Rodzina za jego śmierć obwinia lekarzy i w poniedziałek złożyła doniesienie do prokuratury.
55-letniemu mężczyźnie z rozbitą głową pierwszej pomocy 13 marca udzieliła lekarka z ośrodka zdrowia w Krzeszowie. Potem pogotowie przewiozło go do szpitala w Nisku.
Zniknął ze szpitala
Krzeszowianin był opatrywany w poradni chirurgicznej w Nisku. Kuzynka dowiedziała się, że nic poważnego mu się nie stało i można go zabrać do domu. Po ojca przyjechała córka.
- Taty nie było na izbie przyjęć. Dowiedziałam się, że...uciekł - mówi Natalia Stecyk.
Szukała ojca po całym Nisku, potem uznała, że może ktoś go podwiózł do Krzeszowa i wróciła do domu. O godz. 20 mężczyznę z obandażowaną głową, błąkającego się po Nisku, znaleźli policjanci i odwieźli do szpitala. Dwie godziny później odebrała go córka. Miał w kieszeni kartę informacyjną.
Nic mu nie jest
- Usłyszałam, że tacie nic poważnego nie jest i nie ma potrzeby zostawiania go na obserwacji w szpitalu - wspomina córka.
Ojciec nie wyglądał dobrze. Natalia zadzwoniła do matki przebywającej we Włoszech.
- Rozmawiając z mężem przez telefon, czułam, że jest pobudzony - słyszymy od Mirosławy Stecyk. - Poprosiłam córkę, by pilnowała go w nocy, a rano wezwała jeszcze raz lekarza.
Nie zrobili badania RTG
Córka co godzinę zaglądała do sypialni ojca. O godz. 5 rano mężczyzna zaczął się dusić. Pogotowie przyjechało za późno. Lekarz, choć podjął reanimację, nie dał rady przywrócić Marka S. do życia.
Rodzina poprosiła o przeprowadzenie sekcji. Okazało się, że mężczyzna miał rozległe stłuczenie mózgu z krwiakiem.
- Nie wiem, jak lekarz przyjmujący męża w szpitalu, mógł tego nie rozpoznać - płacze Mirosława Stecyk.
- Jakby zrobili badania RTG, pewnie by jeszcze żył. Ja w tym szpitalu przepracowałam 25 lat. Wiem, że takie proste badania powinny być standardem.
Żona zawiadomiła kilka dni temu prokuraturę o niedopełnieniu obowiązku przez lekarzy szpitala w Nisku.