Tour de Pologne, to nie tylko wyścig

Kibice na trasie gromadzili się już długo przed przyjazdem kolarzy. Bawił ich m.in. Krystian Herba, rzeszowski mistrz w trickach rowerowych i jeżdżeniu po schodach. Na stoiskach sponsorów wyścigu można było skorzystać z darmowych promocji oraz kupić coś do jedzenia i picia. Panowie łakomym wzrokiem patrzyli nie tylko na... kiełbaski. Ich wzrok przykuwały także piękne hostessy z firm partnerskich.

Rzewne dźwięki

Nie wszyscy ze zrozumieniem podchodzili do tak wielkiego wydarzenia. Przy trasie wyścigu na ul. Lisa Luli jeden z mieszkańców zagłuszał pracujące ekipy i kibiców dźwiękami z radia wystawionego na balkon. Właściciel zmuszał wszystkich do słuchania... Radia Maryja.

- Nawet by nam to nie przeszkadzało, gdyby nie te rzewne dźwięki - śmiali się operatorzy telewizji, którzy musieli tego słuchać przez kilka godzin.

Bezpieczeństwu na trasie zagrozili nawet... organizatorzy. Do kilku samochodów i na motocykle wsiadali VIP-y tuż przed przejazdem kolarzy, bo na pętli pojechać razem z peletonem. Raz, gdy z auta wysiadał prezydent Tadeusz Ferenc, zrobiło się niebezpiecznie i peletonu pojawiały się już nerwowe sygnały zagrożenia. Na szczęście blokujący trasę samochód ruszył z piskiem opon.

Bidon dla kibica

Kibice też byli w niebezpieczeństwie. Na jednej z pętli z roweru w stronę kibiców poleciał bidon z napojem. Na szczęście, poza zmoczonymi spodniami, nic się nie stało.

- Będę miał piękną pamiątkę z wyścigu - mówił ochlapany Stanisław z Rzeszowa, podnosząc bidon spod nóg.

Organizatorzy szacują, że na rzeszowskiej pętli wyścig obserwowało ponad 10 tysięcy kibiców. Za rok touru nie zobaczą, ale pewnie za dwa...