Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozliczano mnie za wiek, nie za wyniki

Łukasz Pado
Ewelina Nycz
Rozmowa z MARCINEM URBASIEM, byłym polskim biegaczem, który gościł w Rzeszowie podczas kwalifikacji wojewódzkich do mitingu Samsung Athletic Cup.

MARCIN URBAŚ

Ur. 17 września 1976 r. Specjalista od biegu na 200 m. Jako drugi biały sprinter przełamał barierę 20 sek na 200 m (19,98 s). Srebrny medalista mistrzostw Europy w 2002 roku w sztafecie 4x100 m. Złoty (2002) i brązowy (2005) medalista Halowych mistrzostw Europy na 200 metrów. Rekordzista Polski na 200 m w hali i na stadionie.

- Włączył się pan do akcji promowania lekkoateltyki wśród dzieci. Często uczestniczy pan w takich inicjatywach?
- Na taką skalę to tylko w Samsung Athleic Cup. To wspaniała inicjatywa z którą jestem związany od roku. Nie ma innego, równie prostego sposobu na wyłonienie młodych talentów. W ciągu siedmiu lat przez ten miting przewinęło się ponad pięćdziesiąt tysięcy dzieci, to już jest jakaś selekcja i można wybrać kilku zdolnych zawodników.

- Rok temu skończył pan karierę, czym teraz zajmuje się Marcin Urbaś?
- Wieloma rzeczami. Prowdzę treningi z motoryki w piłce nożnej, pomagam w prowadzeniu kadry kajakarek w sprincie. Jestem ambasadorem Samsung Athletic Cup i reporterem w redakcji sportowej telewizji WTK poznańskiej.

- Dlaczego przestał pan biegać, przecież wciąż był pan najlpeszy w Polsce?
- To nie był problem fizyczny, ani mojego wieku. Zmęczyło mnie rzucanie mi przez różne osoby. Jeszcze dwa lata temu miałem najlepszy wynik w Europie na hali na 200 metrów i nie łączyło się to z żadnym wsparciem finansowym. Byłem już traktowany jako zawodnik nieperspektywiczny, nie należało mi się nic. U nas się nie rozlicza za aktualne wyniki, tylko za wiek.

- To znaczy, że uczestnicy mistrzostw Europy z Polski nie mają z tego tytułu pieniędzy?
- Nie wiem jak jest teraz, kompletnie odciąłem się od Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, nie interesuje mnie to teraz. Ja nie dostawałem żadnego stypendium z tego tytułu.
- Razem z panem skończyła się wielka Polska sztafeta, która jako jedyna biała straszyła tych najszybszych...
- To nie tylko ja. Tak naprawdę składa się na to wiele czynników. Musi raz na jakiś czas urodzić się sprinter, który będzie robił wrażenie na arenie międzynarodowej. U nas tak się złożyło, że tych sprinterów urodziło się kilku w podobnym czasie i wraz kolegami stanowiliśmy w pewnym momencie wielką siłę wśród białych sztafet. Można powiedzieć, że przez chwilę byliśmy najszybszą białą sztefetą świat. W Atenach zajęliśmy pięte miejsce, wyprzedzili nas tylko ciemnoskórzy zawodnicy. Ale to nie tylko moja zasługa, zależało to również od Piotrka Balcerzaka, Marcina Krzywańskiego, Marcina Nowaka, czy Ryśka Pilarczyka, nie zapominajmy też o Łukaszu Chyle i Marcinie Jędrusińskim. Myślę, że taki skład nie prędko się trafi, bo teraz w Polsce jest zlepek indywidualistów, którzy biegają w sztafecie. Wtedy biegała sztafeta.

- Brakuje im zgrania?
- Bieganie w sztafecie to wielka odpowiedzialność. W piłce nożnej jest jedenastu zawodników i tak naprawdę przy dobrych wiatrach czterech może zagrać słabo, a i tak drużyna na tym dobrze wyjdzie. Natomiast u nas nie może popełnić błędu absolutnie nikt. Błąd jednego eliminuje całą sztafetę. Zmiany są robione na prędkości 40 km/h, przy takiej szybkości zdecydowanie łatwie jest zgubić pałeczkę niż ją przekazać. Polska sztafeta już trzy lata z rzędu gubi tą pałeczke i nie jest w stanie dobiec do końca. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Nie pamiętam, żeby na dużej imprezie coś takiego mi się zdarzyło. Zdarzały nam się błędy w sztafecie, czasem ktoś za wcześnie lub za późno wybiegł, ale zawsze była zmiana.

- Takie zmiany się specjalnie trenuje?
- Oczywiście. Może właśnie dlatego my nie mieliśmy kłopotów podczas zmian, bo jeździliśmy razem na obozy, trenowaliśmy razem i czuliśmy siebie. Ja dokładnie wiedziałem w jaki sposób podaje Marcin Nowak, Piotrek Balcerzak i wiedziałem jak mam wyciągnąć rękę, aby ta pałeczka do mnie dotarła. Nie było strachu, że ta pałeczka do nas nie dotrze, teraz widzę, że to się pojawiło. Cóż teraz jest zlepek indywidualności, która biega sztafetę. Boją się czy podadzą dobrze pałeczkę, bo nie mają do siebie wyczucia. My baliśmy się tylko tego, czy awansujemy do następnej rundy.

- Teraz jako trener, ambsador mitingów, spotyka pan dużo młodych biegaczy. Widzi pan czasem, gdzieś wśród nich małego Marcina Urbasia?
- Raczej nie, bo gdy miałem tyle lat co oni byłem przeciętniakiem. Musiałbym spojrzeć gdzieś w środek stawki, to może by się znalazł ktoś taki jak ja. Nie wygrywałem wtedy zawodów, to przyszło z czasem. Wytrwałością osiągnąłem to wszystko co mam. To też polecam młodym. Bądźcie wytrwali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24