Strażacy z Rudnej Małej: wśród nas nie ma podpalacza

Wczoraj pisaliśmy, że w Rudnej Małej ludzie żyją w strachu, bo we wsi znów grasuje podpalacz. Ogień podkłada w weekendy, w środku nocy, co dwa, trzy tygodnie. Piroman upatruje sobie drewniane, niezamieszkałe domy i stodoły. W ostatnim pożarze mieszkańcy stracili ciągnik, sprzęt rolniczy i pół tony zboża. Ludzie nie śpią po nocach, dyżurują w obawie, przed kolejnym pożarem. Podpalacza tropi policja.

We wsi już raz ujęto podpalacza - 17-letniego Kamila, który chciał być członkiem OSP. Kto tym razem podkłada ogień? We wsi huczy od domysłów. Cień podejrzeń padł też na strażaków - ochotników. Za bardzo krzywdzące uważa je Marian Bąk, naczelnik OSP w Rudnej.

- Ręczę za moich strażaków w 99 procentach - mówi. - Znam ich na tyle. Starsi są sprawdzeni. Do młodszych też mam zaufanie. Podczas jednej z akcji najmłodsi gasili stodołę, kiedy w drugiej części wsi, pół kilometra od nas, w tym samym czasie wybuchł pożar. Kiedy ktoś z moich ludzi miałby się przemieścić? Ten podpalacz to jakiś psychol.

Oburzają go także zarzuty, że strażacy za każdą akcję biorą pieniądze.

- Żaden z nas nie wziął nawet złotówki do kieszeni. Mam na to dowody - zapewnia.

Pieniądze, które się nam należą, czyli 12 zł brutto na osobę za godzinę akcji i 4 zł za udział w szkoleniach są przelewane na konto OSP. Tak postanowiliśmy. Za nie remontujemy remizę, kupujemy sprzęt.