Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Tomasik: KRYM to mój drugi DOM

Jakub Hap
Parafianie ks. Tomasika to ludzie zróżnicowani narodowościowo.
Parafianie ks. Tomasika to ludzie zróżnicowani narodowościowo. Archiwum prywatne
WIARA Poznajcie 81-letniego kapłana z Tarnowca, który ponad dwie dekady życia poświęcił pracy duszpasterskiej na Półwyspie Krymskim. Obejmując pieczę nad obumarłą po komunizmie parafią w Kerczu ks. prałat Kazimierz pełen był wiary, że uda się ją wskrzesić. I marzenia się spełniły

Różne scenariusze piszeludzkim losom Pan Bóg, rozmaite powierza człowiekowi zadania... Boskich zamysłów względem nas nierzadko nie sposób przewidzieć. Tak było również w przypadku Kazimierza Tomasika, syna Ziemi Tarnowieckiej, który po maturze postanowił pójść za głosem powołania i wejść w szeregi kleryków Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu. Tuż po tym, jak przyjął święcenia kapłańskie(1959 r.), został skierowany do pracy duszpasterskiej w malowniczych zakamarkach Beskidu Niskiego - biskup mianował go wikarym w parafii w Desznicy. Następne przystanki na kapłańskiej drodze ks. Kazimierza stanowiły kolejno: Trzciana k. Rzeszowa, Wesoła k. Dynowa, Krasne i Uherce Mineralne. - W Bieszczadach zatrzymałem się na dłużej. Po dwóch latach posługi jako wikariusz w Uhercach, zostałem proboszczem parafii w Olszanicy. Na 26 lat... - wyznaje ks. K. Tomasik.

Bieszczadzki okres posługi Chrystusowi i ludziom wspomina z dużym sentymentem. Praca pod Leskiem dostarczyła mu wielu niezapomnianych chwil, z jej perspektywy obserwował też przemiany ustrojowe 1989 r. Tuż po nich i on zapragnął rozpocząć nowy rozdział w życiu. Gdy usłyszał, że katolicy z położonego na Krymie miasta Kercz potrzebują kapłana, który po wieloletnim tępieniu w tych stronach religii chrześcijańskiej zdoła na nowo odrodzić parafię Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, postanowił: jadę!

Rozświetlić mroki w obcym świeciePierwsza wizyta na Wschodzie, w 1992 r., utwierdziła ks. Kazimierza w przekonaniu o słuszności tej decyzji. W 1993 r. na stałe zameldował się w Kerczu, obejmując obowiązki proboszcza. Cel, jaki miał zrealizować, od początku wydawał się bardzo ambitny - wszak nie bez powodu każdy z kapłanów katolickich, którzy przybyli na Półwysep Krymski przed naszym krajanem z taką samą misją jak on, szybko dawał za wygraną i wracał, skąd przybył. Wyzwanie było spore - parafia w rozsypce znajdowała się od czasów międzywojennych, na przestrzeni dziesięcioleci wielu ludzi zdążyło oddalić się od Boga.

- Kercz to bardzo stare miasto, z dużą ilością zabytków. Jednak kiedy tam przyjechałem, na miejscu była ruina. Kościół był całkowicie zniszczony - ściany miał zawalone, dach popękany. W mieście było dużo prawosławnych, Tatarów, Ukraińców oraz deportowanych Włochów. Polaków także nie brakowało. Zdecydowanie największa część ludności zajmowała się pracą na morzu. To był czas inflacji, ludziom się raczej nie przelewało. Katolicy kapłana nie mieli od siedemdziesięciu lat, więc parafię trzeba było zawiązać właściwie od początku, na nowo do nich dotrzeć, przyciągnąć do Kościoła. Wcześniej takie próby podejmował słynny proboszcz Aleksander Frizon, Niemiec, którego potajemnie wyświęcono na biskupa. Decyzją władz w 1937 r. został rozstrzelany - zarzuciły mu, że ministrant podawał mu kadzidło, a więc angażował młodzież do działań religijnych, co nie było wówczas dozwolone - opowiada ks. Kazimierz Tomasik.

Zimno i ciemno...W mieście na wschodzie Półwyspu Krymskiego na barkach kapłana spod Jasła spoczęły więc zarówno obowiązki typowo duszpasterskie - w tym codzienne odprawianie mszy świętej w języku rosyjskim, w którym również prowadził katechezy - jak i odbudowa miejscowej świątyni. Codzienność w tym regionie Europy nie była łatwa, panujące na Krymie warunki do życia, łagodnie mówiąc, nie rozpieszczały. Ksiądz z Tarnowca zamieszkał w wynajętym mieszkaniu - budynek dawnej plebanii zajmowało kilka rodzin.

- To były ciężkie czasy. Na terenie miasta Kercz nie było ani światła, ani wody. Podczas pierwszej zimy temperatura była tak niska, że aż popękały mi kaloryfery. Później, z upływem lat, te warunki stopniowo ulegały poprawie. W Polsce rzeczywistość zmieniała się na lepsze o wiele szybciej - twierdzi z przekonaniem ks. K. Tomasik.

W realizację celów, dla których osiągnięcia zameldował się na obcej ziemi, wkładał całe serce i wszystkie siły. Pierwsze owoce zaangażowania ks. Tomasika w odbudowę powierzonej mu wspólnoty parafialnej przyszły dość szybko. Było to możliwe również dlatego, że miejscowi katolicy i ludzie pozostałych wyznań traktowali go z szacunkiem i życzliwością. Zresztą, podobnie odnoszono się tam do innych Polaków. Już po kilku latach działań naszego kapłana mury kościoła w Kerczu były nie do poznania, a grono wiernych, którzy gorliwie się w nich modlili, całkiem spore.

- Parafianie chętnie angażowali się w prace budowlane przy kościele. Co ciekawe - także kobiety z ochotą tynkowały ściany i podejmowały inne zajęcia, które w Polsce traktowane są jako typowo męskie. Wsparcie niejednokrotnie udało się uzyskać też od zakładów pracy. Problemem była władza - kościół oddany był wiernym do użytkowania, lecz nie było możliwości, żebyśmy zagospodarowali jego obejście. Musieliśmy jakoś z tym żyć - mówi ks. K. Tomasik.

Działalność polskiego kapłana na Krymie nie sprowadzała się tylko do obszaru Kercza. W 1996 r. biskup zlecił ks. Kazimierzowi organizację parafii w oddalonym o prawie 100 kilometrów mieście Feodosia.

- Pamiętam, jak szukałem tam kontaktu z jakimiś Polakami, którzy pomogliby mi podołać zadaniu. Chodziłem po sklepach, cmentarzach - obserwowałem tam, czy jacyś ludzie nie żegnają się jak my. I namierzyłem ich. Przy ich wsparciu udało mi się zawiązać wspólnotę parafialną. W 2001 r. przekazałem parafię ojcom bernardynom. Prowadzą ją do dziś - wspomina kapłan. I dodaje, że oprócz integracji rozproszonych katolików, do kościelnego grona zdarzało mu się włączyć innowierców. Np. Tatarkę, którą ochrzcił i połączył węzłem małżeństwa z wyznawcą prawosławia.

Ponownie na ojcowiźnieW trakcie ponad dwudziestoletniego pobytu na Krymie wydarzenia w Polsce śledził głównie za pośrednictwem radia i telewizji. Cieszył się, że jego ojczyzna po latach ucisku socjalistycznego nabiera nowych barw. Do kraju nad Wisłą ks. Kazimierz przyjeżdżał okazjonalnie, m.in. porzeczy, bez których nie mógł obyć się w pracy duszpasterskiej - komunikanty czy ornaty. Nabywał je w Przemyślu. Przy okazji chętnie odwiedzał ukochany rodzinny Tarnowiec. Sam, przebywając w Kerczu, również gościł rodaków - najczęściej studentów archeologii, podejmujących na Półwyspie Krymskim prace wykopaliskowe.

Pytany o to, co odróżnia ludzi z Krymu od Polaków na płaszczyźnie kulturowej, ksiądz wymienia m.in. zwyczaje świąteczne. - W Boże Narodzenie zamiast opłatkiem dzielą się kutią. Zaś w pierwszą niedzielę po Wielkanocy świętują na grobach bliskich, jedzą tam i piją. Wiele takich zwyczajów przetrwało, nie mogłem narzucać im tych polskich... - tłumaczy kapłan.

W 2014 r., po włączeniu Krymu do Federacji Rosyjskiej, stracił wizę i ponownie zamieszkał w Tarnowcu. Do Kercza, gdzie oficjalnie wciąż jest proboszczem (w posłudze zastępuje go inny kapłan) wraca co jakiś czas, na mocy trzymiesięcznej wizy. - Nic już nie planuję. Jestem w wieku, kiedy wszystko jest w rękach Boga - kończy z uśmiechem ks. prałat Kazimierz Tomasik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24