Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Ferenc: nadziemną kolejkę w Rzeszowie zbudujemy z Wrocławiem

Rozmawiał Bartosz Gubernat
Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa.
Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa. Archiwum
Pierwsza część wywiadu z Tadeuszem Ferencem, prezydentem Rzeszowa. Rozmawiamy m.in. o planach budowy w Rzeszowie nadziemnej kolejki i buspasach.

- Była już nadziemna kolejka, okrągła kładka dla pieszych i tańcząca fontanna. Ostatnio wrócił temat Rzeszowa jako metropolii. Złośliwi twierdzą, że prezydent Ferenc mami mieszkańców niestworzonymi wizjami, bo na półmetku trzeciej kadencji poczuł się zbyt pewnie i stracił kontakt z rzeczywistością. Co pan na to?

- Nie zgadzam się z takimi opiniami. Te inwestycje powinny być realizowane. Zdaję sobie sprawę, że budowa kolejki to temat niesamowicie trudny, z uwagi na to, że jest to całkowite nowum w Polsce. Ale to nie powód, żeby rezygnować z marzeń. Pokazywałem ją premierowi Tuskowi, ministrowi Grabarczykowi, rozmawiałem w tej sprawie z panią minister Bieńkowską. Wszyscy byli pod wrażeniem i zapewniali, że trzymają za nas kciuki.

Przyjeżdża do mnie też prezydent Dutkiewicz z Wrocławia, mój przyjaciel. Wiele razy rozmawialiśmy o tym, żeby kolejkę zbudować w obu miastach. I sprawa jest aktualna.

On ma teraz trudne tematy, bo zbliża się Euro 2012. Ale ja nie próżnuję. Moi urzędnicy we współpracy z panem Sroką, właścicielem Transsystemu, który mógłby zbudować kolejkę, pracują nad tematem. A ja szukam pieniędzy. W poniedziałek wróciłem z Bazylei, gdzie rozmawiałem o możliwościach dotacji. Rząd szwajcarski jest tematowi przychylny.

- Ale z fontanny pan zrezygnował. Nie ma jej w budżecie Rzeszowa.

- To nie tak. Postaram się przekonać do niej radnych, bo mieszkańcy zasługują na takie miejsce. Ukształtowanie terenu przy al. Lubomirskich jest wręcz idealne na taką inwestycję. Wyobrażam sobie, jak całe rodziny, wycieczki, mamy z dziećmi siedzą na ławkach amfiteatru i podziwiają wodno-świetlne spektakle.

Walory estetyczne to jednak nie wszystko. Takie miejsca to atrakcje przyciągające turystów, a turyści to dodatkowe wpływy do kieszeni naszych przedsiębiorców. Zakładając, że zarobią sklepy, cukiernie, hotele i restauracje, wcale nie uważam, że fontanna to duży wydatek. Stać nas na inwestycję za 10 mln zł.

- Skąd taka pewność?

- Proszę popatrzeć na rzeszowski Rynek. Kiedy mówiłem o remoncie, a potem chciałem stawiać letnie ogródki piwne, radni kręcili nosem i wieszali na mnie psy. Argumentowali, że ludzie będą tylko pić alkohol i rozrabiać. Jak dzisiaj wygląda Rynek? Latem tętni życiem i spotykają się tu tysiące ludzi. Organizujemy dla nich imprezy, na których zawsze bawią się tłumy. Dlaczego więc z fontanną ma być inaczej?

Co do kładki, to sprawa wcale nie wyszła ode mnie. Owszem, widziałem tego typu obiekt w Szanghaju, ale to nie ja zaproponowałem takie rozwiązanie. Pewnego razu gościłem w ratuszu jednego z bardziej znanych rzeszowskich architektów. Rozmawialiśmy o czymś innym. Nagle wtrącił nieśmiało: a co by pan powiedział na kładkę dla pieszych w kształcie ronda? Mnie interesują wszelkie nowości, więc dałem mu zielone światło. Słucham ludzi, więc przystałem na jego propozycję.

Powiem więcej. Kolejne przejście nad ulicą chciałbym budować nad al. Piłsudskiego, w rejonie ul. Targowej. Tego wymagają ode mnie mieszkańcy. Dalej pan uważa, że nie słucham ludzi i pozjadałem wszystkie rozumy?

- Ale znienawidzonych buspasów kierowcy panu nie darują. Nie boi się pan paraliżu Rzeszowa?

- Nie. W Bazylei też je mają. A mimo, że miasto jest bardzo ciasne, rozwiązanie działa bez zarzutu.

Kierowcy nie powinni bać się nowych rozwiązań. Ja jako dziecko jeździłem autobusem od ul. Kościuszki do Mickiewicza i przez ul. 3 Maja. Dzisiaj to zamknięte deptaki.

Czasy się zmieniają i trzeba dostosowywać układ komunikacyjny do dzisiejszych realiów. Wcale nie twierdzę, że buspasy będą wieczne. Póki co trwam jednak przy twierdzeniu, że to mądre rozwiązanie. Przypominam, że jest częścią wielkiego programu, składającego się z wielu innych inwestycji. Same buspasy nie zdałyby egzaminu, ale kompleksowe załatwienie tematu poprawi ruch w mieście. Program transportowy przygotowali najlepsi specjaliści w kraju. Zaufajmy im.

- Likwidując w 2003 roku strefę płatnego parkowania mówił pan, że opłaty za postój to nieuczciwe postępowanie wobec mieszkańców. Jak wytłumaczy pan zamiar jej przywrócenia?

- Rzeczywiście, strefa na pewno wróci do miasta. Zleciliśmy już opracowanie kilku koncepcji jej zasięgu i działania. Tu nie chodzi jednak o pieniądze. Kiedy ją likwidowaliśmy, w Rzeszowie było 30 tysięcy samochodów. Dzisiaj jest ich prawie 100 tysięcy. Musimy szukać sposobów na większą rotację pojazdów na parkingach w centrum.

Poza tym, jeśli wprowadzimy opłaty, do miasta przyjdą prywatni inwestorzy, którzy zbudują wielopoziomowe parkingi. Tylko jeśli parkowanie przy ulicach będzie płatne, oni będą mogli zarobić na swoich garażach. Obiecuję jednak, że strefa będzie mało uciążliwa dla mieszkańców.

- Chce pan połączyć ul. Rzecha z Lubelską. Na forach internetowych opinie na temat nowej drogi są skrajnie różne. O ile architektura się podoba, mieszkańcy zarzucają, że podwieszany most będzie zbyt drogi. Inny internauta twierdzi, że budowa tej drogi nie ma sensu, bo przecież kawałek dalej powstaje autostradowa obwodnica miasta.

- Argument dyskwalifikujący drogę jest nietrafiony. Zadaniem obwodnicy autostradowej będzie głównie przejęcie ruchu tranzytowego. Droga do ulicy Lubelskiej to natomiast alternatywa dla mieszkańców jeżdżących między naszymi osiedlami. To nie obwodnica, ale ulica miejska. Przy ul. Rzecha już budują się firmy, z biegiem czasu powstaną tu domy. Miasto szybko się rozrasta. Pamiętam, że kiedy w latach 70-tych budowano drogę łączącą Wilkowyję i Przybyszówkę, biegła przez wieś. Al. Powstańców Warszawy i Armii Krajowej też były obwodnicami, a dzisiaj wrosły w miasto. Dlatego jestem przekonany, że nowa droga, która docelowo przetnie jeszcze ul. Warszawską i połączy się z ul. Krakowską to strzał w dziesiątkę.

Jeśli chodzi o koszty, to projektant przygotował dla nas trzy warianty przebiegu trasy. Most podwieszany jest najładniejszy, ale i najtańszy. Po pierwsze dlatego, że biegnie nad zbiornikiem wodnym należącym do elektrociepłowni. Gdybyśmy chcieli go ominąć, trzeba by wydać pieniądze na kosztowne wykupy działek.

Z naszych szacunków wynika, że koszt budowy mostu na zwykłych, betonowych słupach byłby podobny. Ale tego rozwiązania też nie bierzemy pod uwagę. Elektrociepłownia nie zgadza się bowiem na umieszczenie podpór w swoim zbiorniku. Jego dno zostało wyłożone specjalną, bardzo drogą izolacją. Słupy na pewno by ją zniszczyły.

Wkrótce druga część rozmowy z prezydentem Tadeuszem Ferencem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24