To był ciekawy turniej. Wielkie brawa zebrał Jerzy Gonet, bo potrafił z rozbicia wpakować do łuz trzy dziewiątki. Wspominany Witek w meczu z Januszem Stawarzem przegrywał już 0:6, ale uratował skórę. Dla odmiany Jan Cyrul prowadził już 7:2 w pojedynku z Grzegorzem Marcem i...
– Zachciało mi się zagrać kombi. Nie trafiłem i mecz uciekł – komentował popularny „Johny”, kapitan koszykarzy rzeszowskiego Startu.
Chyba największy „fun” bilardowa brać miała pod koniec meczu Tomasza Ryznera z Romanem Gałuszką. Ten pierwszy prowadził wysoko, ale gdy od celu dzielił go jeden punkt, zaczął knocić kolejne meczowe bile. Pan Roman nadrobił trochę dystansu, ale przeciwnik w końcu wycelował tam gdzie trzeba, wygrał 8:5 i w swoim drugim w życiu starcie w NLP zaliczył pierwszy ćwierćfinał. Tam mógł dokonać prawdziwego wyczynu, ponieważ prowadził z nieco rozluźnionym Pecką 7:5. „Dziadek” jednak w porę się skoncentrował i w sumie dość łatwo urwał się ze stryczka.
– W pewnym momencie tego tego meczu poczułem ucisk przełykowo krtaniowy – żartował po wszystkim Robert, który w półfinale ograł 8:3 wspomnianego Grześka Marca.
Jeśli chodzi o Witka, to jego droga do finału wiodła przez lewą stronę drabinki turniejowej, na która trafił już po pierwszej rundzie, przegrywając 5:8 z Dariuszem Buczyńskim. Kubeł zimnej wody dobrze Witkowi zrobił, bo w kolejnym meczu zaskakująco wysoko (8:2), pokonał Sebastiana Krupę. Później zaliczył wspomniany wyżej mecz z Januszem Stawarzem (8:6), a następnie wygrał wojnę nerwów z Arkadiuszem Nawojskim (8:7). W ćwierćfinale pokonał Jurka Goneta 8:3, a w półfinale nie dał szans Mirkowi Dąbrowskiemu (8:0).
Finał turnieju był interesującym pojedynkiem. Witek miał swoje szanse na ogranie Roberta, ale ostatecznie rutyna i doświadczenie wzięły górę. „Dziadek”, który, przypomnijmy, w poprzedniej edycji była najlepszy zarówno w rankingu, jak i zawodach Masters, przy stanie 6:6 wpakował z rozbicia dwie punktowane bile do łuz i mógł przyjmować gratulacje za zwycięstwo.
- Była szansa, żeby ten mecz potoczył się lepiej dla mnie, ale w pewnym momencie dopadł mnie nerwy, co miało wpływ na dokładność uderzeń. Wygrałem tydzień temu, powinienem wygrać ten mecz, więc jestem trochę zły na siebie. Z drugiej strony nie ma też co za bardzo narzekać, bo przecież w meczu z Januszem byłem już prawie poza turniejem, ale jakoś się uratowałem – komentował po finale Witek.
– Ciekawy, zacięty mecz, ale w sumie nic w tym dziwnego. Witek zawsze walczy, zawsze jest groźny. Było ciężko, ale, nie da się ukryć, miałem trochę szczęścia. Przy rozbiciu wpadły mi dwie punktowane bile i mogłem się cieszyć z wygranej – podsumował Robert.
Ciekawiej niż zwykle było też, jeśli chodzi o Jackpota. Prawo zagrania o finansową pule otrzymał od losu Arek Nawojski. Dobrze rozbił, mógł kontynuować grę, ale kiedy od celu dzieliły go cztery bile, musiał grać niełatwe kombi. Sztuka się nie powiodła i za tydzień do wygrania będzie jeszcze więcej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Czyżewska była polską Marilyn Monroe. Dopiero teraz dostała kwiaty na grób
- Co się dzieje z Sylwią Bombą? Drobny szczegół totalnie ją odmienił [ZDJĘCIA]
- Hakiel złożył ukochanej arabską przysięgę miłości! Poznali się 6 miesięcy temu...
- Olbrychski nie przypomina dawnego amanta "Jest jak Kopciuszek po dwunastej w nocy"