Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomagam i nic za to nie chcę. Tak dyktuje mi serce

Grzegorz Michalski
Wszyscy Święci zabrali Czesława 1 listopada. To był bardzo dobry człowiek. Wiele przeszedł, w ostatnich latach życia mocno cierpiał. - Pomoc dla niego była dla mnie czymś oczywistym. Niczego w zamian nie oczekiwałam - podkreśla Maria Bielamowicz, „siłaczka” z Siepietnicy.

Maria Bielamowicz z Siepietnicy od 15 lat jest wdową. Mąż Stanisław zmarł w 2002 roku. Kilka lat przed śmiercią bardzo chorował. Ona dzielnie przy nim trwała.

- Cierpiał przez 6 lat. Na emeryturze zaczęły się u niego bóle kostne, przy tym bolała go często głowa. Zaczęliśmy chodzić do lekarzy - wspomina M.Bielamowicz. Przez ostatnie dwa lata życia mąż Marii dostawał coraz częściej ataki. W pewnym momencie w jego organiźmie pękł tętniak. - Zalał całą jamę brzuszną. Karetka natychmiast wzięła go do szpitala. Lekarze zaczęli robić badania. Po wynikach stwierdzili, że mężowi zostało tylko 8 dni życia... - wspomina. Słowa lekarza nie były jednak dla nich wyrocznią. Dzięki kontaktom syna Stanisława udało się przetransportować karetką z jasielskiego szpitala do krakowskiej kliniki. Tam po raz kolejny przeprowadzono badania i lekarze podjęli się operacji. - Zrobili, co w ich mocy. Nie operowali jednak głowy, w której zagnieździł się guz - tłumaczy Maria. Kobieta przywiozła męża do domu. Miało być dobrze. Nie minęło jednak pół roku, a choroba się odnowiła. - Mąż dostawał takie ataki, że jedną ręką musiałam go reanimować, a drugą dzwonić na pogotowie. Najgorzej było nocą, ciężko było zmrużyć oczy - podaje M.Bielamowicz. Potem było już tylko gorzej. Karetki gościły w domu małżeństwa z Siepietnicy praktycznie co miesiąc. Nie było oddziału, na którym Stanisław by nie leżał.

Był rok 2002. - Pod koniec kwietnia mąż miał takie ataki, że robiłam koło niego jak przy małym dziecku, nie mógł nawet jeść - wspomina kobieta. Pod koniec kwietnia wspólnie z zięciem zawieźli Stanisława na oddział paliatywny. - Ustawałam. Brakowało mi sił, nie spałam całymi nocami, a w ciągu dnia trzeba było przy nim czuwać. Zawieźliśmy go do Gorlic. Byłam u niego codziennie. Nocą zastępował mnie brat, lub córki - tłumaczy Maria. Kiedy nowotwór zaatakował nerki, lekarze nie dawali już żadnych szans. Zmarł 22 maja 2002 roku. - Strasznie cierpiał. Miał takie bóle, że jak do niego przychodziłam, to już na podwórku słyszałam jego jęki. Morfina nie pomagała - urywa kobieta.

Od śmierci męża minęło wiele lat. Maria zapisała się do klubu twórców Michalina, działa w nim aktywnie z innymi kobietami. Artystki przez lata swojej działalności odwiedziły już wiele miejscowości w regionie. Mieszkanka Siepietnicy niespełna 3 lata temu zapisała się też do jasielskiego Klubu Emerytów i Rencistów.

- Tam poznałam kolegę z Jasła. Był bardzo grzeczny, nie palił, nie pił. Po tragicznej śmierci żony pochorował się na dobre - tłumaczy Maria. Na pierwszym spotkaniu Czesław powiedział Marii o swoich schorzeniach. Cierpiał na cukrzycę, do tego miał problemy z sercem. - Powiedział mi, że jego dni są policzone - wspomina kobieta. I zapytał wprost, czy mogłaby się nim opiekować. Czesław był po 5 operacjach. - Zgodziłam się, zawsze to lepiej niż samemu siedzieć w domu - nie kryje kobieta. Szybko okazało się, że choroba się pogarszała. - Miał okropny ból nóg. Przeszedł trzy kroki i musiał usiąść. Proszę sobie wyobrazić, jak ciężko było mu wejść do mieszkania, na trzecie piętro - podkreśla mieszkanka Siepietnicy. Dopóki sama radziła sobie z chorobą Czesława, wszystko było w porządku. Jednak mężczyzna coraz bardziej podupadał na zdrowiu. Przez ostatnie półtorej roku życia karetki na sygnale przyjeżdżały pod blok Czesława przynajmniej dwa razy w miesiącu. - Zabierały go do szpitala, jak trafiło na wyrozumiałego lekarza, to wzmocnił go kroplówką, jak trafił na byle jakiego to dostałam informację, że muszę go oddać na oddział paliatywny, bo waży 100 kilogramów i ciężko będzie się mi się nim opiekować, a był coraz słabszy - wspomina M.Bielamowicz. Z czasem coraz mocniej we znaki dawało się serce. - Kursowałam na trasie lekarz - apteka - pogotowie i kuchnia. Nie patrzyłam, na żadne wynagrodzenia, bo swoją rentę mam. Dla mnie było to satysfakcją, że mogłam coś dobrego dla drugiego zrobić - przyznaje kobieta. Najgorszy był miniony rok. Choroba postępowała coraz szybciej. Lekarz rodzinny nie był w stanie pomóc. Za każdym razem opiekująca się Czesławem kobieta dzwoniła na pogotowie. - Byłam nie tylko koleżanką, ale opiekunką, która musiała przy nim wszystko zrobić - wspomina. W połowie października stan zdrowia Czesława zaczął się mocno pogarszać. Wtedy dostał pierwszy zawał. - Sanitariusz machnął ręką i powiedział, że to koniec. Reanimowali go w mieszkaniu, a potem jeszcze przed blokiem. Udało się. Zawieźli go do szpitala, a mi polecili bym została i czekała na informacje - opowiada Maria. Za godzinę zabrzmiał dzwonek. - Przywieźliśmy pana Czesława - wspomina. 71-latek otrzymał lek na wzmocnienie i został przewieziony do mieszkania. Potem było już coraz gorzej. Za kilka dni po raz kolejny przyjechała karetka. Zabrali go około godz. 22 i pozostał już na oddziale wewnętrznym.

- Codziennie jeździłam do szpitala - dodaje Maria. W ostatni dzień października wspólnie z rodziną dowiedziała się od personelu szpitala, że dla Czesława nie ma ratunku. - Już nawet kroplówki nic nie pomogą - wspomina słowa lekarza . Kazano jej oczekiwać na informację.

- Pamiętam to dobrze, nie spałam, myślałam co się dzieje. O godz. 6.20 zadzwonił telefon: Czesław zmarł - usłyszałam. Kobieta odmówiła „Wieczne odpoczywanie”. Potem wspólnie z bratem śp. Czesława załatwili pogrzebowe formalności.

- Ludzie mi mówili, czy jestem mądra, że tak obcemu człowiekowi pomagam. Odpowiadam, że wynagrodzenie za to jest w górze, że mnie wiele nie trzeba, a jak komuś mogę pomóc to jeszcze sprawia mi to radość - podkreśla M.Bielamowicz. I dodaje, że czasem Czesław sam wynagradzał jej opiekę. - Dostałam kilka razy smaczne pralinki - uśmiecha się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24