Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O Wołyniu zapomnieć nie można

Jakub Hap
Film pochodzącego z Jedlicza Wojciecha Smarzowskiego daje do myślenia. Również mieszkańcom powiatu jasielskiego...

Wspominając rzeczy, jakie w latach 1943-1945 wydarzyły się na Wołyniu, ziemiach Galicji Wschodniej i po części w Lubelskiem i Polesiu nie bez powodu używa się słowa rzeź. Zbrodnia Wołyńska była bowiem ludobójczą czystką etniczną na Polakach, którą nacjonaliści ukraińscy dokonali na najokrutniejsze z możliwych sposobów. Zabijali jak wściekłe zwierzęta, bez opamiętania - w imię chorego nacjonalizmu.

Piekło na ziemi Głównymi sprawcami mordów na Polakach byli członkowie podległej Stepanowi Banderze Organizacji Nacjonalistów Ukraińskich, głównie jej siły zbrojnej - Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA). W lutym 1943 r. banderowcy wymordowali ponad 150 polskich mieszkańców wsi Parośle. Największe nasilenie zbrodni UPA przypadło wiosną - m.in. w Lipnikach zamordowano ponad 180 osób, spalono wieś Janowa Dolina, gdzie zamordowano ok. 600 Polaków. Po wydaniu w czerwcu 1943 r. rozkazu wymordowania całej polskiej ludności Wołynia akcje UPA objęły cały jego obszar. Szczególnie krwawy był lipiec. Jednego dnia oddziały UPA napadły o świcie na 99, a następnego na 50 wsi polskich.

Obraz tych bestialskich rzezi był straszny. Tylko wspomnianego dnia zginęło co najmniej 8 tys. Polaków - w tym dzieci, kobiety, starcy, kaleki. Oprawcy zadawali im męczeńską śmierć kulami z broni, ale także siekierami, widłami czy nożami. Napadali też kościoły. Np. w Porycku zginęło ponad 200 parafian wraz z proboszczem, w Chrynowie ksiądz zginął z ok. 150 wiernymi. A to tylko przykłady... Końcem sierpnia UPA napadła na kolejne 85 miejscowości. Na przełomie 1943 i 1944 r., a potem w lutym, doszło do następnych fal zbrodni. Mordów zbiorowych na naszych rodakach dokonywano również na ziemiach Galicji Wschodniej. Tylko w kwietniu 1944 r. liczba ofiar wyniosła 8 tys. osób, i tak było z przerwami aż do wiosny 1945 r. Nieliczni próbowali się bronić, tworząc placówki samoobrony. Zwykle na niewiele się zdawały...

Szeroko pojęta Zbrodnia Wołyńska pochłonęła minimum 100 tysięcy Polaków. Około pół miliona tych, co ocaleli, partyzantka ukraińska pod groźbą śmierci zmusiła do ucieczki na teren Polski centralnej. Wskutek akcji odwetowych straconych zostało ok. 10 tys. Ukraińców. Ginęli również ci przychylni Polakom - z rąk swoich rodaków. Jakakolwiek pomoc „Lachom”, ich ukrywanie, sprzeciw przeciwko zabójstwom, OUN-UPA uznawały za zdradę oraz kolaborację z wrogiem. Życie mogli stracić nawet ci mający żonę Polkę oraz te, które miały męża Polaka - i tak się działo. Poza ogromnymi stratami ludzkimi społeczność polska poniosła też niewyobrażalne straty materialne. Większość Polaków utraciło dorobek życia.

Wśród ofiar rzezi wołyńskiej byli duchowni. Zgładzonych zostało ponad dwustu kapłanów Kościoła rzymskokatolickiego, blisko trzydziestu greckokatolickich i dwudziestu prawosławnych. W woj. wołyńskim spaleniu bądź zniszczeniu uległo ponad 50 katolickich kościołów, a ponad 70 proc. parafii przestało istnieć, w tym wszystkie wiejskie. Z blisko 2500 miejscowości zamieszkanych przez Polaków, ok. 1 500 przestało istnieć.

Tragizm rzezi wołyńskiej najlepiej oddają relacje naocznych jej świadków. Jadwiga Majewska w lipcu 1943 r. miała dziesięć lat. Nigdy nie zapomniała, co stało się w Hucie Stepańskiej... - Jak słyszałam te krzyki i strzały banderowców: „Urra, urra, rezać Lachy”, to ze strachu przeskoczyłam przez rów, bo zobaczyłam, że niektórzy uciekają do lasu.[…] Zobaczyłam wtedy kobietę z rozciętym brzuchem, nieżywą, przy niej dziecko siedziało, płakało. Widziałam też innych martwych ludzi - wspominała. Jan Michalewski w 1944 r. miał sześć lat. Napad ukraiński zniszczył całkowicie jego wioskę Hucisko Brodzkie. - Ojciec tylko jęczał: „Dobijcie mnie”. Mama płakała i zwilżała mu wargi. A myśmy z bratem stryjecznym Jankiem klęczeli i odmawiali pacierze. […] Brat leżał na kocu. Dziadek odchylił koc i widziałem miejsce, gdzie pocisk wszedł w główkę powyżej policzka […] A drugiej strony nie chciał mi pokazać. Tam ponoć główka była cała strzaskana - powiedział.

Ten film to prawdaDziś te polskie rany odgrzebane zostały na nowo, za sprawą Wojciecha Smarzowskiego i filmu Wołyń. Obraz reżysera rodem z Jedlicza przyciąga do kin tłumy, szokując i dając do myślenia. Jak napisał na skrzynkę e-mailową Faktów jeden z Czytelników, „ludzie wychodzący z kina milczą”. O podzielenie się refleksjami po obejrzeniu filmu poprosiliśmy dwóch innych jaślan - Tomasza Rachfalskiego i Wojciecha Nachmana.

- Jest to jeden z najważniejszych i najbardziej potrzebnych polskich filmów ostatnich lat. Przedstawia historię, która musiała zostać przypomniana, gdyż wielu z nas o tragedii wołyńskiej nie wiedziało, lub nie chciało wiedzieć. Film ten, a szerzej, cała tragedia wołyńska, słusznie uznana za ludobójstwo, to przykład, do czego może prowadzić skrajny nacjonalizm i powodowana nim niezrozumiała nienawiść. Mimo iż odpowiedzialność za tragiczne wydarzenia na Wołyniu ponoszą głównie Ukraińcy, a w szczególności członkowie UPA, reżyserowi udało się uniknąć tendencyjności i zajęcia jednostronnego stanowiska. Film nie epatuje brutalnością, a sceny okrutnych mordów na niewinnych ludziach mają przede wszystkim uzmysłowić widzowi, do czego zdolny jest człowiek w obliczu wojny, zaślepiony nienawiścią, żądny zemsty (za wyimaginowaną krzywdę), która odbiera mu zdolność logicznego myślenia i trzeźwej oceny sytuacji. Film, oprócz niezaprzeczalnych walorów historycznych, jest przestrogą przed uleganiem wszelkiej maści radykalnym osądom oraz postawom, które mogą prowadzić do takich właśnie tragedii jak ta na Wołyniu - mówi T. Rachfalski.

- Nigdy nie wgłębiałem się w historię rzezi wołyńskiej, choć oczywiście miałem świadomość, że coś takiego się wydarzyło. Film dobitnie uświadomił mi, że mordy ukraińskich nacjonalistów na Polakach rzeczywiście były drastyczne. Pozwolił zastanowić się nad tym, co człowiek zdolny jest uczynić drugiemu. Najpierw wesele pary mieszanej narodowościowo, biesiadowanie z sąsiadami, bez wielkich konfliktów i kłótni, a za kilka miesięcy bezwzględne mordowanie nawet najbliższych ludzi, znajomych, sąsiadów, obok których mieszkało się całe życie. Wołyń bardzo mocno uderza do świadomości człowieka, ukazuje wydarzenia w bardzo realistyczny sposób. Jest straszny, ale prawdziwy - twierdzi W. Nachman. Film W. Smarzowskiego w Kinie JDK-u „Syrena” można obejrzeć do środy 26 października. Seanse codziennie o godz. 19.15.

*W tekście wykorzystano materiały IPN.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24