Tyrawa Wołoska. Wychowanek domu dziecka walczy z wójtem o dom

Po uzyskaniu pełnoletności chłopak nie mógł wrócić do domu rodzinnego w Sanoku. Postanowił więc, że zamieszka w Rakowej, u babci zajmującej drewniany dom należący do gminy. Wójt Tyrawy Wołoskiej ustnie zobowiązał się, że sprzeda mu dom. Zrobił to w obecności Elżbiety Krupy, dyrektor Domu Dziecka w Długiem.

- Równocześnie chłopak zobowiązał się do spełniania kilku warunków, których nie dotrzymał - mówi Krupa.

Jednym z tych warunków było przeznaczenie przez niego tzw. "wyprawki" na remont budynku, w którym nie ma prądu ani wody. Zamiast podłogi jest klepisko.

- Po opuszczeniu domu dziecka otrzymałem 3,5 tys. zł na zagospodarowanie. Wyremontowałem dom babci, bo myślałem, że będę jego właścicielem - twierdzi.

Z relacji opiekunów wynika, że chłopak tylko część tej kwoty przeznaczył na remont, a resztę na niezbyt trafione zakupy. Kupił np. kuchenkę gazową, choć w domu nie ma gazu.

- To jest człowiek nieodpowiedzialny życiowo. Trzy razy podejmował naukę w szkole średniej i trzy razy z niej rezygnował. Porzucił również pracę, którą załatwiliśmy mu po opuszczeniu domu dziecka - twierdzi Stanisław Mielnikiewicz, wójt Tyrawy Wołoskiej. - Nie sprzedam mu tego domu, bo jest niebezpieczeństwo, że sprzeda go razem z mieszkającą tam, jego babcią.

Chłopak ma inne wytłumaczenie na postawę wójta.

- Obawiam się, że działka, na której stoi dom, została już komuś obiecana. Takie pogłoski do mnie doszły. Zresztą gmina może mi sprzedać ten dom z warunkiem, że nie będę mógł go zbyć np. przez 20 lat.

O takiej możliwości wójt jednak nie chce słyszeć.

- Ja go stamtąd nie wyganiam. On sobie w tym domu może mieszkać, ale go nie dostanie - ucina dyskusję wójt

- To dziecko jest w porządku. Nigdy z nie było z nim większych kłopotów. Tylko trochę buja w obłokach - ocenia byłego wychowanka Elżbieta Krupa.