Wandal w autobusie

Grzegorz Pasternak, dyrektor do spraw przewozu w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym w Rzeszowie twierdzi, że problem dewastacji praktycznie od zawsze, jednak to, co dzieje się w ostatnim czasie przechodzi wszelkie wyobrażenie. Wandale niszcząc siedzenia w autobusach, malując i tnąc oparcia, nie zdają sobie sprawy ile to kosztuje.
- Niektórzy młodzieńcy mają specjalne ,urządzenia" służące do przecinania siedzeń - mówi kierowca autobusu. - Wystarczy parę ruchów ręką i siedzenie jest pocięte. Wśród rzeszowskiej młodzieży bardzo popularne jest kolekcjonowanie kasowników, przy czym trzeba pamiętać, że tylko jeden kasownik wycenia się na 215 złotych.
Jeszcze większe dewastacje zdarzają się na przystankach. Nie ma dnia, aby któryś z nich nie został zniszczony. W najlepszym przypadku huligani wymalują parę wulgarnych słów i zerwą rozkład jazdy. W najgorszym - wybiją szybę i połamią ławki. Żeby wybić grube przystankowe szkło, trzeba się nieźle natrudzić.
- W maju tego roku udało nam się przyłapać delikwenta na gorącym uczynku - mówi Grzegorz Pasternak. Z własnej kieszeni zapłacił dwa tysiące złotych, bo tyle wyniósł koszt naprawy przystanku. Niestety bardzo rzadko udaje nam się kogoś złapać, a obecni przy tych aktach wandalizmu świadkowie, boją się i i nie reagują.
Zatrzymanie wandala i ukaranie nie jest prostą sprawą. Tym bardziej, że sprawcami tego typu przestępstw najczęściej są niepełnoletni. O pociągnięciu ich do odpowiedzialności decyduje sąd dla nieletnich. Niestety, ten często bywa zbyt łaskawy. Być może wystarczyłoby, aby rodzice takiej osoby musieli opłacić koszty naprawy. Może wtedy wandale zastanowiliby się zanim w autobusie wyciągną scyzoryk.