- Odeszła, bo nie dano jej szansy na wyleczenie - Jacek Kielar nie może pogodzić się z tragedią. Dwuletni Bartek mamy nie pamięta. Siedmioletnia Martynka nie zapomni.
- Błędy lekarskie popełnione w leczeniu mojej żony doprowadziły do jej śmierci. Uważam, że doszło do przestępstwa i za kilka dni zawiadomię o tym prokuraturę - zapowiada Jacek Kielar.
W Sądzie Okręgowym w Przemyślu od stycznia 2010 r. toczy się sprawa z powództwa cywilnego. Kielar domaga się odszkodowania w wysokości 700 tys. zł od lekarza, który - według niego - nie dał żonie szans na wyleczenie.
Nie zauważyli 7-centymetrowego guza?
Bernadeta zaczęła się leczyć w przeworskim szpitalu w październiku 2008 r. Miała krwawienie wywołane nadżerką. Nic nie zwiastowało dramatu. Jednak w marcu 2009 r. w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Rzeszowie stwierdzono u niej guz nowotworowy wielkości około 7 cm.
- Ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego w Przeworsku badał żonę kilkanaście dni wcześniej (24 lutego) i albo go nie zauważył albo zignorował. Dwa tygodnie później usłyszeliśmy w Rzeszowie, że nie leczony nowotwór jest w stadium bardzo zaawansowanym. To brzmiało jak wyrok - wspomina Kielar. Guza usunięto. Niestety, rak opanował już inne organy. Rozpoczęła się rozpaczliwa walka o życie matki i nienarodzonego dziecka. Bernadeta była w 27 tygodniu ciąży. Bartek urodził się 14 kwietnia 2009. Matka jeszcze przez rok zmagała się z nowotworem. Mimo wysiłków specjalistów z Rzeszowa, Katowic i Warszawy umarła 16 kwietnia 2010 r.
Bernadeta regularnie się badała
"Niemożliwe, by w ciągu dwóch tygodni powstał guz i rozrósł się do wielkości około 7 cm" - twierdziła chora. Sama złożyła w styczniu 2010 r. pozew do sądu uważając, że leczący ją popełnili kardynalne błędy nie rozpoznając odpowiednio wcześnie choroby. - Nie miałbym pretensji do lekarzy, gdyby Bernadeta nie dbała o zdrowie, ale ona systematycznie robiła badania. Od października 2008 roku do wiosny 2010 była 34 razy u lekarzy specjalistów. Wszystko na nic - choć od śmierci żony minął rok Jacek Kielar nie potrafi pogodzić się z tragedią. Według niego, główną winę za późne rozpoznanie choroby ponosi ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego w przeworskim szpitalu, który ją wielokrotnie badał. Od niego domaga się zadośćuczynienia 700 tysięcy złotych.
Wyjątkowo zjadliwa postać raka
- Nie ma mowy o winie lekarzy. Jestem koordynatorem profilaktyki raka szyjki macicy na powiat przeworski. Czuwam nad przestrzeganiem procedur i postępowałem zgodnie z nimi - zapewnia obwiniany ordynator (nie zgodził się na ujawnienie nazwiska - przyp. redakcji). - W przypadku tej pacjentki wystąpiła szczególnie niebezpieczna postać nowotworu tzw. rak szklisto-komórkowy pojawiający się tylko u jednego procenta chorych. Takie nowotwory bardzo szybko się rozrastają i są trudne do wyleczenia - dodaje lekarz.
Czy doszło do błędów w rozpoznaniu choroby skutkujących śmiercią młodej kobiety, czy rzeczywiście wyjątkowo groźny nowotwór okazał się odporny na współczesne metody leczenia - wyjaśni sąd w Przemyślu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Zawierucha i jego śliczna żona brylują na salonach. Niedawno zostali rodzicami [FOTO]
- Hakiel złożył ukochanej arabską przysięgę miłości! Poznali się 6 miesięcy temu...
- Olbrychski nie przypomina dawnego amanta "Jest jak Kopciuszek po dwunastej w nocy"
- To on stworzył Dagmarę Kaźmierską. Dziś nie chce się do niej przyznać