Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Królikowski: Rolę trupa już mam za sobą

Marcin Kalita
Rafał Królikowski
Rafał Królikowski Marcin Kalita
Rozmowa z aktorem Rafałem Królikowskim.

- Lubi pan udzielać wywiadów?

- Jeśli te rozmowy do czegoś prowadzą, zmuszają do skrystalizowania swoich poglądów na jakiś temat czy opowiedzenia się w jakiejś sprawie, to czemu nie.

- Domyśla się pan, dlaczego o to pytam?

- Nie!

- Jeden z nich zaważył na pana życiu osobistym.

- Podobno.

  • Przecież są na to dowody, choćby w postaci dwóch synów. Co urzekło pana w pani redaktor, że po jednym spotkaniu zdecydował się pan na tak ważny krok?

- Tego panu nie zdradzę, bo jest to nasza tajemnica rodzinna. Żona otrzymała dyspozycję od swojej szefowej, żeby przeprowadzić ze mną rozmowę o uwodzeniu.

- Idealny temat na podryw!

- Zgadza się. Byłem wówczas tuż przed premierą "Ślubów panieńskich" Fredry, w których grałem Gustawa, czyli koronnego uwodziciela. Spotkaliśmy się i rozmawialiśmy o wszystkim, poza zadanym tematem. Na koniec powiedziałem Dorocie, że wierzę w jej talent dziennikarski i że sama wymyśli całą tę rozmowę. Później pod pretekstem zwanym autoryzacja, spotkaliśmy się raz jeszcze i tak nam zostało do dziś.

- Żona nadal zajmuje się pisaniem?

- Tak, ale obecnie w specjalistycznym magazynie o zdrowiu. W naturalny sposób odeszła od pisania recenzji i wywiadów z artystami. Czuła się niezręczne, rozmawiając z moimi znajomymi po fachu.

- Dziś już nie zdarza się jej pana wypytywać, gdzie był i dlaczego wrócił za wcześnie?

- Za wcześnie? Staram się nie wracać za wcześnie. Bliższe jest jej raczej - za późno. Przyzwyczaiła się do tego, że czasem próby mogą się przedłużyć.

- Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale jak czuje się facet, któremu przyprawiono rogi?

- Myśli pan o "Dziejach mistrza Twardowskiego"?

- W rzeczy samej.

- Fantastycznie! Tym bardziej, że zarówno rogi jak i pozostałe szatańskie akcesoria były niezwykle profesjonalne. Udział w tej produkcji wspominam jako fantastyczną zabawę i nobilitację zarazem. Byłem świeżo po szkole teatralnej, a Krzysztof Gradowski zaproponował mi charakterystyczną rolę w baśni u boku wielu znakomitych artystów.

- To było przed czy już po ślubie?

- Szczerze mówiąc, nie pamiętam dokładnie. Ale chyba przed, bo po nie dałbym już sobie przyprawić rogów.

- Po swoim bracie Pawle i Janie Jankowskim, był pan trzecim ze Zduńskiej Woli, który poszedł w aktory.

- I nadal jestem trzeci. Znajomy opowiadał mi, że przy wyczytywaniu jakiejś obsady, kiedy padło nazwisko Królikowski, ktoś zapytał "Ale który? Rafał, Paweł czy Antek?"

- Do tego klanu przejdziemy później. Póki co, chciałbym zapytać, czy wybór brata miał jakikolwiek wpływ na pana późniejszą decyzję?

- Oczywiście, że tak. Poza tym nie zapominajmy na jaki okres ona przypadła. Maturę zdawałem w 1985 roku. Były to, w porównaniu z dzisiejszymi, czasy o mocno szaro-burym zabarwieniu. Ten zawód wydawał mi się ciekawszy i bardziej kolorowy od innych. Pozwalał na mówienie w filmie czy teatrze o tym, co zabronione. Dawał swego rodzaju wolność w zniewolonym kraju, w którym przyszło nam żyć. Wydawał się smakowitym kąskiem.

- I fajnie się gryzło?

- Na pewno z perspektywy czasu nie żałuję swojej decyzji. Nie wiem co będzie za lat dziesięć czy dwadzieścia. Czy nadal będę trwał w tym zawodzie.

- Wtedy zawsze może pan otworzyć własny teatr lub knajpę.

- To nie takie proste. Ostatnio i na tym polu rynek się mocno zagęścił. Ci artyści, którzy mają ambicję, mają także kłopoty finansowe. Pozostali muszą iść na daleko idące artystyczne kompromisy.

- Wspomniał pan wcześniej brata i bratanka. Jest jeszcze bratowa i bratanica…

- Każdy z nas żyje w innej szufladzie. Nie dostrzegam w nich żadnej konkurencji. Wręcz przeciwnie. Na ile to możliwe, wspieramy się wzajemnie.

- Więc właśnie. Może warto pomyśleć o jakiejś wspólnej Królikarni?

- Nie wiem, czy byśmy się zbyt szybko sobą nie znudzili. W zawodach artystycznych potrzebne jest poczucie tej wolności. A tworząc wspólny projekt, bylibyśmy zbyt uwiązani i skazani na siebie.

- Pana synowie są już w takim wieku, że zapewne różne pomysły na przyszłość kłębią im się w głowach. Któryś z nich zamierza poszerzyć ten aktorski klan?

- Na szczęście nie mają takich ambicji. Ale obaj też grają. 15-letni Piotr interesuje się muzyką rockową, a o cztery lata młodszy Michał uwielbia piłkę nożną. Mam nadzieję, że kiedy już staną przed życiową decyzją, wybiorą dla siebie ciekawą drogę.

- Skoro mowa o pomysłach na życie… W swoim filmie "Superprodukcja" Juliusz Machulski zrobił z pana scenarzystę i reżysera. Nie ciągnie pana w tę drugą stronę?

- Może trochę, ale jak do tej pory nikt nie złożył mi podobnej propozycji. Sam z kolei nie mam na tyle odwagi i podejrzewam, że także umiejętności, żeby się wokół tego zakręcić. Pracowałem z wieloma wybitnymi reżyserami i zdaję sobie sprawę, jak odpowiedzialna jest to funkcja. Dlatego sam specjalnie nie rwę się do tej roboty. Ale gdyby ktoś powierzył mi jakieś ciekawe zadanie, z chęcią przyjąłbym to wyzwanie.

- Od pewnego czasu nie jest pan etatowo związany z żadną ze scen. Chodziło właśnie o tę wolność?

- Dokładnie! I nie ukrywam, że póki co, dobrze mi z tym. Przygotowuję się właśnie do drugiej premiery w Teatrze Polskim. Pierwszą była ostatnia sztuka zmarłego niedawno Sławomira Mrożka, którego dzięki tej pracy miałem przyjemność poznać osobiście. W czasie prób do spektaklu "Karnawał, czyli pierwsza żona Adama" często kontaktował się z nami, był także na premierze. Z kolei obecnie pracujemy nad muzyczną sztuką "Listy na wyczerpanym papierze" na podstawie książki Magdy Umer z listów miłosnych Jeremiego Przybory i Agnieszki Osieckiej.

- Śpiewa pan w tej sztuce?

- Taaak (śmiech)! Przynajmniej się staram. Poza tym można mnie też spotkać na deskach teatrów Buffo i Kamienica. Także sporo się dzieje.

- Ale to głównie w Warszawie. Szykuje się może coś przed kamerą, dzięki której będą się mogli panu przyjrzeć mieszkańcy nie tylko stolicy? Bo muszę przyznać, że ostatnio na ekranie jakby pana mniej…

- Na razie nic takiego nie znalazłem.

- Ach, to pan szuka?

- Również, ale dlatego że mnie nikt nie znalazł. Były propozycje, ale, niestety, mało interesujące. Nie chciałbym na siłę pakować się w produkcję, w której czułbym się znów niewolnikiem.

- Ostatnio, co się chwali, wspiera pan młodych twórców. Zagrał pan w dwóch etiudach studenckich.

- Ich tematy wydały mi się ciekawe. Poza tym chciałem przyjrzeć się pracy i sposobie myślenia przyszłych reżyserów, z którymi być może kiedyś przyjdzie mi pracować.

- W tym roku mija 21 lat, czyli tzw. oczko pana pracy artystycznej. Czego można panu życzyć na kolejne oczko?

- Żebym był ciągle czynnym i żywym aktorem.

- Czyli trupa już nie chce pan zagrać?

- To mam już za sobą (śmiech). Lubię swój zawód i chciałbym w nim, i dzięki niemu, jeszcze trochę funkcjonować. Przynajmniej tak jak do tej pory. Odpukać!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24