Protest w Rzeszowie: nie zamykajcie naszych zakładów pracy

Większość to przedsiębiorcy, którzy nie chcą mieć przed firmami betonowych ekranów. - Nie skazujcie nas na bankructwo! - krzyczeli.

- Nasze firmy zasłania mur. Klienci omijają nas z daleka, bo nas nie widzą - ubolewali przedsiębiorcy posiadający zakłady wzdłuż trasy Łańcut - Rzeszów. - Jak wielkie są straty? Sięgają około 40 - 50 procent. Gdyby choć zmieniono nam te ekrany na przezroczyste. Naszych skarg nikt nie słucha. To nieprawda, że były jakiekolwiek konsultacje społeczne.

Inni narzekali, że zrobiono im zbyt wąskie dojazdy do firm.

- Je4stem właścicielem składu płytek. Tir do mnie z drogi nie skręci, tak fantastycznie została zrobiona - nie krył żalu jeden z protestujących.

- Pracuję w restauracji hotelowej. Właściciel już zapowiedział, że mnie zwolni. Co mam powiedzieć swojemu dziecko, gdy stracę pracę? Kto je utrzyma - nie krył rozgoryczenia inny mężczyzna.

Do mocno podenerwowanych ludzi wyszedł Wiesław Sowa, z - ca dyr. GDDiA w Rzeszowie.

- Nie przekrzykujcie się nawzajem. Spiszcie wszystkie skargi na papierze, a odpowiemy. Inaczej przez tydzień będziemy tu siedzieli - mówił.

Protestujących to nie przekonało. Zanim wręczyli skargę, wylali mnóstwo żali.

- Przedsiębiorcom i wszystkim dookoła postawiliście ekrany, uszczęśliwiliście ich na siłę. A mnie zostawiliście bez - denerwowała się Zofia Stępień z Łańcuta. - Po co mi w domu okna, skoro nie mogę ich otworzyć? Nie da się, taki smród i hałas. Mam się udusić w tych spalinach?
- Nie myli się ten, kto nic nie robi - usłyszała od dyrektora, który nie wytrzymał i wyszedł ze świetlicy.

- Tak, najlepiej uciec i zostawić nas bez słowa. Tchórz - posypały się słowa oburzenia. - na ani jedno pytanie nie odpowiedział!

Wśród zgromadzonych byli też mieszkańcy Łańcuta. Ci z kolei nie chcieli się zgodzić na rozszczelnienie ekranów z obawy przed nadmiernym hałasem. Do Rzeszowa przyjechali też mieszkańcy Ropczyc, którzy narzekali na błędy w powstającej obwodnicy miasta. Beata Terczyńska