Pracownicy leżajskiego pośredniaka bronią zwolnionej szefowej związku

Członkowie NSZZ Solidarność, a także pracownicy, którzy nie są zrzeszeni w związku, zażądali nie tylko wycofania zwolnienia, ale też m.in. zaprzestania dyskryminacji pracowników urzędu, którzy należą do "S". W sumie pod pismem znalazło się 26 podpisów pracowników z 54 zatrudnionych w urzędzie. Trafiło ono też wiadomości starosty, wojewody i marszałka.

- Pewnie byłoby więcej tych podpisów, gdyby pracownicy nie bali się konsekwencji za jawne poparcie mnie. Jeden z nich już został zaatakowany przez wicedyrektorkę urzędu, która nakrzyczała na niego za to, że się podpisał pod pismem - wyjaśnia Monika Zdziech, szefowa "S" w PUP w Leżajsku.

To właśnie m.in. przez nią dyrektorka zwolniła ją z pracy. Swoją decyzję bowiem tłumaczyła tym, że M. Zdziech ciężko naruszyła podstawowe obowiązki pracownicze przez to, że m.in. rozmawiała ze starostą. Podczas tego spotkania ujawniła, że pracownicy urzędu są niewłaściwie traktowani przez przełożonych.

- Jak tylko dowiedziałam się o tym incydencie, zarządziłam, aby w podobnej sytuacji, kiedy przełożeni będą krzyczeć na pracowników, żądali obecności członka zarządu "S". Później dowiedziałam się, że przełożeni zlecili przesłuchanie świadków tego zdarzenia i dochodzili, kto mnie o tym poinformował. To, co się dzieje w tym urzędzie, to jest chore - twierdzi M. Zdziech.

Wczoraj próbowaliśmy porozmawiać z zastępcą dyrektora, która zleciła przesłuchanie pracowników. Niestety odmówiła rozmowy telefonicznej.