Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ranną w wypadku suczkę właściciel zostawił u weterynarza [WIDEO]

Karolina Jamróg
Dwuletnia, niewielka suczka, która w schronisku dostała imię Punia, ma otwarte złamanie dwóch łap. Jutro przejdzie operację. Pracownicy schroniska liczą, że szybko znajdzie nowy dom. Do poprzedniego właściciela z pewnością nie wróci
Dwuletnia, niewielka suczka, która w schronisku dostała imię Punia, ma otwarte złamanie dwóch łap. Jutro przejdzie operację. Pracownicy schroniska liczą, że szybko znajdzie nowy dom. Do poprzedniego właściciela z pewnością nie wróci Krzysztof Kapica
Dwuletnia, niewielka suczka, która w schronisku dostała imię Punia ma otwarte złamanie dwóch łap. W czwartek przejdzie operację. Właściciel kundelka nie tylko nie zapłacił weterynarzowi za pomoc, ale nie pojawił się żeby odebrać psa. Zdziwionej weterynarz powiedział przez telefon, że psa może oddać do schroniska.

Dzień później do schroniska "Kundelek" w Rzeszowie dotarł anonimowy mail, z którego wynika, że mężczyzna chciał się pobyć kundelka, bo planuje kupić yorka.

Suczkę potrącił samochód

Właściciel przyjechał z rannym psem do Lecznicy dla Zwierząt Jamnik rankiem w niedzielę.

- Właściciel powiedział, że psa dzień wcześniej potrącił samochód. Kiedy zapytałam, czy po wypadku ktoś udzielił suczce pomocy i czy właściciel zawiózł psa do weterynarza, żeby opatrzyć zwierzę ten zaprzeczył - wspomina Beata Sochacka z lecznicy.

Weterynarz zbadała ranną suczkę, a diagnozę przekazała właścicielowi. Jak się okazało zwierzę miało otwarte złamania łap: przedniej i tylnej.

- Właścicielowi od razu zaproponowałam, że zrobimy zdjęcie rentgenowskie kończyn. Zgodził się. Potem poinformowałam go, że złamane kończyny trzeba usztywnić i dać leki przeciwbólowe, żeby suczka niepotrzebnie nie cierpiała. Mężczyzna przyznał mi rację - relacjonuje pani weterynarz.

W lecznicy udzielono psu pomocy. Problem pojawił się, kiedy chciano oddać psa właścicielowi. Mężczyzna miał oświadczyć, że nie zapłaci, bo nie ma przy sobie pieniędzy. Potem pojechał do domu po gotówkę. I już nie wrócił.

- Zadzwoniłam na numer, który do siebie zostawił. Siostra właściciela suczki poinformowała mnie, że mogę psa oddać do schroniska - wspomina Beata Sochacka.

Weterynarz nie miała innego wyjścia. Zawiozła psa do schroniska "Kundelek" w Rzeszowie.

Właściciel nie chce psa

- To jest ewidentne porzucenie psa, znęcanie się nad zwierzęciem, a co za tym idzie łamanie prawa - mówi Halina Derwisz, szefowa "Kundelka".

Połamana Punia leży w gabinecie szefowej schroniska.

- Jest już w trochę lepszym stanie, powoli zaczyna jeść. W czwartek będzie mieć operację. Złamania otwarte bardzo ciężko się goją, ale mam nadzieję, że pies będzie chodzić - dodaje Halina Derwisz.

To jednak nie koniec historii.

- Kiedy zamieściliśmy na swojej stronie informację o suczce dostaliśmy anonimowego maila. Wynika z niego, że właściciele psa już od dłuższego czasu chcieli się go pozbyć, bo zamarzył im się inny pies, rasy York - mówi szefowa "Kundelka". I dodaje: - Nie mam wątpliwości, że ta sprawa znajdzie swój finał w sądzie. Schronisko złożyło już w tej sprawie zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Rzeszowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24