Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ocalona z Zagłady. Lucia Retman przez całe życie była wdzięczna Polakom

Szymon Jakubowski
Lucia Retman (z lewej) i również ocalona z Zagłady Judith Elkin w czasie uroczystości na cmentarzu żydowskim w Rzeszowie w styczniu 2020 roku
Lucia Retman (z lewej) i również ocalona z Zagłady Judith Elkin w czasie uroczystości na cmentarzu żydowskim w Rzeszowie w styczniu 2020 roku Szymon Jakubowski
Urodzona w Dynowie Żydówka przeżyła Holokaust dzięki Zofii Pomorskiej z Lubaczowa, która jej załatwiła fałszywą metrykę chrztu, i szalonemu z pozoru pomysłowi, by… dobrowolnie zgłosić się na roboty do Niemiec. Zmarła w Izraelu 21 września br. w wieku 97 lat.

Rodzice Lucii - Mojżesz i Pesja Grünspanowie - prowadzili w Dynowie sklep obuwniczy. Tutaj przyszła na świat, miała dwie starsze siostry: Miriam i Rachel. Gdy miała zaledwie rok, matka umarła na raka. Ojciec - człowiek uczony w świętych księgach, ale życiowo mniej zaradny, nie potrafił poradzić sobie z prowadzeniem interesu i wychowywaniem dzieci. Po jakimś czasie Lucia trafiła do Leżajska pod opiekę ciotki i jej męża, miejscowego młynarza. Nie mieli własnych dzieci, wzięli więc na wychowanie Lucię i jej kuzynkę. Rodzina była dość zamożna, dziewczynkom niczego nie brakowało.

Wojna

Szczęśliwe dzieciństwo skończyło się we wrześniu 1939 roku. Niemal w jednej chwili zawalił się dotychczasowy świat nastoletniej Lucii i jej najbliższych. Najpierw przeżyli bombardowania Leżajska, później wkroczenie do miasta wojsk niemieckich. Zapowiedzią tego, jak hitlerowcy zamierzają traktować Żydów, było spalenie dwóch leżajskich synagog i inspirowanie pospolitych rabunków żydowskich majątków. W drugiej połowie września, w wigilię święta Sukot, Niemcy nakazali leżajskim Żydom w ciągu pół godziny spakować się i stawić na rynku. Lucia z przybranymi rodzicami i dwoma tysiącami współwyznawców zostali zmuszeni do przejścia za San, do sowieckiej strefy okupacyjnej.

- Trafiliśmy do Sądowej Wiszni, gdzie wujek miał udziały w młynie. Niestety, wkrótce przyszła nacjonalizacja, straciliśmy majątek - wspominała później Lucia. Jej wujostwo znalazło się na liście osób przewidzianych do deportacji na wschód. Udało im się tego uniknąć, ale trzeba było wyprowadzić się do Żółkwi. W czerwcu 1941 roku do miasta wkroczyli Niemcy. Gdy zaczęły się deportacje żółkiewskich Żydów, Lucia zdecydowała się uciekać do Lubaczowa, dokąd ze Lwowa przeprowadziła się również jej siostra z mężem mającym tam rodzinę.

Siostry pracowały w miejscowym folwarku. Nieopodal biegły tory kolejowe, na których panował ożywiony ruch pociągów. Szybko zorientowały się, że jadą tędy transporty Żydów.

- Zrozumiałyśmy bez słów, że te pociągi wożą Żydów na śmierć. A my tak bardzo chciałyśmy żyć - wspominała Lucia. Dziewczęta wynajmowały pokój w domu Zofii i Mikołaja Pomorskich. Mikołaj był oficerem Wojska Polskiego, zaangażowanym w konspirację. Oboje byli utożsamiani z przedwojenną endecją, mimo to przyjęli Lucię i Miriam pod swój dach. Nie pytali o nic, mimo że domyślali się, kim one są. Dziewczęta, w obliczu zagrożenia wywózką do obozu zagłady w Bełżcu, poprosiły o pomoc. Zofia Pomorska, gorliwa katoliczka, poszła do proboszcza, któremu wmówiła, że zaginęły gdzieś metryki chrztu jej mieszkającej w Przemyślu siostrzenicy oraz córki przyjaciela deportowanego przez Rosjan na wschód. Czy ksiądz uwierzył w grubymi nićmi szyte kłamstwo? Metryki w każdym razie wydał. I tak w jednej chwili Lucia stała się Janiną Kogut.

W Lubaczowie robiło się zbyt niebezpiecznie. Śmierć groziła nie tylko Żydom, ale i tym, którzy im pomagali. Lucia nie pamiętała po latach, skąd wziął się szalony pomysł, by zgłosić się dobrowolnie na roboty do Niemiec. Ubrana jak miejscowa chłopka, zjawiła się w budynku przemyskiego Arbeitsamtu - niemieckiego biura pracy, które zajmowało się, najczęściej przymusowym, werbowaniem ludzi do pracy w Niemczech. Urzędnikowi opowiedziała historyjkę, że „za sowietów” jej cała rodzina została deportowana na Syberię, a ona jest zbytnim obciążeniem dla dalszych krewnych. Hitlerowskiemu funkcjonariuszowi do głowy nie przyszło, że ta świetnie mówiąca po polsku chłopka z premedytacją go oszukuje i że uciekając przed niechybną śmiercią w obozie zagłady sama z własnej woli rusza do jaskini lwa.

Końcem sierpnia 1942 roku Lucia, teraz Janina, znalazła się w Krakowie. Mimo, że urzędnicy mieli pewne podejrzenia, zdołała ich przekonać, że nie jest Żydówką. Nie dała się nabrać na trick sprawdzającego ją gestapowca, który zaczął mówić do niej po niemiecku. Mimo, że znała ten język, podobnie jak prawie wszyscy Żydzi posługujący się pokrewnym jidysz, udawała, że nic nie rozumie.

Trafiła do Berlina, do fabryki zbrojeniowej AEG. Tu po jakimś czasie zjawiła się też Miriam (teraz Stanisława Denasiewicz). Jej mąż pozostał w Polsce, w kryjówce zorganizowanej przez Zofię Pomorską. Pracowały po 12 godzin przy montażu pocisków. Praca ciężka, ale jako robotnice-ochotniczki traktowane były dość dobrze. Dostawały niewielkie wynagrodzenie, jedzenie było jak na warunki okupacyjne przyzwoite, mogły wysyłać paczki do Pomorskich. Kilka razy słyszała aluzję, że jest Żydówką. Ale czy rzeczywiście ją podejrzewano? Czy to były raczej specyficzne żarty, zaś ona, ukrywająca za wszelką cenę prawdziwą tożsamość, była przewrażliwiona i w każdej chwili spodziewała się zdemaskowania? Faktem jest, że jakimś cudem uniknęła wpadki. Któregoś dnia w Berlinie, gdy włożyła ręce do kieszeni palta, natrafiła na kawałek materiału. Z przerażeniem zobaczyła, że była to opaska z gwiazdą Dawida, do noszenia której była w Generalnej Guberni zmuszona.

W Berlinie przeżyła prawie trzy lata. 20 kwietnia 1945 roku, dokładnie w dzień urodzin Hitlera, wraz z przyjaciółką wydostały się z płonącej stolicy Niemiec. Schronienie znalazły w obozie dla robotników w Neustadt an Dreetz. Tu 1 maja 1945 roku wkroczyły oddziały wojsk sowieckich i polskich. - Czy jesteś Żydówką? - usłyszała pytanie od pierwszego napotkanego polskiego żołnierza. Okazało się, że był to Żyd. Nie była jeszcze gotowa do powrotu do dawnej tożsamości. Zaprzeczyła.

Przez kilka miesięcy przebywała w Polsce. Później ze szwagrem i siostrą wyjechała do Niemiec. Tam spotkała kolegę z Leżajska. Powiedział jej, że idzie do biura organizacji „Bricha”, organizującej nielegalną emigrację ocalałych Żydów do Palestyny. Poszła z nim. Po kilku miesiącach, 19 października 1946 roku wraz z ponad tysiącem Żydów wsiadła na statek „Latrun”, rzekomo płynący do Panamy. W ten sposób syjoniści oszukiwali władze brytyjskie, niechętne masowemu przedostawaniu się Żydów do Palestyny. Wykryci przez marynarkę brytyjską, trafili do obozu dla nielegalnych uchodźców na Cyprze. Jej współtowarzyszem podróży było sosnowiecki Żyd Kalman Retman, przyszły mąż. Po kilku miesiącach, dzięki pomocy najstarszej siostry Rachel, która jeszcze przed wojną wyemigrowała do Palestyny, znaleźli się w swej Ziemi Obiecanej. W Izraelu odnalazł się także jej ojciec, który przeżył wojnę w Rosji. Niestety, Zagłada pochłonęła wielu członków rodziny, w tym ciotkę, która matkowała jej w Leżajsku,

W 1948 roku Lucia i Kelman, który ochotniczo wstąpił do armii powstającego państwa izraelskiego, wzięli ślub. Zamieszkali w Hajfie. Doczekali się dwójki dzieci - Michaela i Elimelecha. Lucia dzieliła czas między prowadzenie domu, studia i pracę zawodową. Z czasem przyszły refleksje na temat przeszłości.

Wdzięczność i poszukiwania wybawicielki

„Uczucie wdzięczności towarzyszyło mi przez przeszło sześćdziesiąt lat. W czasie wojny żyłam dniem dzisiejszym, choć miałam również plany na przyszłość. Poczucie wdzięczności ogarniało mnie szczególnie w chwilach, gdy poznawałam rozmiary żydowskiej tragedii. Dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać, że to wszystko, co mi się przydarzyło: przybrana tożsamość, życie w Berlinie z polskimi papierami, historia mojej siostry, która przeżyła w ten sam sposób - wszystko to nie było przecież zwyczajne. Zrozumiałam, że żyję dzięki dobrej woli pewnej katoliczki. Po latach pojęłam, że moje ocalenie związane było z Boską Opatrznością, która dotarła do serca Pani Pomorskiej” - pisała Lucia w swej książce „Perły albo życie”, wydanej w Izraelu, a w 2017 roku w Polsce.

W latach 90. zaczęła poszukiwania osób, którym zawdzięczała życie. W 1995 roku po raz pierwszy przyjechała do Polski, do Lubaczowa jednak nie dotarła. Okazja nadarzyła się dopiero 11 lat później. Na miejscu okazało się, że Zofia i Mikołaj już nie żyją, odnalazła ich wnuków. Nic nie wiedzieli o tym, co ich dziadkowie zrobili dla Luci. Zaraz po powrocie zwróciła się do instytutu Yad Vashem z wnioskiem o pośmiertne nadanie Zofii Pomorskiej tytułu „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Po przejściu żmudnej procedury udało się sprawę doprowadzić do końca. Oficjalna uroczystość wręczenia wnukom medalu miała miejsce w Rzeszowie 1 czerwca 2009 roku.

- W imieniu mojej rodziny i własnym czczę pamięć Zofii Pomorskiej, bo poprzez swój czyn, którym naraziła na śmierć siebie i swoją rodzinę, uratowała nasze życie - mówiła Lucia w czasie uroczystości. Wtedy w Rzeszowie dowiedziała się, że kilka miesięcy wcześniej, 27 stycznia, odbyły się pierwsze podkarpackie obchody Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Obiecała przyjechać na następne. Słowa dotrzymała. Przez kolejne lata regularnie uczestniczyła w uroczystościach. Mimo zaawansowanego wieku i problemów zdrowotnych, niestrudzenie uczestniczyła w dziesiątkach spotkań na całym Podkarpaciu, podczas których opowiadała o swym losie i wyrażała wdzięczność Polakom za uratowanie jej z Holokaustu.

Ostatni raz była w Polsce w styczniu 2020 roku, tuż przed wybuchem pandemii. Miała wtedy 95 lat, wyglądała znacznie młodziej. Zresztą sprawa jej wieku była w czasie spotkań z Lucią tematem tabu. Unikała rozmów na temat swojej daty urodzenia.

- Lucia była niezwykle ciepłą osobą, która zrobiła bardzo wiele dla tworzenia dobrych relacji między Polakami a Żydami. Była prawdziwą ambasadorką Polski w Izraelu i Izraela w Polsce. Jej odejście to ogromna strata - mówi prof. Wacław Wierzbieniec, wykładowca Uniwersytetu Rzeszowskiego, od lat zajmujący się historią Żydów w Polsce południowo-wschodniej, przez lata towarzyszący Lucii Retman w czasie jej przyjazdów do Polski.

Lucia Retman zmarła w Izraelu 21 września. W listopadzie skończyłaby 98 lat.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24