MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tak wygląda nasza wigilia. Wierność tradycji to podstawa

Jakub Hap
24 grudnia. Trzy jasielskie rodziny - Przewoźnikowie, Kupczykowie i Forystkowie - opowiadają, w jaki sposób celebrują ten wyjątkowy wieczór i co, ich zdaniem, jest w Wigilię największą wartością.

Boże Narodzenie to wyjątkowy czas. Są światełka, łańcuszki, bombki, jest i choinka. Ludzie - zabiegani zwykle w pośpiechu codziennych trosk - zatrzymują się, składają sobie życzenia, darzą się uśmiechem. W św. mikołaja bawią się nawet supermarkety, obniżając ceny dziesiątek produktów. Wreszcie nie trzeba szukać brakujących zazwyczaj, lub ukrytych gdzieś pod kasą koszyków - pojemne wózki, to najlepsze rozwiązanie podczas świątecznych zakupów. Okres bożonarodzeniowy nie sprzyja oszczędzaniu...

Gdy rozbłyśnie pierwsza gwiazdka...
Ale święta to nie tylko ten wyjątkowy czas każdego roku. Abstrahując od ich oczywistej wartości w kontekście przeżyć religijno-duchowych, stanowią istny konglomerat bogactwa tradycji i zwyczajów. Zwłaszcza wieczerza wigilijna - obrzęd o wyjątkowej mocy symbolicznej.

Czas po pojawieniu się na niebie pierwszej gwiazdki w każdym domu upływa nieco inaczej.... W inny sposób przeżywają go górale, w inny Ślązacy, w jeszcze inni mieszkańcy Mazur, Wielkopolski, Podlasia czy Podkarpacia. Różnice bywają mniejsze bądź większe, bardziej widoczne bądź sprowadzające się do niuansów. Ale czyż nie niuanse stanowią o sile kulturowej różnorodności?

Ponieważ kolejna Wigilia już tuż-tuż, postanowiliśmy złożyć wizytę trzem rodzinom z Jasła. Opowiedziały nam, w jaki sposób celebrują ten wyjątkowy wieczór i co, ich zdaniem, jest w Wigilię największą wartością.

Wigilia jest po to, by ją celebrować!
Na pierwsze spotkaniew wybraliśmy się do mieszkających na jasielskim osiedlu Hankówka państwa Marii i Juliana Przewoźników, oraz Małgorzaty i Bogdana Kupczyków.

Rozmowę rozpoczęliśmy od wspomnień. - Obydwoje z mężem pochodzimy z Błażkowej. W czasach naszej młodości do Wigilii szykowano się już co najmniej trzy tygodnie wcześniej. Pracy było co nie miara, zwłaszcza że wszystko robiło się własnoręcznie - stroiki, aniołki, świeczki na choinkę... Ale samą choinkę ubieraliśmy dopiero w dzień Wigilii, przed południem, nie tak jak dziś, z wyprzedzeniem. Wedle tradycji robił to tata z dziećmi, mama miała na głowie gotowanie. Jak przynosiliśmy drzewko do domu, jeszcze pachniało świeżością - wspomina pani Maria Przewoźnik.

Sama wieczerza rozpoczynała się w momencie, gdy na niebie zagościła pierwsza gwiazdka. Wcześniej na stół kładziono sianko i opłatki, w czasie wojny zastępowane chlebem.

- Oczywiście od samego rana obowiązywał post, by do wigilii każdy zdążył zgłodnieć. Wieczerzę zawsze rozpoczynała długa modlitwa. Korzystaliśmy z książeczek, fragment Ewangelii o narodzeniu Pana Jezusa zaczęliśmy czytać około roku 1950. Dopiero wtedy kupiliśmy Pismo Święte. W tamtych czasach nie było tak, że każdy miał do niego dostęp. Po modlitwie przystępowaliśmy do tradycyjnego łamania się opłatkiem i składania sobie wzajemnych życzeń. Gdy ta część wieczoru się zakończyła, był czas na przystąpienie do jedzenia... - opowiada pan Julian.

Jaka Wigilia, taki cały rok
A co gościło na suto zastawionym stole? Całe mnóstwo pyszności. Wigilijne menu nieco różniło się od tego dzisiejszego. Państwo Przewoźnikowie podkreślają m.in., że nie było w nim ryb. Jedzono za to pierogi z kapustą i gruszkami, kaszę, groch.

- Potrawy jadło się z jednej miski, która leżała na opłatku. Taki był zwyczaj... Mówiło się, że jak miska przyklei się do opłatka, to będzie urodzaj składników z dania, które było w niej w danym momencie - mówi pan Julian. I dodaje, że podczas wieczorów wigilijnych nigdy nie mogło zabraknąć kolorowych opłatków dla zwierząt.

W dzień poprzedzający Boże Narodzenie ludzie przykładali dużą wagę do tego, by traktować się z wzajemnym szacunkiem. W myśl powiedzenia - jaka Wigilia, taki cały rok.

Po wieczerzy rodzina wspólnie śpiewała kolędy. Te tradycyjne - np. „Wśród nocnej ciszy”, „A wczora z wieczora”. - Oj, dużo się tego śpiewało...Kolędowanie to była dla nas wielka radość - twierdzi pani Maria.

Państwo Przewoźnikowie podkreślają, że w ich rodzinach wigilia zawsze trwała dobrych kilka godzin, do czasu wyjścia rodziców na „północkową” - jak nazywano wówczas pasterkę. Gdy żyli jeszcze dziadkowie, przed wizytą w kościele zaglądali do nich, by połamać się opłatkiem.

- Jeśli chodzi o „północkową”, to przed laty trwała ona o wiele dłużej niż dzisiaj. Około dwóch godzin - precyzuje pan Julian.

To magia tych stron...
Bożonarodzeniowe tradycje wyniesione z domu, pani Maria i jej mąż pielęgnowali w założonej wspólnie rodzinie. Od 1953 roku, bo to wtedy ślubowali sobie miłość przed Bogiem.

W latach 60. wyjechali na północ Polski, zamieszkali pod Bydgoszczą. Z dala od rodzinnych stron spędzili dwie dekady. Mimo to święta przeżywali zawsze „po podkarpacku”.

- Byliśmy w szoku, gdy zdaliśmy sobie sprawę, że na Pomorzu nikt szczególnie nie celebruje Bożego Narodzenia. Nie ma zwyczaju strojenia domów, ogrodów, a wigilia to po prostu uroczysta kolacja. Nic więcej - mówi pani Maria.

Jedyną rzeczą, która ujęła ich podczas niejednych świąt na Pomorzu, było wigilijne obdarowywanie się prezentami. - Przed wieczerzą kładzie się je pod choinkę, a potem wspólnie rozpakowuje. Ten zwyczaj akurat bardzo nam się spodobał. Na tyle, że wprowadziliśmy go do naszego świętowania i teraz wigilia bez prezentów nie wchodzi w grę - śmieje się pani Małgorzata Kupczyk, córka państwa Marii i Juliana. Ona również, wzorem rodziców, zaszczepiła w swoim domu wierność tradycyjnym świątecznym zwyczajom.

- Nie wyobrażam sobie, żeby zjeść w wigilię mięso, choć Kościół tego nie zabrania. Tradycja to tradycja, moi bliscy myślą podobnie - tłumaczy jaślanka.

Mijają lata, tradycje wciąż są żywe
Coroczne wigilie Kupczykowie spędzają rzecz jasna z panią Marią i panem Julianem, z którymi mieszkają dom w dom.

- Od zawsze staraliśmy się spędzać wigilię wspólnie, razem z dziećmi oraz bratem i jego rodziną - przyjeżdżają tu na święta z Bydgoszczy. Od dziesięciu lat wieczerza wigilijna odbywa się u rodziców. Wygląda w zasadzie tak jak przed laty, z tą różnicą, że teraz każdy je ze swojego talerza. Zaczynamy od Pisma Świętego, potem łamiemy się opłatkiem. Na stole nigdy nie brakuje różnego rodzaju pierogów, kompotu z suszonych śliwek, czerwonego barszczu z uszkami, ryb, kapusty... Do dziś po wigilii nie jemy placków, czekamy z tym do Bożego Narodzenia. No, czasem ktoś dobierze się do nich po pasterce (śmiech). Nie pijemy też alkoholu. I oczywiście zostawiamy puste nakrycie dla nieznajomego wędrowca - dodaje pani Małgorzata.

Kupczykowie i Przewoźniko-wie zgodnie podkreślają, że Wigilia zawsze będzie dla nich dniem niezwykłym, a łamanie się opłatkiem nigdy nie przestanie wzruszać. - Zawsze życzymy sobie, abyśmy za rok znów mogli spotkać się w tym samym gronie - kończy pani Małgorzata.

I młodzi kultywują dawne zwyczaje
Przywiązania do pięknych polskich tradycji bożonarodzeniowych nie brakuje również w rodzinie państwa Agaty i Łukasza Forystków.

- Wigilia to czas, by wraz z bliskimi cieszyć się wzajemnie swoją obecnością. Najpierw idziemy do mojej teściowej, kochanej Tereni Forystek, następnie do Jasi i Władysława Krawców - moich rodziców, a na końcu odwiedzamy mojego dziadzia, 93-letniego Andrzeja Tockiego, do którego przyjeżdża na święta rodzeństwo mojej mamy. Atmosfera zawsze jest wspaniała - wyznaje Agata.

Także u Forystków w wigilijny wieczór wszystko zaczyna się od ukłonu w kierunku Boga...

- Klękamy i modlimy się. Jest czas na Ewangelię, czyta ją nasz córka Ola. Następnie dzielimy się opłatkiem, składając sobie życzenia. Pierwszym daniem, jakie pojawia się na stole, jest czerwony barszcz postny z uszkami, podaje go moja mama. Potem jemy ziemniaki z grochem i kapustą, różne rodzaje pierogów, smażoną rybę, kutię, pijemy kompot z suszek. Zawsze są też kluski z makiem, żur biały, różne sałatki, śledzie, nie może też zabraknąć swojskich wypieków. Na koniec wigilii znów klękamy, to nasza tradycja. Dziękujemy za możliwość bycia razem, modlimy się za zmarłych z rodziny. A potem czas na kolędowanie, niektórzy z nas wybierają się na pasterkę - mówi Agata Forystek.

Przewoźnikowie, Kupczykowie i Forystkowie zapewniają, że przy ich wigilijnych stołach nigdy nie brakuje nakrycia dla niespodziewanego gościa. Nie zabraknie i tym razem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24