W rankingach szkół ponadgimnazjalnych warto uwzględniać wyniki matur

- Co ranking, to sukces. W najnowszym, przygotowanym przez Rzeczpospolitą i Perspektywy, wasza szkoła znów jest najlepsza na Podkarpaciu. To cieszy?

- Oczywiście. Uważam jednak, że "ranking szkół ponadgimnazjalnych" powinien się nieco inaczej nazywać. Nie daje bowiem pełnej informacji o szkole. Wolałabym np. ranking szkół, które biorą udział w olimpiadach. Są bowiem szkoły, które nie mają olimpijczyków, ale też mogłyby się pochwalić wybitnymi osiągnięciami, w tym rankingu nie są jednak uwzględnione.

- Ilu olimpijczyków zdecydowało o tak wysokiej lokacie szkoły?

- Mieliśmy trzech laureatów i siedmiu finalistów różnych olimpiad. Największy uczniowski sukces wart podkreślenia to I miejsce w Polsce w olimpiadzie wiedzy o Polsce i świecie współczesnym.

- Jaka jest recepta szkoły na tak dobre wyniki?

- Pracujemy z punktu widzenia potrzeb ucznia. Staramy się dostosować organizację lekcji do wymagań ucznia lub wybijającej się grupki. Na przykład w drugiej klasie mamy trzech zdolnych chemików. Organizujemy zatem dodatkowe zajęcia, ale też dzielimy klasę na grupy. Osobne lekcje mają ci przewyższający rówieśników wiedzą.

- Czy w takich rankingach powinna być informacja o wynikach uczniów na maturze?

- Im więcej informacji, tym rankingi bardziej obiektywne. Już w tym roku były przymiarki, aby brać od uwagę wyniki egzaminów. Szkoła wypadła nieźle, ale po raz pierwszy od kilku lat mieliśmy ucznia, który zaliczył poprawkę. Moim zdaniem popełnił błąd strategiczny. Jako humanista wskazał matematykę wśród obowiązkowych przedmiotów do zdania.

- Może warto też brać pod uwagę to, ilu absolwentów podejmuje studia?

- Niekoniecznie. Uczniowie rozjeżdżają się po Polsce i świecie. Czasem przerywają naukę. Trudno by było to ogarnąć. Wyniki byłyby niemiarodajne.