz (były piłkarz m.in. Resovii – przyp. TR), gdy grałem w Głogovii. Rozmawialiśmy dużo o przygotowaniu motorycznym i tak to się zaczęło.

Korzystasz z internetu, porad instruktorów?

Też, ale jestem miłośnikiem książek i poszedłem bardziej w literaturę na ten temat.

Miłośnik książek? Coraz nas mniej.

(śmiech) Książka nigdy nie umrze. Dla mnie to podstawa. Każdego dnia mam czas, żeby poczytać. A wracając do tematu, od Darka pożyczyłem książkę „Bądź sprawny jak lampart”, która otworzyła mi oczy na wiele spraw.

Masz swojego konika w tej dziedzinie?

Ból pleców. Prawie wszystkich dotyka, ja też swoje odcierpiałem. Miałem operację na odcinku lędźwiowym. Chciałem się dowiedzieć, skąd te problemy się biorą, jak można je wyleczyć bez laserów, faszerowania się chemią.

No i można?

Jasne. Wystarczy dobrze się ruszać, ćwiczyć z głową i ból nie ma szans. Tabletki leczą objawy, a proste ćwiczenia mogą zlikwidować przyczyny kontuzji.

Brzmi jak reklama, a ja ich nie lubię.

Najpierw sprawdziłem wszystko na sobie i doznałem szoku, że to tak szybko działa. Ból pleców wracał, a dziś mam święty spokój. Pomagałem też pewnej grupie osób i właściwie wszystkie wyszły ode mnie bez bólu.

Nie wystarczy unikać zawodowego sportu, nie mieć nadwagi, żeby plecy nie bolały?

Nie wystarczy. Pracujemy często w pozycji siedzącej, a kręgosłup ewolucyjnie nie jest przystosowany do takiej pozycji. Rozsądny trening siłowy zawsze jest wskazany.

Kiedyś chodziłem na siłownię. Oponka na brzuchu się skurczyła, ale w końcu strzelił mi jakiś mięsień czy nerw, tygodniami bolało i straciłem zapał.

Są dwie drogi do kontuzji. Za duże ciężary, za duża objętość treningów, albo zła technika wykonywania ćwiczeń.

Pomogłeś komuś, kogo ludzie znają?

Kibice starej Stali Rzeszów kojarzą na pewno Krzyśka Majdę, Mateusza Rzucidłę, Janka Rocheckiego.

Można cię znaleźć w sieci, umówić się na zajęcia?

Na razie nie prowadzę działalności. Ludzie trafiają do mnie z polecenia.

Na koniec pytanie natury egzystencjalnej. W lutym skończyłeś 39 lat. Boisz się czwórki z przodu?

Ani trochę. Jak mówiłem, to tylko cyfra. Powiem więcej, z roku na rok czuję się coraz lepiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24