MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Strażnicy miejscy roznosili wyborcze listy burmistrza Sanoka

Dorota Mękarska
Rys. Tomasz Wilczkiewicz
Wojciech Blecharczyk, burmistrz Sanoka, napisał do członków Towarzystwa Przyjaciół Sanoka i Ziemi Sanockiej listy z prośbą o poparcie go w wyborach samorządowych. Nie wysłał ich pocztą. W godzinach pracy rozwozili je strażnicy miejscy.

Blecharczyk o tym, że zdecydował się po raz trzeci ubiegać o stanowisko burmistrza Sanoka, powiadomił dziennikarzy 3 września. Zwołał specjalną konferencję, a media zaprosił do sali herbowej Urzędu Miasta - mimo że takie spotkanie powinno odbyć się poza magistratem. Dla przykładu - cztery lata temu Piotr Przytocki, który ponownie starał się o fotel prezydenta Krosna, kampanię wyborczą rozpoczął w hotelu "Nafta" w Krośnie.

Listy prywatne, strażnicy miejscy

Zwołanie konferencji w magistracie to niejedyne nadużycie Blecharczyka na starcie kampanii wyborczej. Jako członek Towarzystwa Przyjaciół Sanoka i Ziemi Sanockiej wystąpił do kolegów z zarządu o poparcie. W napisanym do nich liście powołał się na… wieloletnie członkostwo w stowarzyszeniu. Część pism rozwieźli do adresatów strażnicy miejscy.

- Strażnik doręczył mi je 2 września koło południa, czyli w godzinach pracy. Ubrany był w mundur - opowiada jeden z członków stowarzyszenia (nazwisko do wiadomości redakcji), któremu pismo dostarczono w Sanoku.

Strażnik miał po drodze

Krzysztof Prendecki, socjolog z Politechniki Rzeszowskiej:

- To są bardzo dobre decyzje. Burmistrz Sanoka jest znanym ekologiem i nie chciał objeżdżać osiedlowych domów kultury, co wiąże się z większą emisją spalin, a przecież walczymy o zmniejszanie CO2. Więc zrobił spotkanie wyborcze u siebie. A wysyłaniu urzędników w roli politycznych akwizytorów i naganiaczy, należy tylko przyklasnąć. Przecież taki urzędnik siedzi wynudzony 8 godzin na stołku, co źle wpływa ma organizm, a tak przynajmniej zazna trochę ruchu dla zdrowia.

A tak na poważnie, to myślę, że wyborcy właściwie ocenią poczynania swojego namiestnika w nadchodzących wyborach. Jak to mówiono przed wojną: "Weź pięć kilo blagi, dwa kilogramy zawracania głowy, litr lizusostwa, ze cztery kopy padam do nóżek i całuję raczki, podlej to wszystko sprytem życiowym i chciwością na gotówkę, a kandydat na samorządowca gotowy".

Wojciech Blecharczyk zapytany, jak to możliwe, że jego prywatną korespondencję roznoszą w godzinach pracy strażnicy miejscy, wydawał się być zarzutem zdziwiony.

- Wysyłałem osiem pism - potwierdza. - Straż Miejska nie musiała ich roznosić, bo większość osób, do których były adresowane, pracuje w Urzędzie Miasta. Nic nie wiem o tym, żeby listy były rozwożone przez strażników. Żadnemu ich nie dawałem.

Sprawdziliśmy. Nie wszyscy odbiorcy są pracownikami urzędu. Najprawdopodobniej w trzech przypadkach listy otrzymały osoby postronne. Jeden z nich trafił do Beska. Odbiorca potwierdza, że pismo przywiózł mu strażnik. Podobno miał po drodze, jadąc do Krosna.

Jerzy Sokołowski, komendant Straży Miejskiej w Sanoku, zaprzecza, by strażnicy roznosili pisma od kandydata Wojciecha Blecharczyka.

- Pan burmistrz nie wydawał mi żadnego polecenia - utrzymuje. I dodaje, odnosząc się do relacji potwierdzających ten fakt: Słowo przeciwko słowu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24