Szlakiem Lisa - Kuli

Autobusem dojeżdżamy do Kosiny, gdzie w 1896 r. urodził się Leopold Lis- Kula - bohaterski żołnierz Legionów, uczestnik i jeden z przywódców walk o granicę wschodnią Polski Niepodległej w 1918 r., który mieszkał i uczęszczał do gimnazjum w Rzeszowie (obecnie jest to II LO noszące jego imię). Szlak jego imienia, oznakowany na czerwono, z Kosiny do Rzeszowa liczy 39 km. i rozpoczyna się przy budynku Gimnazjum i Szkoły Podstawowej w Kosinie. Dalej biegnie przez Markową, Husów, Handzlówkę, Górę Magdaleny, Budy, Słocinę i kończy się w Rzeszowie przed pomnikiem Lisa-Kuli na Placu Farnym. Trasa ta wytyczona przez przewodników PTTK, w obie strony jest ciekawa i urozmaicona. Faliste wzniesienia Podgórza Rzeszowskiego sprawiają, że łatwo można stąd podziwiać krajobraz. Najładniejszy widok jest oczywiście z Magdalenki.
W Kosinie zwraca uwagę drewniany kościół św. Sebastiana. Zbudowany w 1737 r. od tego czasu zachował się w niezmienionym stanie. Idąc dalej, w Markowej podziwiamy skansen "Zagroda" powstały w 1985 r. staraniem Towarzystwa Przyjaciół Markowej z okazji 600-lecia wioski. Jest tam chałupa z 1818 r., stajnia, stodoła, wiatrak i spichlerz oraz zagroda biedniacka złożona z chałupy i stajenki. Ta oryginalna zagroda została zrekonstruowana społecznym wysiłkiem mieszkańców wsi, większość obiektów i ich wyposażenia pochodzi z darów.
Z Markowej maszerujemy falistymi wzniesieniami Podgórza Rzeszowskiego w okolice wioski Husów, gdzie znajduje się kopalnia gazu ziemnego. Po drodze pokonujemy "Magdalenkę", czyli górę Marii Magdaleny, rozłożyste wzniesienie długości 20 km ciągnące się między dolinami Wisłoka na zachodzie, po źródłowe potoki Mleczki i Sawy na wschodzie. Centralnym punktem tego pasma jest otoczony starymi drzewami kościółek św. Marii Magdaleny, budowla barokowa, powstała na początku XVIII w.
W Słocinie mijamy kościół parafialny św. Rocha i przechodzimy przez park z przełomu XVIII i XIX w. , gdzie stoi dwór z XIX w. Szlak koloru czerwonego kończy się przed pomnikiem Lisa-Kuli na Placu Farnym w Rzeszowie, gdzie docieramy, oczywiście zdejmując z nóg biegówki.